- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Jan Hartman
Prolegomena do teorii kompetencji
Zbieram siły do napisania książki Teoria kompetencji, pomyślanej jako zwieńczenie
metafilozoficznego projektu tak zwanej przeze mnie "heurystyki filozoficznej", wyłożonej w dwóch
książkach: Heurystyka filozoficzna (Wrocław 1997) i Techniki metafilozofii (Kraków 2002).
Zgodnie z mało polskim, lecz dobrym obyczajem, chciałbym podzielić się z tymi (nielicznymi
pewnie), którzy jakoś memu projektowi kibicują, pierwszym zamysłem i planem swego nowego
dzieła - żywiąc nadzieję, że zechcą mi coś życzliwie doradzić lub też przestrzec przed jakimiś
błędami. Temu czyni zadość ta oto publikacja. Za wszelkie uwagi i komentarze będę jej
Czytelnikom bardzo zobowiązany.
Najogólniej rzecz ujmując, zadaniem, jakie stawiam sobie w planowanej dziś książce, jest
prześledzenie konsekwencji, jakie ma dla rozumienia i oceny stanu rozmaitych zagadnień zarówno
natury teoretycznej (czyli filozoficznych), jak i zagadnień natury praktycznej (czyli społecznych)
ujęcie ich jako rezultatu pewnej bardziej czy mniej przypadkowej konfiguracji wiedzy i niewiedzy,
kompetencji i niekompetencji, umiejętności i ich braku, inteligencji i umysłowej inercji. Zamiar ten
wyrasta z doświadczenia intelektualnego kogoś, kto zmierzając przez wiele lat do osiągnięcia
erudycji w pewnej dziedzinie, nabiera z czasem pewności, że kompetencja naukowa (resp.
filozoficzna), z racji nieodostatków pamięci, niedostatecznej bystrości umysłu i niedoboru
syntetycznych zdolności ogarniania jednolitymi ujęciami szerokich obszarów związków
pojęciowych, jest czymś względnym, wątpliwym, często pozornym,a w każdym razie nietrwałym i
niestabilnym. Właśnie wieloletnie zmaganie się ze skutkami własnej niewiedzy i rozmaite próby
"wkalkulowywania"" tej niewiedzy w heurezę porządnej, krytycznej roboty filozoficznej, a nawet
obracania jej w swoistą przewrotną zaletę filozofowania skierowały moją uwagę na doniosłość
zagadnienia rozmaitych "strategii kompetencji i niekompetencji" dla nowoczesnej samowiedzy
filozoficznej i dla teorii społecznej. Oczywiście zagadnienia te są obecne we współczesnych
naukach humanistycznych (zwłaszcza w socjologii wiedzy i w nauce o zarządzaniu), ale brak im
spekulatywnego, filozoficznego opracowania, w formie transcendentalnej krytyki rozmaitych
roszczeń epistemicznych w rozmaitych obszarach spełniania się ludzkiej racjonalności. Właśnie
tego zadania chciałbym się tu podjąć, mając już dobrze przygotowany grunt teoretyczny w postaci
heurystyki filozoficznej i specyficznych technik dyskursywnych związanych z metafilozoficznie
zapośredniczonym (co nie znaczy tylko ani po prostu: metodycznym, refleksyjnym, krytycznym
czy samowiednym) uprawianiem filozofii.
Ważnym zadaniem będzie więc dla mnie określenie zakresu i skali, w jakiej niewłaściwa ocena lub
brak możliwości rzetelnej i wiarygodnej oceny wiedzy, umiejętności i rozmaitego rodzaju
sprawności, a zwłaszcza oceny następstw ich deficytu, stanowi czynnik kształtujący stosunki
społeczne i praktyki dyskursywne, a w tym i koncepcje filozoficzne. Postaram się pokazać, w jaki
sposób czynnik niewiedzy, nieumiejętności lub iluzji posiadania jakichś kompetencji może
wpływać destrukcyjnie lub - przeciwnie - stabilizująco na życie naukowe, a szerzej - na życie
społeczne, oraz w jaki sposób pozór i złudzenie kompetencji motywuje do innowacji i twórczości,
nie zawsze złej jakości. Zagadnienia te mają zostać omówione zarówno w odniesieniu do
wyspecjalizowanych obszarów życia społecznego, jak świat akademicki i polityka państwowa, jak i
w odniesieniu do podstawowej tkanki wspólnoty społecznej, jak obyczaj, język czy więź religijna.
