- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JANE FEATHER
UROCZY KOCHANEK
Przełożyła Anna Hebanowa
Tytuł oryginału
A Wicked Gentleman
ROZDZIAŁ I
Absolutnie wykluczone! - Dobitnemu stwierdzeniu towarzyszyło mocne uderzenie
dłonią o drewniany blat wiśniowego stołu.
Zapanowała cisza. Czwórka sędziwych mężczyzn siedząca po jednej stronie stołu
spoglądała na kobietę przed nimi z wyrazem spokojnej stanowczości. Nestor rozstrzygnął
sprawę, nie pozostało więc wiele do dodania.
Kornelia Dagenham spojrzała na gładko wypolerowaną powierzchnię stołu, w
zamyśleniu badając odbijające się w niej wąsate twarze rozmówców. Ich rysy emanowały
pewnością siebie, właściwą osobom, które nie spotkały się nigdy ze sprzeciwem lub z
niezaspokajaniem potrzeb w ciągu wielu lat swego opływającego w luksusy i przywileje
życia.
Uniosła głowę i rzuciła przeciągłe spojrzenie teściowi.
- Absolutnie wykluczone, mój panie? - W jej głosie za brzmiała lekka nuta
niedowierzania. - Nie rozumiem. Krótki pobyt w Londynie nie wydaje mi się szczególnie
ekstrawaganckim pomysłem.
Tym razem stary hrabia wyglądał na zdumionego.
- Ale nim jest, moja droga Kornelio. Nigdy nie słyszałem o równie ekstrawaganckim
pomyśle.
- W rzeczy samej... w rzeczy samej, Markby - wymamrotał pospiesznie jego sąsiad i
dodał: - Lady Dagenham, musi pani zrozumieć, że w pani sytuacji, jest pani, bądź co bądź,
wdową, byłoby wysoce niestosowne, aby osiedliła się pani sama w mieście.
Kornelia powstrzymała dłonie od wystukiwania zniecierpliwienia na blacie.
- Lordzie Rugby, bynajmniej nie sugerowałam przeprowadzenia się do domu w
mieście, a jedynie kilkutygodniową wizytę w Londynie w towarzystwie bliskiej przyjaciółki i
bratowej. Zamierzamy zatrzymać się w Grillons Hotel, który, sami to przyznacie, jest
powszechnie szanowanym miejscem. Wszystkie przekroczyłyśmy już wiek młodzieńczy i
możemy z powodzeniem towarzyszyć sobie jako przyzwoitki, nie wywołując przy tym
zdziwienia, nawet gdybyśmy były zainteresowane wzięciem udziału w sezonie, choć nie
jesteśmy. Będzie to kształcąca podróż dla dzieci...
- Absurd - przerwał hrabia Markby, ponownie uderzając dłonią w stół. - Kompletny
absurd. Miejsce twoje i twoich dzieci jest tu. Twoim obowiązkiem jest należyta opieka nad
synem i dziedzicem Stephena, również moim dziedzicem, do czasu, gdy będzie gotowy objąć
Harrow. I nie muszę chyba dodawać, że opieka ta ma być roztaczana w Dagenham Manor tak,
jak życzyłby sobie jego ojciec.
Kornelia zacisnęła wargi, a mały mięsień na policzku drgnął nerwowo, lecz
zapanowała nad głosem.
- Czy mogę pozwolić sobie, mój panie, na przypomnienie, że Stephen pozostawił całą
kuratelę nad naszymi dziećmi w moich rękach? Zatem, jeśli w ich najlepszym interesie
rozważam wycieczkę do Londynu, to ostateczną decyzję podejmuję ja, nie rodzina.
Lekko różowa cera hrabiego przybrała barwę ciemnej czerwieni, a na skroni wyłoniła
się pulsująca żyła.
- Lady Dagenham, nie będę tolerował sprzeciwu w tej sprawie. Jako krewni jesteśmy
odpowiedzialni za wicehrabiego Dagenham, mojego wnuka, przez cały okres jego
małoletniości.
