Menu
+ - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.+ Jan Brzechwa - cz. 1 - Akademia Pana Kleksa, Szkoła podstawowa, Akademia Pana Kleksa+ JAN MIKLASZEWSKI, LEŚNICTWO SGGW, MATERIAŁY LEŚNICTWO SGGW, Historia leśnictwa+ Jan Lechoń(1), Dwudziestolecie międzywojenne, Lektury, lektury, Lechoń+ Jan Kochanowski - Fraszki, Rozrywka, Dokumenty, FILOLOGIA POLSKA, FILOLOGIA POLSKA, PIERWSZY ROK - pierwszy semestr+ Jan Sidorowicz - Powstanie Warszawskie bez niedomówień, Warszawa, Warszawa wojenna, Inne materiały o Powstaniu+ Jan Henryk Pestalozzi(2), HISTORIA WYCHOWANIA, HISTORIA WYCHOWANIA LUDZIE+ Jan Lechon Poezje(1), Dwudziestolecie międzywojenne, Lektury, lektury, Lechoń+ Jan Herbst - Kondycja ekonomi społecznej w Polsce, Ekonomia społeczna+ Jan Jakub Rousseau(1), HISTORIA WYCHOWANIA, HISTORIA WYCHOWANIA LUDZIE+ Jan Kazimierz Włodarski - Okrętowe silniki spalinowe, WILK MORSKI, WIEDZA, SILNIKI SPALINOWE
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pl33noir.opx.pl
w3c
|
|
- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Jan Stachniuk
Każda chwila najbardziej prywatnego życia Polaka pod okupacją przygnieciona jest straszliwym ciężarem drugiej wojny światowej. Wychodząc na ulicę miasta, pytamy się najpierw, czy na mieście jest spokojnie, czy nie ma łapanek, obław, zabijania przechodniów. Spokojny sen nocny jest ryzykowny wobec nagłego zgrzytu opon auta Gestapo przed bramą domu. Żyjemy w dżungli najeżonej śmiertelnym niebezpieczeństwem, którą jest krąg drugiej wojny światowej. Objął on nas całkowicie nie ma zeń ucieczki poprzez ciche odejście na ubocze. Długie dziesięciolecie złożyło się na to, że się tak stać musiało. W łonie cywilizacji europejskiej w ciągu dłuższego czasu dojrzewały pierwiastki, które doprowadzić musiały do dzisiejszego widowiska. Jest ono znamieniem zachodzących głęboko przeobrażeń. Byłoby rzeczą banalną podkreślać raz jeszcze ich światowa doniosłość i zasięg. Wiemy tylko, że obejmują one każdą dziedzinę życia: moralną, pojęciowa, społeczną i gospodarczą. Z tego stwierdzenia wynikają dla nas dwa stanowiska, dwie postawy posiadające szczególniejsza doniosłość, a mianowicie: I) albo będziemy nadal biernie poddawać się potokowi ogarniających nas przeobrażeń; pozostając w pozycji bezwładnego oczekiwania na następne uderzenia młota dziejów, bezlitośnie formującego wszystko, co się znajduje na kowadle, albo 2) przejdziemy do roli kowala własnego losu. Nie wolno nam przy tym żywić taniej złudy, iż odgrodzenie się murem własnych granic państwowych całkowicie zabezpiecza przed wstrząsami wulkanu dziejów, O tym, czy jest się przedmiotem, czy podmiotem historii decyduje władztwo nad dynamiką cywilizacji, panowanie nad jej żywymi siłami. Kwestia jest jasna: tylko współuczestnictwo w budowaniu cywilizacji chroni przed rolą zostania jej biernym przedmiotem. Stąd też narzuca się wstępny postulat utworzenia aparatu pojęć pozwalających na umysłowe opanowanie niszczącego chaosu, w którego znaleźliśmy się ognisku. Jeśli chcemy stać się czynnym elementem, musimy dążyć najpierw do tego, aby uchwycić istotę zachodzących zjawisk. Musimy sięgnąć do przyczyn tej burzy dziejowej, pojąć jej mechanikę, ogarnąć zagadkę jej powstania, rozwoju, wzmagania się, odkryć przyczyny jej szatańskiego rozmachu, godzącego w naszą substancję życiową. Udany wysiłek w tej dziedzinie ustokrotni owocność działania, przemieni niszczące siły w moce budujące własną potęgę. Przed tym elementarnym zagadnieniem stoi dziś polska myśl polityczna: wśród ogłuszającego jazgotu bitew; w skupieniu śledzić ma ona drogi i ścieżki, prowadzące do źródeł własnej mocy narodowej. To, co się dziś dzieje na świecie, podobne jest do chaosu zniszczenia, jakie powstaje, gdy podczas powodzi wezbrane wody. przerwawszy tamy, gwałtownie toczy się przez sielski krajobraz. Tam, gdzie buły kwieciste pastwiska i łąki, z szumem walą mętne i groźne fale. W obrazie powyższym przyczyna, wytrącająca życie z normalnego łożyska, jest prosta i uchwytna dla wszystkich. Inaczej jest z kataklizmem dziejowym, w ognisku którego przebiegają niepewnie godziny naszego istnienia. Proste i zrozumiale są tylko bezpośrednio dotykające nas człony maszynerii miażdżącej Europę. Wiemy, co to jest Oświęcim, Katyń, Treblinka, Majdanek, nieustannie czynne komory gazowe, krematoria, potężne armie totalistycznych państw. Niewiele natomiast wiemy o samej istocie totalizmu i faszyzmu, z którego upiory te wyrosły. Faszyzm i totalizm na tle cywilizacji XX wieku jest czymś zagadkowym. Na skutek potwornych cierpień, które nam zadaje, poznajemy go przede wszystkim od tej strony. Ale nie jest to najlepsza droga do wiedzy. Poznajemy to, co w nas najdotkliwiej godzi, ale wskutek tego inne strony faszyzmu i totalizmu pozostają w cieniu. Widzimy miecz w nas wymierzony, mniej dostrzegamy ramie, które nim kieruje, a już całkowicie w cieniu pozostają pobudki emocjonalne i wolowe, które całą tę aparaturę powołały do życia. A przecież to wszystko wyrosło z podłoża cywilizacyjno-dziejowego, jest wykładnikiem jakichś procesów. Takie postacie jak Hitler, Stalin i Mussolini nie są przypadkiem. W toku dłuższych przemian dziejowych, wykrystalizowały się pewne układy sil, które znalazły swój wyraz w takich właśnie kategoriach jak totalizm i faszyzm. Ale cóż to za układ sił? Co stanowi ich istotę? Czego wyrazem są tacy