Ze względu jednak na moje własne rozeznania naukowe, najwięcej przykładów zaczerpniętych
będzie z historycznych i współczesnych stosunków na arenie idei filozoficznych. Natomiast
kontekstem erudycyjnym tej pracy, która może bardziej niż inne powinna unikać luk w swym
warsztacie naukowym, będzie zarówno tradycja filozoficznej refleksji nad wiedzą (jej dostępnością,
wartością i społecznymi rezultatami jej uzyskiwania), jak i odpowiednie teorie socjologiczne. Do
kwestii warsztatowych powrócę zresztą jeszcze na końcu tej prezentacji.
W rozprawie swej, która w większości składać się będzie z zaawansowanych i wysoce
zreflektowanych dyskursów, typowych dla spekulatywnie i dialektycznie uprawianej filozofii,
obecna będzie również bardziej bezpośrednia i prostsza wastwa argumentów, tez i postulatów,
nadająca całości większą jasność i określoność. Na tym poziomie będę się starał zwłaszcza
uzasadnić przekonanie, że szczególnym wyzwaniem naszej dojrzałej nowoczesności, która
pozostawiła za sobą zarówno dyskursy oświeceniowego progresywizmu, scjentyzmu i technokracji,
jak i zaangażowaną ideologicznie ich krytykę, jest wytworzenie pewnej negatywnej
metakompetencji o charakterze jednocześnie teoretycznym i praktycznym, decydującej o zdolności
do zarządzania niekompetencją. Taka, teoretycznie umocowana, polityka niekompetencji - np. w
zarządzaniu nauką i instytucjami - nie będzie kolejnym programem wykorzystywania i alokacji
skumulowanej wiedzy, jakich wiele powstawało zwłaszcza w latach 60. i 70., lecz raczej
programem "racjonalności deficytu kompetencji": rozpoznawiania niekompetencji, neutralizacji jej
szkodliwych skutków (jak i skutków faktycznego nadmiaru kompetencji lub tylko jej zbyt wysokiej
oceny), ale także wspierania jej efektów twórczych i stabilizujących. Zasadą "polityki
niekompetencji" powinna być różnorodność strategii znajdujących w niej zastosowanie oraz
elastyczność pozwalająca na przystosowania do warunków poszczególnych dziedzin, jak nauka,
polityka czy gospodarka, a także daleko posunięty krytycyzm co do własnych możliwości, a nawet
zdolności do sformułowania uniwersalnie ważnego określenia swych własnych zadań.
Osobliwością sytuacji komunikacyjnej, z jaką mamy do czynienia w przypadku zarządzania
niekompetencją, niezależnie od tego, czy miałoby ono stać się zadaniem urzędnika, menadżera czy
nauczyciela, jest bowiem to, że "strateg" czy "polityk" niekompetencji nie może występować w
zwykłej pozycji eksperta, który zdolny jest ocenić komptencje (i niekompetencję) innych, lecz jako
ktoś, kto powołany jest raczej do tego, aby dokonywać powtarzających się rekapitulacji stanu
niewiedzy (w tym i własnej!) i stanu kontrowersji co do tego, co za wiedzę i kompetencję
należałoby uznać. I nie jest to wyłącznie powielanie pewnej demokratycznej procedury
usprawniającej funkcjonowanie racjonalnej wspólnoty komunikacyjnej, lecz pewnego rodzaju
sceptyczne otwarcie na sytuację kryzysu kompetencji i kryzysu samooceny - kryzysu, który
obejmując całą maszynerię wytwarzania kompetencji w warunkach obywatelskiej wolności daje
intelektualną i moralną siłę do reformowania tego, co w tej maszynerii uchodzi za nietykalną
podstawę jej działania, za "transcendentalne warunki" możliwości jej funkcjonowania, jak
infrastruktura instytucjonalno-metodologiczna nauki czy, na przykład, krytyczne standardy
świadomości historycznej albo politycznej bezzstronności. W społeczeństwie, w którym
technokrata i biurokrata staje się "politykiem niekompetencji" w tej samej mierze, w jakiej jest też,
mimo wszystko, "ekspertem", powstaną, być może, rzeczywiste waruki do tego, aby instytucje
wiedzy i władzy zyskały realną moc samoograniczania się. Rozwój rozmaitych "strategii
niekompetencji" wydaje mi się jednym z największych wyzwań intelektualnych i politycznych
naszych czasów, tym donioślejszym, im potężniejsze stają się środki techniczne, w jakie rozmaite
społeczne formy władzy wyposaża wiedza - naukowa, humanistyczna i socjotechniczna.