- Myli się pan, mój panie - przerwała mu Kornelia pod niesionym głosem. Była teraz
bardzo blada, a jej oczy, za zwyczaj w odcieniu ciepłego, słonecznego błękitu, zamglił zimny
gniew. - Ja i tylko ja jestem odpowiedzialna za mojego syna w czasie jego małoletniości. Była
to decyzja, którą podjęłam wspólnie z mężem. - Położyła spokojnie rękę na kolanie,
trzymając się prosto, dumnie, i nie spuszczając wzroku z hrabiego. Hrabia nachylił się w jej
stronę, jego oczy zwęziły się w szparki, gdy wbijał w nią wzrok.
- Być może to prawda, moja pani, jednak to rodzina zarządza majątkiem. Nie możesz
pani nic przedsięwziąć bez funduszy, a mogę zapewnić cię, że żadne pieniądze nie zostaną
przekazane na tak nierozważną zachciankę.
- Doprawdy, Kornelio, rozważ tę sprawę. - Do dyskusji włączył się nowy głos,
wnosząc pojednawczy ton. - Nie masz najmniejszego doświadczenia w mieście. Jeden sezon
debiutantki nie może dać odpowiedniej ogłady i miejskiego obycia, które niezbędne jest dla
tego rodzaju wypraw.
Zabłysły miłe, szare oczy i miękka dłoń sięgnęła ponad stołem, by poklepać Kornelię
po ramieniu.
- Bądź rozsądna, moja droga. Trzy niedoświadczone kobiety, wszystkie trzy wiejskie
myszki, w mieście zostaniecie zjedzone żywcem. Nie ma możliwości, żebyście same sobie
tam poradziły. Pomyśl tylko o tych wszystkich drobiazgach, kwestiach finansowych,
hotelach, powozach... sprawach, którymi do tej pory nie musiałaś się kłopotać. Nie dasz rady
podjąć takiej wyprawy bez wsparcia mężczyzny.
Kornelia podniosła się z krzesła.
- Wiem, że mówisz to wszystko w dobrej wierze, wuju Carltonie, i dziękuję ci za to,
lecz uwierzcie mi, moi panowie... - Omiotła chłodnym spojrzeniem ich twarze. - Nie
doceniacie tych trzech wiejskich myszek. Zamierzam zabrać dzieci na miesiąc do Londynu,
niezależnie od tego, czy uwolnicie fundusze z majątku na ten cel czy też nie. Życzę wam
miłego popołudnia.
Skłoniła się lekko i ruszyła w stronę drzwi, lekceważąc pełen oburzenia pomruk
dezaprobaty hrabiego i szuranie odsuwanych krzeseł, gdy zgromadzeni spiesznie się
podnosili.
Z satysfakcją zamknęła delikatnie za sobą drzwi, lecz gdy tylko to zrobiła, cały pozór
spokoju opuścił ją. Stanęła wyprostowana i wzięła kilka głębokich wdechów, potem zaklęła
siarczyście, niczym stary marynarz.
- Rozumiem, że sprawy nie poszły po twojej myśli? - do biegł ją łagodny głos z cienia
przy krętych schodach.
Gdy postać ukazała się jej oczom, Kornelia rozpoznała kuzyna swego męża, na
którego twarzy gościł litościwy uśmiech.
Wysoki i szczupły Nigel Dagenham należał do przystojnych młodym mężczyzn
stojących niezmiennie jedną nogą w chłopięctwie a drugą w wieku męskim. Jego strój,
składający się z jaskrawo prążkowanej kamizelki i nieprawdopodobnie wysoko wiązanego
fularu, nadawał mu dużo młodszy wygląd, niżby sobie z tego zdawał sprawę, pomyślała
Kornelia, przymykając na moment oczy przed oślepiającą mieszanką purpury i pudrowego
różu. Postąpiłby naprawdę mądrze, wracając do swobodnego wiejskiego stylu, w którym się
nosił, zanim trafił do Oksfordu.
- Jakimże sposobem to odgadłeś? - zapytała, wzruszając ramionami.
- Dzięki twojej godnej podziwu kompozycji przekleństw - odrzekł. Po chwili
uśmiechnął się szeroko, przez co wyglądał jeszcze młodziej. - Mój wuj ma donośny głos i,
muszę przyznać, że znajdowałem się nieopodal drzwi.