lub inni "Fuhrerzy"? Wyjaśnienie fenomenu faszyzmu i totalizmu od strony ewolucji podłoża cywilizacyjno-historycznego jest celem niniejszej pracy. Taki sposób podejścia do rzeczy ,jest uzasadniony koniecznością najgłębszego wniknięcia w mechanizmy jego powstania i działania. Inaczej będziemy nadal wobec niego bezradni. Gdyby cywilizowana ludzkość wiedziała czym jest faszyzm i totalizm dziesięć lat temu i do czego on doprowadzi, niewątpliwie potrafiłaby nadchodzącą powódź opanować, kładąc na jej drodze nieprzekraczalne tamy. Niestety. to co było wówczas do zrobienia niewielkim nakładem sil, dziś trzeba opłacać bezmiernymi ofiarami krwi i żywieniem molocha wojny, pożerającego owoce wysiłków całych pokoleń. Dziesięć lat temu trudno było przypuścić, iż z teatralnego niemal mchu faszystowskiego w Niemczech wyrośnie potworna machina zniszczenia, która wstrząśnie podstawami świata. Jakaż olbrzymia dysproporcja pomiędzy tym, co wróżono Hitlerowi w momencie dochodzenia do władzy, a tym, do czego on doprowadził. Trzeba dużego wysiłku wyobraźni, aby ogarnąć ogromne przeobrażenia, jakie zaszły dzięki akcji państw totalnych. Równowaga polityczna i ekonomiczna całego świata została zburzona. Nie tylko ląd Europy został przewrócony do góry nogami, to samo się stało w Azji. Życie narodów i jednostek zostało wyrzucone z tradycyjnych łożysk. Świat wierzeń religijnych, pojęć światopoglądowych, norm etycznych doznaj głębokiego wstrząsu, którego konsekwencje odczują w pełni być może dopiero następne pokolenia. Przyczyną tej nieobliczalnej burzy dziejowej są państwa i narody, będące ogniskami totalizmu. O tym że nie mamy tu do czynienia ze zjawiskiem przypadkowym, świadczyć może choćby to, iż istnieje nie jedno ognisko totalizmu, lecz kilka, położonych w różnych miejscach globu. Japonia współczesna, pomimo że rozwijała się na tak różnych zasadach, z chwilą gdy przyjęli gotowy dorobek cywilizacji europejskiej, weszli na tor rozwojowy, łudząco przypominający nam to, co widzimy za naszą miedzą zachodnią. Widocznie w naszej cywilizacji są jakieś czynniki, które na pewnym etapie rozwoju stwarzają pokusę totalizmu. Istnieje jakaś niebezpieczna krzywizna, na której wykoleja się prawidłowy postęp w bezdroża faszyzmu. Ten niebezpieczny zakręt jest zagadką szczególnie pasjonującą. Dotąd jesteśmy nieporadni wobec tej zagadki. Co zaś szczególnie uderza, to powszechne złudzenie, że cały proces powstawania i rozwoju totalizmu jest znany i oczywisty. Dopiero katastrofa o wymiarach zupełnie nieoczekiwanych narzuca myśl, iż coś bardzo istotnego, najważniejszego nie zostało w ogóle dostrzeżone. W znanej bajce Kryłowa, ktoś zwiedzający ogród zoologiczny, a chcący jak najwięcej obejrzeć, natężył uwagę na niezliczone stworzenia o drobnych wymiarach; dokładnie wiec obejrzał i zapamiętał dziwaczne robaczki, komary, termity i kolibry, natomiast zapytany o słonia z konfuzją odrzekł, że takiego w zoologu w ogóle nie zauważył. Jesteśmy zbyt bliscy totalizmu, zbyt ścisły, niestety, mamy z nim kontakt, by dostrzec jego kontury. Musielibyśmy się zdobyć na dodatkowy wysiłek psychiczny, by zająć w stosunku do niego konieczny dystans. Możemy tu posłużyć się anegdotą, żartobliwie opowiadaną w pewnych kołach niemieckich. Po zwycięskiej wojnie, gdy świat legł pokonany u stóp Hitlera, zwołał wódz swoich paladynów i rzucił pytanie: "Kto najbardziej przyczynił się do naszego zwycięstwa?" Na to powstaje Goebbels i odpowiada: "najbardziej pomogli nam Żydzi. Gdyśmy doszli w 1933 roku do władzy t rozpoczęliśmy potężne zbrojenia, istniały wszelkie dane, że zostaniemy zgnieceni przez wojnę prewencyjną. Trudno było przypuścić, że kraje demokratyczne z założonymi rękami przyglądać się będą naszym przygotowaniom do napaści. Olbrzymiego rozmachu zbrojeń nie można było ukryć. Lecz oto niespodziewanie przyszli nam z walną pomocą Żydzi. Mieli oni doskonały wgląd w nasze stosunki ekonomiczne, techniczne i polityczne. Posiadali poza tym w swoim ręku prasę światową, film, radio - środki kształtowania opinii publicznej w krajach demokratycznych. Żydzi byli tymi, którzy urabiali poglądy sfer miarodajnych i opinii publicznej zagranicą na kwestie Niemiec narodowo-socjalistycznych. Poza tym żywili do nas śmiertelną nienawiść. I ta nienawiść kazała Żydom widzieć wszystko, co jest narodowo-socjalistyczne, w czarnych barwach. Wszystko, co było hitlerowskie, było dla nich złem, barbarzyństwem, chorobą, rozkładem. Musiało być też słabością, histerią i bluffem. To, co jest złe i chore, nie może być silne i potężne. Ź tym nastawieniem, płynącym z głębokiego przekonania, Żydzi uruchomili olbrzymią propagandę antyniemiecką. Wmówili światu, iż Niemcy są w rozkładzie, iż czołgi budują z tektury, armaty z kiepskiej stali, samoloty z lichych ersatzów, że w piątym dniu mobilizacji nastąpi rewolucja antyhitlerowska itd. Świat w to chętnie uwierzył. Uwierzyły sztaby generalne i parlamenty, gabinety, politycy i opinia publiczna. Na zbrojenia Niemiec patrzono odtąd z politowaniem. Własne zbrojenia stawały się dla nich zbyteczne. Dzięki temu zaskoczyliśmy cały świat w 1939 r. To dało nam zwycięstwo. Zawdzięczamy je w wielkiej części Żydom, gdyż żadna najgenialniejsza propaganda niemiecka nie potrafiłaby naszych wrogów trzymać równie skutecznie w biedzie przez sześć decydujących lat". "Wobec tego, zadecydował Hitler składamy