Ogólna informacja o projekcie heurystyki filozoficznej
Jak wspomniałem, planowana książka jest trzecią z cyklu, w którym formułuję i wstępnie
opracowuję pewnien szerszy program teoretyczny. Dwie pierwsze książki tego cyklu to, jak
wspomniałem, Heurystyka filozoficzna oraz Techniki metafilozofii. Obie te prace są ściśle i
wyłącznie filozoficzne. Ich celem było sformułowanie propozycji takiej reformy filozoficznej
samowiedzy, która przekształciłaby tę samowiedzę z systemu konkurencyjnych artykulacji istoty
przedsięwzięcia ludzkości, jakim jest uzyskanie poznania (czyli przedsięwzięcia nauki czy
filozofii), w tego rodzaju regularną praktykę uprawiania filozofii, w której czerpie się z całej
rozmaitości historycznie wypracowanych sposobów, w których rozważanie zagadnień
filozoficznych zapośrednicza się i łączy z roważaniem rozmaitych warunków możliwości samego
ich sformułowania i innych warunków, które określają możliwe sposoby myślenia o nich. W
pierwszej książce zajmowałem się prezentacją różnych projektów teoretycznych współczesnej
zwłaszcza filozofii, u podstaw których leży "heurystyczne zreflektowanie", wyrażające się w
świadomości, że poważna filozofia musi być nie tylko teorią swego przedmiotu - świata,
doświadczenia ludzkiego i poznania - lecz również teorią samej siebie, nauką o podstawach i
zakresie własnej prawomocności, o konstytutywnych źródłach swych własnych określeń, o istocie
samej poznawczości, teoretyczności i filozoficzności. Takie projekty to przede wszystkim
"metanauka" (np. metodologia nauk), transcendentalna teoria wiedzy, pragmatyzm, hermeneutyka,
strukturalizm i neostrukturalizm. Omówiłem je wszystkie w taki sposób, aby pomimo ich
konkurencyjnych roszczeń do wyłączności w dziele uniwersalizującej refleksji heurystycznej, a
więc pomimo tego, że każda z nich podaje się za naczelną i jedynie adekwatną postać samowiedzy
filozofii, mogła dojść do głosu jedność ich intencji i wzajemna ich komplementarność. Zmierzałem
w ten sposób do wypracowania jeśli nie syntezy teoretycznej, wiążącej w sobie efekty rozmaitych
programów refleksyjnej filozofii o uniwersalnych aspiracjach, to w każdym razie pewnego
jednolitego stylu uprawiania filozofii (stylu, który nawam właśnie "heurystyką filozoficzną" lub
"metafilozoficznie zapośredniczonym uprawianiem filozofii"), w którym zachowuje się częściową
lojalność względem rozmaitych programów filozoficznych bez utraty zdolności wykorzystywania
innych. W heurystyce filozoficznej pospolita synkretyczność lub zwykła praktyka "przeglądu
dziejów myśli" przekształca się w systematyczne, wyposażone we własne narzędzia pojęciowe i
własne techniki, znawstwo filozofii, będące nie tylko wiedzą o filozofii, lecz również umiejętnością
uprawiania filozofii w stałym nawiązywaniu do rozmaitości form jej samowiedzy i wielości form,
w jakich pojawia się zależność pomiędzy rozważaniem zagadnienia filozoficznego (i jego
rezultatami) a namysłem nad podstawami samego tego rozważania. Kwestia kompetencji, a
właściwie niekompetencji, przejawiającej się w jednostronności albo podatności na uwodzicielską
moc pojęć ulegających absolutyzacji (jak "życie", "język", "metoda", "praktyka" etc.) należy do
centralnych zagadnień zorganizowanej refleksji heurystycznej. Jak być filozofem-znawcą filozofii,
aspirującym do szczególnie szerokich horyzontów, elastyczności i otwartości w korzystaniu z
zasobów pojęciowych i dyskursywnych filozofii, a co więcej filozofem budującym teorię takiego