Kornelia nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Chciałeś chyba powiedzieć - trzymałem ucho przy dziurce od klucza.
- Niezupełnie - odparł. - Jednak nie jest rzeczą szczególnie zaskakującą, że rodzina
sprzeciwia się twojemu pomysłowi zabrania Steviego spod jej jurysdykcji.
Jego szaropopielate oczy patrzyły współczująco. Sam doświadczył uścisku rodzinnego
gorsetu wystarczająco wiele razy, aby rozumieć, w jakim położeniu znalazła się Kornelia.
- Przecież to tylko miesiąc - zaczęła gwałtownie. - Na litość boską, nie mówiłam, że
chcę wywieźć go do Mongolii.
- Wiem, że nie - zgodził się z nią. - Zaoferowałbym ci swoje wstawiennictwo, jednak
chwilowo też nie jestem w najlepszych stosunkach z hrabią.
- Wydatki znów przewyższyły zawartość kiesy? - zapytała. Zauważyła, że jego
spojrzenie nieco przygasło, a twarz pobladła. Kuzyn jej męża od zawsze tonął w długach, lecz
uważała, iż jego naturalna skłonność do ekstrawagancji potęgowała się w otaczającym go
tłumie złotej młodzieży oksfordzkiej, która zwykle miała bardziej nabite kieszenie.
Szczególnie że była to młodzież przejawiająca daleko większe zainteresowanie kartami i
wyścigami konnymi niż enigmatycznymi tekstami starogreckich czy łacińskich mistrzów.
- Wierzyciele trochę naciskają - przyznał. - W zasadzie... zalecono mi parotygodniowy
wyjazd na wieś... - Nonszalancko otworzył tabakierkę i spokojnie wciągnął szczyptę proszku.
Kornelii to jednak nie przekonało.
- Zatem wyjazd na wieś nie był do końca twoim pomysłem? - zapytała. - Czy
wydalono cię z uczelni?
Wzruszył ramionami.
- Sama widzisz... Jednak z tego drobnego szczegółu hrabia nie zdaje sobie sprawy.
Jest przekonany, że dług ureguluję na początku nadchodzącego kwartału, więc sam
zdecydowałem trzymać się z daleka od uciech ciała i miejskich przybytków przez kilka
tygodni. Zatem proszę o dyskrecję.
- Oczywiście. - Kornelia potrząsnęła głową z żartobliwym wyrzutem. - Tymczasem
jednak możesz mu się jakoś przypodobać, Nigelu. Spróbuj. Przyjmij rolę siostrzeńca
marnotrawnego, jak zwykłeś to robić, a wuj zgodzi się na wszystko.
- Tak się składa, że właśnie w tym celu się tu zjawiłem. Towarzyszę staremu
nieszczęśnikowi na każdym kroku - rzekł Nigel z uśmieszkiem pełnym lekceważenia. -
Oferuję swe usługi w roli osobistego asystenta, jeśli tak wolisz to nazwać.
Poprawił fałdy wysoko związanego fularu, mrugnął do niej i ruszył w stronę
biblioteki, gdzie wciąż trwało zgromadzenie jego starszych krewnych.
Kornelia prędko odsunęła od siebie zmartwienia Nigela, gdyż własne stanęły jej przed
oczami w całym swym ogromie.
Podążyła po kamiennej posadzce holu do wielkich drzwi wejściowych rodowej
rezydencji hrabiego Markby. Służący odziany w skórzany fartuch odstawił kosz z węglem i
pospieszył otworzyć przed nią drzwi.
- Chłodno trochę w ostatnich dniach - zauważył.
Kornelia kiwnęła uprzejmie głową. Wychodząc na zewnątrz, wzięła głęboki wdech i
potrząsnęła głową jakby chciała otrząsnąć się z czegoś odrażającego. Prawie nie czuła ostrego
lutowego powietrza. Porywisty wiatr wyginał nagie konary drzew, gdy maszerowała po
żwirowej drodze prowadzącej do domu i weszła na kruchy od mrozu trawnik.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)