uroczyście wieniec na grobie ostatniego, otrutego w Treblince nieznanego Żyda". Wielkie to nasze szczęście, że anegdota powyższa tylko częściowo pokrywa się z rzeczywistością. Jest w niej jednak ziarno prawdy. Aż do roku 1939 widzieliśmy zupełnie fałszywy obraz państw totalnych. Później dokonaliśmy ważnej poprawki, dochodząc do przekonania iż Niemcy hitlerowskie niekoniecznie muszą być wątle pod względem militarnym, aczkolwiek słabość ich w tym względzie wydawała nam się uzasadniona, gdyż tak postulował osąd moralny. Na wiele rzeczy patrzymy dziś nieco inaczej niż przed paroma laty. Ciągle jednak wydaje się, iż totalizm i hitleryzm, jako śmiertelne niebezpieczeństwo stale nam zagrażające, nie jest w pełni opanowane przez nasz rozum. Dlatego walka z nim nie jest skuteczna. Musimy wiec przezwyciężyć nasza nieporadność w tym względzie. Nie możemy popełniać straszliwego błędu Żydów, którzy do końca grzeszyli w upartym niedocenianiu drapieżnej woli i żywotności hitleryzmu. Ofiary, które ponieśli Żydzi, byłyby z pewnością mniej tragiczne, gdyby nie zupełnie opaczny pogląd na istotę hitleryzmu. Jako potwierdzenie tego może służyć drobny Fakt, który miał miejsce na jednej ze stacji kolejowych pod Warszawą, wiosną 1942 r. Jeden z kolejarzy Polaków, korzystając z ciemności, otworzył drzwi wagonu w którym jechali Żydzi z Austrii do Treblinki. Czekała na nich tam komora z trującymi gazami i krematorium. Wezwał ich do ucieczki - odpowiedzieli mu chóralnie: "A po co? - Przecież za dwa tygodnie koniec wojny. Niemcy nie zdążą nas nawet otruć, gdyż są już złamane, żyją wrażeniem klęski. Razem, kwestia dni, po co uciekać po nocy, można nogi połamać.-Krótka przejażdżka do Treblinki, a następnie tryumfalny powrót do Wiednia nie jest wcale kiepską wycieczką". Więc też pojechali. Widać w tym zupełną aberację, brak zmysłu rzeczywistości. A przecież rzeczywistość hitlerowska jest tak jaskrawa, trzeba tylko chcieć widzieć i myśleć. Anegdota o wieńcu hitlerowskim na grobie nieznanego Żyda daje nam przedsmak trudności, piętrzących się przed myślą, dążącą do poznania tego, co nazywamy totalizmem. Ludzie, stojący blisko jakiegoś wielkiego wydarzenia, nie mogą wydawać trafnego o nim sądu. Praktyka życia nie zawsze jest najlepszą drogą do wnikniecie w istotę rzeczy. Zamiast wysłuchiwać opinii mniej lub więcej pokrzywdzonych emigrantów z Niemiec i na tej podstawie formować sądy o hitleryźmie, publicyści, politycy, sztabowcy krajów zagrożonych, lepiejby zrobili, gdyby w swoim czasie trochę przestudiowali prace ideologów nazistowskich. Byłaby z tego niewątpliwie większa korzyść, niż wysłuchiwanie tysięcy jednobrzmiących relacyj ludzi zaślepionych poczuciem własnej doznanej krzywdy i przepowiedni o lada chwila mającym nastąpić krachu Hitlera. Druga wojna wykazała ogromną decydującą rolę czynnika psychicznego. Gdyby wywiady wojskowo-polityczne od roku 1933 potrafiły właściwie oceniać wielkości emocjonalne i wolowo-światopoglądowe wiele błędów nie zostałoby popełnionych. Ale do tego potrzebna jest konieczność wnikniecie w świat wartości duchowych, emocjonalnych i wolowych przeciwnika, więcej nawet, odczucia przeżywanego przezeń światopoglądu, wyobrażeń i pojęć. Jest to ważniejsze niż dokładne wiadomości o liczbie uzbrojonych dywizji, nowych, wynalazkach bojowych, nowym sprzęcie, rozlokowaniu wojsk, ilości czołgów i samolotów, organizacji przemysłu wojennego. Jakiś kraj może posiadać z pozoru wszelkie dane wielkiej potęgi militarnej, ale nim nie jest. Wywiad wojskowy może dokładnie określić ilość przeszkolonych rezerw, techniczną jakość tego przeszkolenia, organizację jednostek kadrowych, ilość nowego sprzętu i na tej podstawie orzec o sile wojskowej danego państwa. Sąd ten może bardzo odbiegać od rzeczywistości, gdy jednocześnie nie uwzględni się typu panującej ideologii społecznej i jej zasięgu, głębi przeżywania i charakteru warstw wyznających dany światopogląd. Kola miarodajne szeregu państw aż do maja 1940 r. głęboko wierzyły, iż Francja jest wielką potęgą militarna. Gdyby uwzględniono w sztabach wojskowych i politycznych typ ideologii i wartości przeżywanych przez przeciętnego Francuza i jego przywódców, sąd powyższy byłby podany w wątpliwość. Analogiczny błąd popełniono w stosunku do państw totalnych: Niemiec, Japonii i Rosji. Nie rozumiano, iż warstwy kierownicze tych państw naprawdę fanatycznie wyznają zasady swego światopoglądu, w imię którego są gotowe do wielkiego wytężenia, ofiarności a nawet do popełnienia wielkich zbrodni. Patrzano na państwa totalne oczyma ich wrogów, zapominając, że wrogowie zawsze wierzą, iż strona przeciwna jest lichotą. Z fanatyzmu wynika zdolność wielkiego wysiłku, która potrafi zrównoważyć wszelkie braki natury technicznej. Dlatego daliśmy się zaskoczyć zarówno przez narodowo-socjalistyczne Niemcy, jak i ze zdumieniem patrzymy na to, co zaprezentowała światu Rosja Sowiecka. Na tej podstawie możemy wyrazić przypuszczenie, iż w organizacji szpiegostwa wojskowego w przyszłości, zaprowadzona zostanie nowość w postaci wywiadu metafizyczno-filozoficznego. Wywiad wojskowy będzie posiadał obok dotychczasowych działów, jeszcze wydział metafizyczny, usiłujący wykładać tajemnice światopoglądowe i filozoficzne. Wykształci się być może typ szpiega metafizyka przemyślnie wnikającego w intensywność przeżywania zasad filozoficznych, i