właśnie uprawiania filozofii (a więc budującym filozoficzną heurystykę), gdy jednocześnie jest się
skazanym na jednostronność i ograniczenia wynikłe z braków wiedzy, pamięci i inteligencji? W
dużej mierze techniki dyskursywne opracowane w drugie książce - Techniki metafilozofii - służą
właśnie kompensacji niekompetencji w uprawianiu filozofii. Są to mianowicie zaawansowane
metody filozoficznej analizy mające wyjątkowo silny walor autodydaktyczny, umożliwiając
efektywne uprawianie filozofii w ciągłym rzutowaniu zagadnień filozoficznych na plan
wyznaczony pytaniami "co na dany temat w ogóle można powiedzieć?", "jakie kierunki i sposoby
analizy zagadnienia są w danym wypadku dostępne?", "jaka sytuacja teoretyczna i stan wiedzy oraz
wyobrażeń leży u podstaw takiego a nie innego sformułowania zagadnienia?", "jakie są możliwe
problematyzacje danego przedmiotu i jak problematyzacje te go współkonstytuują?" etc. W książce
Techniki metafilozofii skupiam się zwłaszcza na wykazaniu walorów narzędzia teoretycznego,
jakim jest wprowadzona przeze mnie ultraabstrakcyjna i właśnie całkowicie instrumentalna
(fikcyjna w sensie ontologicznym) kategoria neutrum. Neutrum nie posiada definicji, będąc raczej
permanentnym przedmiotem zapytywania "co to jest?". Wszelkie odpowiedzi, z założenia
niewystarczające, wskazują poza siebie, ku kolejnym określeniom, układającym się w serie, w
zależności od zasady tego wskazywania poza siebie, a więc odsyłania ku dalszym określeniom.
Właśnie efekt polegający na odnajdywaniu niespodziewanych często powiązań między pojęciami
(okazującymi się określeniami, wyrazami czy "modi" czegoś w założeniu "tego samego", czyli
neutrum) ma ów pożądany walor autodydaktyczny, poszerzając niepomiernie horyzonty
dyskursywne i świadomość związków pojęciowych w filozofii. Typową serią określeń neutrum jest
np. ta, w której zaczynamy od poszczególnych pojęć kluczowych, wokół których organizują się
różne teorie filozoficzne o uniwersalnych aspiracjach, by ukonstytuować cały ich ciąg, obrazujący
strukturę pojęciową wiążącą ogół "fundamentalnych kategorii filozoficznych". Tak na przykład
zacząć można od pojęcia substancji ("neutrum to substancja jako w założeniu fundamentalna
kategoria metafizyki"), przechodząc do pojęcia podmiotu ("neutrum tak naprawdę to pojęcie
podmiotu, bo substancja w istocie jest tym, co samo dla siebie jest podmiotem"), dalej do pojęcia
"czystej identyczności z sobą", "absolutnej jedności", "absolutu"... Inna seria ma charakter
"metodologiczny".. Zaczynamy np. od powiedzenia "w pojęciu neutrum chodzi po prostu o
uogólnione pojęcie centralnej kategorii pojęciowej dowolnej teorii filozoficznej", by przejść np. do
wyobrażenia neutrum jako "idei regulatywnej organizującej dyskurs", "ogólnego pojęcia zasady
teoretycznej wyznaczającej specyfikę jakiegoś dyskursu filozoficznego" etc. Z wytwarzaniem i
analizą serii określeń neutrum, zawsze powstających w horyzoncie swoistej (i wymagającej
nieustannego przezwyciężania na nowo) iluzji, że "oto teraz wreszcie mówi się, czym to
nieuchwytne neutrum jest tak naprawdę" wiąże się cały zestaw bardzo instruktywnych technik
analitycznych niepomiernie poszerzających metafilozoficzną (heurystyczną) orientację, czyli
znawstwo zasobów pojęciowych i dyskursywnych filozofii. Tym samym, w pewnym sensie cały
projekt Technik metafilozofii podporządkowany jest sproblematyzowaniu zderzenia niekompetencji
i kompetencji w filozofii w ogóle i we własnej praktyce jej uprawiania przez indywidualne ja.