ideologicznych wrogiego narodu. Ale to kwestia przyszłości. Dlatego musimy dociec, gdzie tkwi źródło totalizmu i na czym polega niewątpliwy rozmach tej kategorii, na czym polega jej niszczycielski charakter, z jakich źródeł ona wyrosła i czy nie uda się jej opanować, uwalniając w ten sposób skołataną ludzkość od straszliwej plagi. Na wstępie zastrzeżenie natury terminologicznej: za totalizm uważamy wszystkie Formy współczesnych dyktatur i faszyzmu. Totalizmem w naszym zrozumieniu jest zarówno narodowy-socjalizm niemiecki, faszyzm wioski, formy polityczne rządów w Japonii, Hiszpanii, Portugalii, Rumunii, na Węgrzech itd. Szczegółowa analiza zostanie dokonana na dalszych kartach tej pracy. W każdym wypadku faszyzm i totalizm uważamy za synonimy. Należałaby do nich zatem i Rosja Sowiecka. Jest to możliwe w pewnym tylko stopniu, po dokonaniu pewnych zastrzeżeń. Zresztą o tym później. Czym więc jest totalizm? Poprzednio uczyniliśmy wzmiankę, iż totalizm może być uważany za wykolejenie się ewolucji cywilizacyjnej, na zakręcie bliżej na razie nieokreślonym. Jeśli więc poznamy charakter tego niebezpiecznego zakresu dziejowego,. to tym samym zrobimy znaczny krok naprzód w dojściu do istoty spazmu faszystowsko-totalistycznego. Gdy usiłujemy obserwować faszyzm z pewnego dystansu, dostrzegamy w nim dwa pierwiastkowe czynniki: pobudzone emocje masowe często o zabarwieniu nacjonalistycznym i bogactwo środków techniki społecznej. (Dla bardziej powierzchownych obserwatorów faszyzm rysuje się w uproszczonym schemacie, jako "wybujały" nacjonalizm). Zwróćmy uwagę na to, że w faszyźmie mamy złączenie tych dwuch czynników w jakiejś syntezie, aczkolwiek wiemy, że zarówno jeden jak i drugi istniały przedtem w stanie autonomicznym. Nacjonalizm i inne typy emocji wspólnotowych istniały na długo przed faszyzmem, a bogate środki techniki społecznej, jak druk, prasa, telefon, radio, środki komunikacyjne, wychowanie społeczne propaganda, reklama, instytucja opinii publicznej, aparat administracyjny państwa itp. rozwijały się niezależnie od idei nacjonalistycznej. Każdy, kto zajmował się zagadnieniem nacjonalizmu, wie, iż istota jego nie została dotychczas wyjaśniona w sposób wystarczający. Nacjonalizm jest zespołem pobudek wolowych, prądem irracjonalnym, który nie dal się zmieścić bez reszty w klatkę ścisłych pojęć i sądów. Doprowadzało to socjologów do rozpaczy. Niektórzy znajdowali wyjście z bezradności umysłowej w uproszczonym twierdzenia, iż naród jako grupa społeczna i racjonalizm jako jego ideo-emocjonalny wykładnik są kategorią szczątkowa, którą nie warto się zajmować. A jednak co pewien czas naród, jako indywidualność zbiorowa, dawał o sobie znak życia, często w sposób bardzo przekonywający. Na odruchu narodowym załamała się uniwersalna monarchia Napoleona, a wiek XIX stoi pod znakiem formujących się państw narodowych. Mając dziś poza sobą okres doświadczeń z faszyzmem, możemy wyrazić przypuszczenie iż nacjonalizm jest koncepcją żywą, która dotychczas nie mogła przejawić swej istoty. Innymi słowy, nacjonalizm dlatego jest tak mało uchwytny, gdyż brakło mu w przeszłości warunków do pełnego urzeczywistnienia się. Coś, co jest w fazie rozwijania się, lub też zostało zatrzymane w procesie rozwoju z powodu braku jakichś podstawowych warunków, jest trudne do uchwycenia. Jeśliby z jakichś powodów wszyscy ludzie zatrzymali się w rozwoju psychicznym na szczeblu dzieci w wieku dwunastu lat, nigdyby nie powstało wyobrażenie duchowo rozwiniętego i dojrzałego człowieka, zdolnego do przeżyć natury religijnej, artystycznej, filozoficznej itd. Człowiek byłby dziwacznym, niewykończonym stworzeniem, sąd o którym nastręczyłby poważne trudności. Coś Podobnego jest z odruchem nacjonalistycznych i każdych innych wspólnotowych emocyj. Ta to niewykończona kategoria stała się elementem składowym jakiejś syntezy. Ale na tym nie koniec: drugi element syntezy, arsenał środków techniki społecznej, który wytworzyła współczesna epoka cywilizacyjna jest równie płynny. A jednak zetknęły się one ze sobą na jakiejś niebezpiecznej krzywiźnie, dając w wyniku ułomną syntezę totalistyczną. Dopóki nie odpowiemy sobie na pytanie: czym jest istota człowieka i człowieczeństwa oraz nie poddamy rewizji panujących w tej dziedzinie pojęć, nie potrafimy dotrzeć do punktów, z których widać zasady totalizmu. Pojęcie "homo sapiens" zamyka bowiem drogi wniknięcia w rdzeń tego, co stanowi substancję faszyzmu i totalizmu. Jeśli stanie się na stanowisku, że "rozum", "umysł" stanowi zasadniczo oznakę człowieczeństwa, to tym samym stwierdzimy, że emocjonalno-wolowe pierwiastki w człowieku są czymś wtórnym, co musi być opanowane, podporządkowane czemuś wyższemu. W połowie XIX wieku nastąpiła reakcja przeciw powyższemu pojmowaniu istoty człowieczeństwa. Powstało pojęcie nowe - "homo faber", którego podstawą jest upatrywanie w emocjach i namiętnościach zasadniczej właściwości człowieczeństwa, umysł natomiast sprowadzono do roli podrzędnego narzędzia tych irracjonalnych sił. Emocje te, nazwijmy je żywiołem emocjonalnym, w swej pierwiastkowej formie są czystą energią, domagającą się ujścia. Energia ta musi być wprzęgana w cywilizację poprzez organizację życia duchowego każdej jednostki. Poprzez "wiązalniki energii emocjonalnej" organizujemy świat psychiczny człowieka i tworzymy szlaki dla jego pracy cywilizacyjnej. Tymi wiązalnikami energii emocjonalnej są normy moralne, nakazy religijne, pojęcia światopoglądowe, etyka życia społecznego, prawo, ideały życiowe i styl gospodarstwa. Gdy wiązalniki energii emocjonalnej nie ogarniają żywiołu emocjonalnego, nie organizują pędu życiowego człowieka, wybucha on w sposób anarchiczny, ślepy, jako wola nagiej mocy i przemocy, gwałtu i zniszczenia. Częściej jeszcze mamy do czynienia ze zjawiskiem, iż dane normy moralne, obowiązujące wartości i pojęcia me obejmują cnego żywiołu emocjonalnego. Wówczas pod pokrywą ustalonego ładu, uświęconych wartości i ideałów, kłębią się ciemne, chaotyczne moce. Panujemy tylko nad powierzchnią. Tak było dotychczas z cywilizacją europejska. Bynajmniej nie musi być tak zawsze. Najwyraźniej bowiem brak nam dostatecznej ilości wiązalników do uchwycenia wszystkich żywiołów emocjonalnych. Niech każdy z nas zdobędzie się na głębsze wniknięcie w swoją duchowość, a odczuje, iż tufy jest napełniony tajemniczymi namiętnościami ścierającymi się chaotycznie, dążącymi do wydobycia się na zewnątrz. Są to emocje utajone. Czasami jednak toruje się dla nich droga na zewnątrz. Każdy z nas przeżywał jakieś upojenie w zbiorowym porywie nie stojącym w żadnym rozsądnym związku z praktyką normalnego mieszczańskiego życia. Tęsknoty do wielkości i potęgi dały temu sporadyczny wyraz w wybuchach entuzjazmu patriotycznego, wojennego itp. Co się jednak stanie, gdy nieuchwytne, lecz potężne zapory środowiska w nas i poza nami w pewnej chwili ustąpią i dadzą swobodne ujście dla emocyj utajonych? - Następuje wówczas żywiołowe poczucie przyrostu mocy sprawczej, radości spotęgowanego czynu. Jest to zjawisko społeczne. Nie wystąpi ono jako coś wyrazistego, łatwo uchwytnego. Wręcz przeciwnie. Odczuje się je raczej jako radosny stan podniecenia ruchem, szybkością biegu, żywszego uderzenia pulsu, upojenia się dynamizmem. Zachodzi to w kręgu cywilizacji europejskiej dzięki olbrzymiemu rozwojowi socjotechniki, pojmowanej jako przyrost aparatu mocy człowieka w stosunku do swej istoty emocjonalno-energetycznej. Współczesna socjotechnika, jako aparat powielania nastrojów, wyobrażeń, pojęć, metod organizacji aktywności, narzędzia władztwa i kierowania, sprawia wyzwalanie emocyj utajonych w stopniu nigdy dotychczas nawet w przybliżeniu nie osiągalnym. To co zostało stworzone w dziedzinie przekazywania myśli, obrazów szybkości komunikacji, wychowania społecznego. organizacji dać musiało trwałe skutki w formie "przyrostu mocy społeczno-sprawczej". Niedostrzegalny przyrost mocy społecznej stał się atmosferą naładowaną nowymi możliwościami. Żyjemy w niej, a w jeszcze większej mierze narody zachodnie, nie dostrzegając tego. W tej atmosferze rozkwitają bujnie kwiaty nowych koncepcyj ideowych i społecznych. Tworzą się one pośpiesznie, wyrastają bowiem z potrzeby dania ujścia dla wezbranej i stale wzbierającej fali gotowości do czynu. Tak powstaje faszyzm i totalizm. Przypadkowe nieraz przyczyny czynią rozładowanie napięcia możliwym, formując jego oblicze i styl. Takim bodźcem była, miedzy innymi, pierwsza wojna światowa dla Włoch, Niemiec i-Rosji. W ten sposób przyrost mocy społeczno-sprawczej utorował sobie niemal na ślepo drogi ujścia. I tu się stykamy z totalizmem, jako niszczącą eksplozją narastających mocy twórczych. Ogarnięcie umysłowe istoty totalizmu możliwe jest tylko w powyższym łańcuchu przesłanek. Każdą z tych przestanek postaramy się poddać gruntownej analizie. Ułożą się one w następujący szereg: I. Istota emocji utajonych. II. Socjotechnika jako wynik rozwoju cywilizacji europejskiej. III. Przyrost mocy społeczno-sprawczej, powstały na styku emocji utajonych z aparatem socjotechniki. IV. Ujścia przyrostu mocy sprawczej w rzeczywistości społecznej. V. Totalizm jako wykolejona forma ujścia przyrostu mocy sprawczej. VI. Przezwyciężenie totalizmu. Całość rozważań o totaliźmie układa się zatem w prawidłowy ciąg przesłanek. Gdy wyjaśnimy czym są emocje utajone, jaki charakter ma arsenał środków socjotechniki, stanie się wówczas jasne, że wielkie przemiany w naszej cywilizacji były nieuniknione. To co Europa stworzyła w ciągu ostatnich trzech tysięcy lat dojrzało do nowej wspanialej i bujnej syntezy. Jesteśmy na progu przejścia od cywilizacji indywidualnej do wspólnotowej. Elementy tej przemiany są już dojrzałe. Zjawiły się jednak czynniki perturbacyjne. Zmąciły one prawidłowy poród nowego świata. Zderzenie się socjalizmu z nacjonalizmem w momencie głębokich fermentów i przewartościowań wykoleja wszystko. Dzięki temu następuje hipertrofia prymitywnej woli władztwa, której wyrazem jest faszyzm. Faszyzm jest więc wykrzywionym produktem zdrowych pierwiastkowo sił. Daje on cały szereg form, na czoło których należy wysunąć bezsprzecznie hitleryzm. Jest on najbardziej rozwinięty i ukształtowany. Zbliżony doń jest faszyzm japoński a w pewnym stopniu i włoski. Dotyczy to i Rosji Sowieckiej. Są to totalizmy wyrosłe z bujności i nadmiaru sił. Odmienna klasę stanowią totalizmy, których ojcem jest ubóstwo, brak sil i marazm. Należą tu: faszyzm hiszpański, portugalski, rumuński, węgierski, w swoim czasie także austriacki, tudzież czekające na okazję ruchy o tym samym charakterze w większości państw. Do nich należy też faszyzm polski. Sanacja, a szczególniej O. N. R, są jego formami zaczątkowymi. Jeśli jednak potrafimy przynajmniej intelektualnie opanować elementy perturbacyjne, które prowadza do totalizmu, to tym samym otworzą się perspektywy na twórcze syntezy Jutra. Oznacza to już prawie przezwyciężenie totalizmu. Cechą charakterystyczną wszystkich totalizmów jest oparcie się ich na emocjach masowych, wydobycie z części społeczeństwa uczucia entuzjazmu. nienawiści, uwielbienia, i zorganizowanie tych uczuć w nowe zespoły pobudek, stanowiących podstawę działania społecznego. Bez tych emocyj masowych totalizmy nie trwałyby jednego dnia. Opierając się na nich, totalizmy zdobywają się na zorganizowany terror wobec innego typu istniejących światopoglądów i im odpowiadających zespołów emocjonalno-wolowych. Drapieżny rozmach hitleryzmu czerpał np. swe siły z upowszechnienia się w części narodu niemieckiego określonego typu przeżywań emocjonalnych. Wskutek oparcia światopoglądu narodowo-socjalistycznego na tych emocjach mogło kierownictwo partii podjąć walkę przeciw światopoglądom: chrześcijańskiemu, demokratycznemu i "marksistowskiemu". Ktoś, kto nie sięgał do fundamentów emocjonalnych hitleryzmu, mógł z łatwością głosić tezę, że cały hitleryzm jest humbugiem. Wiemy jakie konsekwencje wyrosły stąd dla drugiej wojny światowej. Ze stwierdzenia emocji masowych, jako fundamentu ustrojów totalnych, wypływa wniosek, że emocje te w formie potencjalnej istniały już przedtem i tylko szczególniejszy przypadek ujawnił ich istnienie w psychice zbiorowej. Nagle wyłonienie się ich na powierzchnio pozwala określić je dobitniej jako "emocje utajone". Istotę emocji utajonych pojąć można dopiero wówczas, gdy zgłębi się podstawowy pęd natury ludzkiej, jakim jest wola opanowania i przetworzenia cywilizacyjnego świata. Człowiek nie tylko po to istnieje. żaby rodzić się i trawić. Został on powołany przez Opatrzność do wyższych zadań. Tym zadaniem jest budowanie kultury. Nie ma ono nic wspólnego z dążeniem do wygody i przyjemności jednostki. Świat taki, jaki jest, ma być przemieniony w dzieło kultury na podobieństwo posągu, wyłaniającego się z surowej bryły marmuru. Człowiek jest rzeźbiarzem, który tego dzieła dokona. Jest to naszym posłannictwem, a nazwaćby je można uniwersalizmem cywilizacyjnym. Na tym tle występuje z całą wyrazistością "żywioł emocjonalny" w człowieku i jego konkretny przejaw: emocje utajone. Chcąc więc określić, czym są emocje utajone, musimy najpierw zająć się "uniwersalizmem cywilizacyjnym" i pojęciem kultury. Przed tym jednak, musimy uświadomić sobie, czym jest człowiek i samo człowieczeństwo. Odpowiedź na to ostatnie pytanie narzuca się taka: Człowiek i człowieczeństwa jest zadaniem do spełnienia. Intuicyjnie wyczuwamy, iż czyste trwanie nie jest pełnym życiem. Coś w nas napręża się, dąży do mocy, do tworzenia dzieł, które będą trwały po naszej naturalnej śmierci. Człowiek rysuje się tu jako możliwość, która spełnia się w obiektywnych dokonaniach cywilizacyjnych. Jakiś głęboki irracjonalny pęd znamionuje istotę człowieczeństwa. Pęd ten wyraził się w dziełach sztuki, w systemach myśli filozoficznej, w budowie państw i imperiów, w technice, ekonomice i wychowaniu. W tworzeniu cywilizacji człowiek usiłuje ujawnić i spełnić to, co w jego naturze tkwi w postaci zarodkowej. Kultura duchowa, społeczna i materialna, pojmowana jako organiczna całość, jest drogą spełniania się człowieczeństwa. O istocie człowieka wiemy tyle, ile on stworzył. Być może gdzieś istnieje kres tego dążenia. Dziś wiemy jedno: to co zostało dotychczas spełnione przez człowieka, jest dopiero wstępem do czegoś bardzo wielkiego. Perspektywy dobrobytu powszechnego, bezpieczeństwa, zdrowia, wolności dla wszystkich nie są żadnym kresem rozwoju. Osiągnięcie ich oznacza początek właściwego zadania. Nie wiemy na czym będzie ono polegało, wiemy natomiast, iż człowiecze tęsknoty nie zostaną zaspokojone. Gdy usiłujemy wniknąć w istotę tego głębokiego impulsu człowieczego, dostrzegamy, iż polega on na odruchowej tendencji zreorganizowania świata według jakiegoś tajemniczego wzorca, który stopniowo wylania się z głębin duszy i utrwala się w obiektywnych duetach cywilizacyjnych. Najpierwotniejszą forma tego impulsu jest wola mocy, W dalszych kolejach przejawia się ona w pragnieniu udoskonalania świata i to zarówno w duchowej, społecznej, jak i w materialnej dziedzinie. Kultura jest drogą, na której spełnia się zadanie człowiecze. Nie należy jednak przypuszczać, że kultura rozwija się według praw przyrodniczych. Według praw przyrody rozwija się tylko strona czysto biologiczna człowieka. Rodzimy się, odżywiamy, dojrzewamy i umieramy na podobieństwo wszystkich innych ssaków. Kulturę budujemy natomiast według praw które ujawniają się dopiero w toku tworzenia. Narzędziami jej są nasze uczucia, wola, rozum i ciało. Posługując się tymi narzędziami, możemy budować gmach kultury, t. j. spełniać zadanie gatunku ludzkiego na ziemi. Na drodze wypełniania naszego posłannictwa piętrzą się niezliczone przeszkody. Długie tysiąclecia człowiek był -bezradny wobec swego zadania, a wobec siebie samego przede wszystkim. Czuł wewnętrzny napór popychający go do pracy twórczej, a brakło mu do tego podstawowych elementów. Nie znal praw budowania kultury, nie posiadał koniecznych do tego środków. Kultura jest równie nierozpoznawalna i tajemnicza jak samo życie. Nie wiemy czym jest, lecz możemy wiedzieć co służy potęgowaniu i wzmaganiu się jednego i drugiego. W stosunku do życia biologicznego jest nam pomocny instynkt. W stosunku do kultury instynkt raczej zawodzi. Tu wszystko musimy zdobywać w mozolnym trudzie. To co powiedzieliśmy o istocie człowieczeństwa przejawia się w indywiduum ludzkim, jako napór emocyj. Ale indywiduum nie występuje w świecie jako twór autonomiczny. Przeciwnie, jest zawsze wytworem częścią jakiejś zorganizowanej grupy społecznej: rodziny, rodu, plemienia, narodu. Tak jak grupy społecznej nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie bez składowych indywiduów, tak też jednostka jest zawsze członkiem jakiegoś naturalnego zespołu. Grupa społeczna bez jednostek to chyba nieuchwytny zbiór jakichś duchów: jednostka w oderwaniu od podłoża grupy to czysta abstrakcja. Chodzi nam o podkreślenie następującego, niezmiernie ważnego momentu: człowiek spełnia swe przeznaczenie kulturowe przez czyny i działania, których podstawą jest pojedyncze indywiduum, ale to indywiduum jest jednocześnie i organem grupy. Inaczej mówiąc: dąży, myśli i działa jednostka, ale jej dążenia, myśli, czyny, wynikają ze skłonności życiowych grupy. Jednostka jest wiec wynikiem układu sił dążących do wyładowania się w dziełach cywilizacyjnych. Jest produktem biologicznym całego szeregu swoich przodków. Rodzice i prarodzice są sprawcami istoty fizycznej każdego z nas; to że jestem blondynem lub brunetem, spokojnego lub bojowego usposobienia - w tym mego ,,własnego" przeze mnie zdziałanego nic nie ma; to że należę do tego lub innego narodu, że wyznaję te lub inne ideały, toteż jest niepodzielną własnością grupy społecznej, w której się urodziłem. To czym każdy z nas jest, zawdzięczamy stosunkom społecznym, kładącym na naszym "ja" swój odcisk, który następnie uważamy za naszą osobistą własność. W końcu i podłoże geofizyczne w jakim żyjemy i z którego czerpiemy substancje odżywcze, to też są naturalne warunki naszej jaźni. Gdy więc zastanawiamy się, gdzie jest ścisła granica pomiędzy "ja" i ;,nie ja", pomiędzy osobistym a nieosobistym światem, stwierdzamy, iż jest ona bardzo płynna. Bez włączania naszych przodków w pewną całość organiczną, trudno wyobrazić sobie wogóle "ja" biologiczne każdego z nas. Sfera biologiczna grupy rodowej, narodowej, wyznacza osobnicze "ja"; sfera duchowa grupy wyznacza nasze ,.ja" ideowe, wolowe, emocjonalne. Sfera społeczna wyznacza pozycję społeczną, szacunek lub pogardę, znaczenie lub nicość jednostki. Sfera materialna sprawia, iż podobnie jak rośliny wyrastamy z określonej gleby, będąc związani z klimatem, powietrzem, ziemią. Soki naszego podłoża, stając się naszym ciałem, przemieniają się w obieg krwi, prace mięśni, polot myśli i wyobraźni, w uczucie. W tym świetle jednostka ludzka polna się staje dopiero w ścisłym powiązaniu z warunkami, które ją stwarzają. Drzewem jest nie tylko sam pień, czy gałęzie ale i jego korzenie, choć te nie są widoczne dla oka. Podobnie z indywiduum, którego nierozłącznymi korzeniami jest sfera biologiczna, duchowo-społeczna i materialna grupy. Impuls człowieczy, o którym była mowa, wyraża się w woli przeorganizowania świata, przerośnięcia jego miąższu kulturą. Na tym właśnie polega uniwersalizm cywilizacyjny. Kołami napędowymi ruchu jest jednostka, jej wola, uczucia i czyny. Jeśli więc człowiek ma wpłynąć na kulturę, musi umieć wpłynąć czynami na swoje uniwersalistyczne, szersze "ja", na warunki, w których wyrasta. Ściślej mówiąc: skuteczne działanie uniwersalistyczne człowieka musi się łączyć z umiejętnością oddziaływania na warunki decydujące o tymże człowieku. Człowiek może się stać czymś więcej niż jest, nie wtenczas, gdy wyłącznie myśli o swej "jaźni" lecz wtenczas gdy stworzy ramię, pozwalające mu skutecznie wpływać na własne korzenie uniwersalistyczne, ,jakimi są wyliczone sfery: biologiczna, duchowa, społeczna i materialna. Im bardziej rozszerzamy nasze władztwo na krąg uwarunkowań uniwersalizmu cywilizacyjnego, tym w wyższej mierze spełniamy nasze posłannictwo człowiecze na ziemi. Znaczy to, że mamy rozbudowywać ramię kultury władczo sięgające w samoczynnie przebiegające dotychczas procesy rozwoju biologicznego, w świat tradycyjnych wartości i ideałów, którymi nasiąkamy przez fakt urodzenia się w danej grupie narodowej. Uniwersalizm cywilizacyjny jest to w tym wypadku wola potęgowania życia poprzez świadomą ingerencję. Należy uzdolnić człowieka do wyższego, bardziej napiętego typu przeżywań moralnych i ideowych, do stwarzania podłoża dla wzmożonej aktywności społecznej, opanowywania przyrody w coraz szerszym zakresie. - Jeden z najwybitniejszych krytyków literackich doby współczesnej, omawiając istotę uniwersalizmu cywilizacyjnego, ujmuje ją następująco: "Punktem wyjścia tego dążenia będzie przede wszystkim tęsknota człowieka do człowieka, stworzenie wspólnej świadomości życia, pokrewieństwo z innymi formami życia zbiorowego. Ogniwem łańcucha tych uświadomień będzie: człowiek, zwierze, roślina, kamień, ziemia planeta, słońce, gwiazdy, wszechświat. ...ta mistyczna świadomość rozleglejszego bytu, jaki się roztacza po przekroczenia zazdrosnych granic życia indywidualnego znajduje wyraz w cechach pewnej wyłączności ustaw wszelkich kongregacji, zakonów, stowarzyszeń, w dumnym poczucia zbiorowej potęgi żołnierza w wojsku, w uwznioślającej pokorze podporządkowania się rozkazowi, który z tysiąca jedno ciało czyni"... Świat, w którym żyjemy, jest wraz z nami i poprzez nas rozwijającym się organizmem. Ewolucja odbywa się z fazy naturalnej ku cywilizacyjnej. To co było dotychczas naturalne, żywiołowe - zamienia się w obiektywacje cywilizacyjne, w których narasta tajemnicza moc stającego się człowieczeństwa. Człowiek uniwersalistyczny, czujący swe pochodzenie i zależność od kręgu warunków duchowych, biologicznych, społecznych i materialnych, dążyć musi do pełnego ich opanowania i przemieniania w ramię, za pomocą którego można forsować procesy tworzenia cywilizacji. Ma on przed sobą niezmierzone w swym ogromie zadania. Wiemy, iż świat duchowy człowieka to nie tylko rozum, ale przede wszystkim przeogromny świat popędów i emocji. Nie są one same przez się ani dobre, ani złe. Są pierwiastkową formą mocy. Użyte do budowania cywilizacji, spełniają właściwą rolę są - dobre. Niewyzyskane stają się zaczynem złych, niszczących skłonności.. Trzeba wiec stworzyć taki system życia duchowego, który byłby zdolny do ogarnięcia całego świata uczuć. popędów i namiętności każdej jednostki, przychodzącej na świat w danej grupie, następnie uporządkować je tak, aby jednostka stawała się harmonijna i jednolita wewnętrznie, a tym samym zdolna do owocnego działania cywilizacyjnego. Każdy odruch jej serca winien harmonizować z jej wytężoną działalnością w każdej chwili życia. Wydajność cywilizacyjna jej czynów jest sprawdzianem czy jest ona na złej czy dobrej drodze. Nadać kierunek tej ewolucji, ominąć manowce ducha ludzkiego, oznacza to wypracować właściwą linię rozwojową uniwersalizmu cywilizacyjnego. Pojęcie uniwersalizmu cywilizacyjnego pozwala nam wyjść poza nienaturalnie wąskie ramy światopoglądu indywidualistycznego i wynikającego zeń sposobu pojmowania istoty człowieka. Ten sposób pojmowania jaźni pozwoli, że znajdziemy w niej nierozdzielne elementy biologicznego ciągu pokoleń, tradycji duchowości narodowej, żywiołu społecznego i materialnego. Innymi słowy: Uniwersalizm cywilizacyjny nie dał się oderwać od "całościowego" człowieka. Gdybyśmy zaś tego dokonali powstałaby blada abstrakcja człowieka, zubożająca potok historycznego życia W świetle tych uwag pojmujemy, jak głęboko się różni treść człowieka całościowego, uniwersalistycznego, od tego co znamy pod potoczną nazwą "jednostka" - "indywiduum". Człowiek uniwersalistyczny jest czymś nieskończenie szerszym i głębszym od obrazu indywiduum autonomicznego. I co najważniejsze - jest faktem bezspornym. Każdy z nas, nieuk, czy wykształcony, bogaty czy biedny, blondyn czy szatyn, dowcipny czy ponury, jest zawsze człowiekiem uniwersalistycznym, mocno się trzymającym swych korzeni. Stad też intuicyjne czucie swych korzeni jest czymś żywiołowym i pierwiastkowym. Dopiero tresura w kręgu cywilizacji indywidualistycznej może to pierwiastkowe uczucie związania z podłożem osłabić, lub nawet doprowadzić do zaniku. Tęsknota za pełnym żywiołowym życiem jest irracjonalnym wykładnikiem uniwersalizmu cywilizacyjnego w naszej osobowości. Parcie żywiołu emocjonalnego w psychice każdego z nas, nieświadome dążenie do wielkości, piękna, jest siłą popędową uniwersalizmu. Jesteśmy jednak niezmiernie odlegli od granicy do której dąży świat naszych podświadomych pragnień. Możemy nawet powiedzieć, iż wszystko czego człowiek w sferze swego posłannictwa cywilizacyjnego dokonał, jest dopiero przedwstępem właściwej pracy. Nie znamy praw, według których uniwersalizm cywilizacyjny ma się spełniać. Dziś dopiero, dzięki kataklizmowi dziejowemu, zrodziło się w nas podejrzenie, iż cywilizacja europejska wcale nie jest koroną osiągnięć ludzkich, lecz tylko etapem i zbliżeniem się do jakiegoś tytanicznego zrywu twórczego. Czujemy, iż się kończy jeden wielki cykl, a nie wiemy, jak mamy formować przejście do nowego, rysującego się raczej, jak mroczna, groźna możliwość. Pali się w nas iskra wiary w wartość życia, a nie wiemy, jak ją rozpłomienić w ognisko nowego, potężnego cyklu twórczego. Jest to stan głębokiego niedosytu metafizycznego. Żywioł emocjonalny, jako wieczysta siła napędowa uniwersalizmu cywilizacyjnego nie znajduje przekładni, która potrafiłaby go przerzucić na całość możliwości człowieka, na niezmierzone pole żywiołów. Niedosyt metafizyczny jest stałym przydźwiękiem naszego przeżywania świata, gdyż tylko nieznaczna część emocji jest wprzągnięta do dzieła. Reszta daje o sobie znać poprzez odczucie pantęsknoty. Ona te stanowi o zagadce emocyj utajonych. Dysproporcja pomiędzy naszym kosmicznym zadaniem, zawartym w uniwersaliźmie cywilizacyjnym a tym czego dokonaliśmy i dokonujemy, stanowi miarę niedosytu metafizycznego i emocyj utajonych. Cała nasza istota psychiczna jest wielkim rozlewiskiem żywiołu emocjonalnego, nie wprzęgniętego w ewolucję uniwersalistyczną świata. Emocje utajone żyją w każdej normalnej jednostce ludzkiej. Są pewnym stanem napięcia psychicznego. Napięcie to znajdzie swoje ujście dopiero wówczas, gdy jednostka będzie mieć zdolność skutecznego działania cywilizacyjnego do twórczych przekształceń w sferze biologicznej, duchowej, społecznej i materialne;. Podniesienie zdrowia rasy, dziedzicznych dyspozycyj i zdolności, stworzenie nowych idei, wydobywających z człowieka nowe siły moralne, podniesienie etyki, usprawnienie państwa, ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl
|