Dialektyka kompetencji i niekompetencji
Nie mogąc streszczać tu wszystkiego tego, co już zamierzyłem sobie w książce swej zawrzeć,
chciałbym skupić się tu na temacie może najciekawszym w całym projekcie teorii kompetencji, a
mianowicie na kwestii ogromnego zakresu, jaki obejmuje sobą zjawisko dialektycznych stosunków
kompetencji i niekompetencji. Przez kompetencję będę tu rozumiał wszelkiego rodzaju wiedzę,
umiejętności, zdolności, cnoty, doświadczenie i społeczne formy upoważnień, co do których
jednostka jest przekonana, iż są one wystarczającą podstawą do wolnej, podmiotowej działalności -
skutecznej a nawet twórczej. Kompetencja więc to wszystko to, co "upoważnia" urzędnika do
podejmowania decyzji, profesora do wykładania, księdza do moralizowania, rzemieślnika do
wykonywania jego rzemiosła, artystę do tworzenia, etc. Tak rozumiana kompetencja jest zawsze
czymś wątpliwym, budzącym zastrzeżenia, cząstkowym i obarczonym momentem uzurpacji czy też
nadmiarem samooceny, który zresztą jest jednocześnie warunkiem wyzwalającym wolne
podmiotowe działanie. Dlatego całkowita struktura podmiotowej aktywności, z jaką tu mamy do
czynienia, obejmuje dwa przeciwstawne i komplementarne momenty: kompetencji i
niekompetencji, kompetencji tylko domniemanej i niekomptenecji, o której się nie wie, a której
uświadomienie sobie jest drogą do "odzyskania siebie" w działaniu nareszcie rzetelnie
kompetentnym.
W każdej dziedzinie życia społecznego wskazać można obszary godnej pożałowania
niekompetencji, będącej jednocześnie jakąś formą kompetencji, w tym mianowicie zakresie, w
jakim niekompetentny podmiot czuje się upoważniony do działania na mocy tej wiedzy, wyobrażeń
i motywacji, którymi w danej formie aktywności dysponuje. Tym samym, w każdej dziedzinie
możliwa jest zarówno permisywna strategia działania, względnie tylko postawa przyzwolenia na
ignorancję intelektualną albo braki moralne (w myśl zasady, że skoro niekompetencja jest
nieunikniona i zawsze jedynie pozorna, udawana, to właściwie dlaczego nie ja miałbym sobie ją
uzurpować i czerpać z tego korzyści?), jak i postawa otentacyjnie dezawuująca własną
niekompetencję (w myśl zasady "skoro kompetencja zawsze jest do pewnego stopnia pozorem, to
lepiej wykazać się jakąś kompetencją krytyczną i ujawniać jakąś interpretację własnej
niekompetencji, niż oddawać się temu pozorowi z całą bepośrednią naiwnością lub z
wyrachowanym brakiem odpowiedzialności"). Poza tym jednak możliwe jest i, miejmy nadzieję,
częste, że stosunek do własnych kompetencji i jej braków jest intelektualnie i moralnie zdrowy,
nacechowany uczciwością, rozwagą i aspiracjami do poprawy. Tyle, że społeczne i dyskursywne
warunki życia umysłowego, a w tym życia akademickiego pełnej otwartości i uczciwości w tych
sprawach nie sprzyjają, czyniąc z tych cnót więcej domenę męstwa niż samej jedynie roztropności.
Dla unaocznienia zakresu oddziaływania tych stosunków motywacyjnych na gruncie wolnego
podmiotowego działania, ukształtowanych przez rozmaite postacie opozycji kompetencji i
niekompetencji, wymienię aspekty, w jakich przejawiają się one w obszarze życia akademickiego
oraz w szerokim obszarze życia społecznego i politycznego w ogólności:
I. W ogólnie pojętym życiu akademickim, obejmującym badania naukowe, publikacje naukowe i
dydaktykę, jak również społeczne interakcje naukowców (popularyzacja, funkcje doradcze i
eksperckie) mamy do czynienia z następującymi przejawami dialektyki kompetencji i
niekomeptencji:
Imperatyw vs. niemożliwość znawstwa. Nauka wyraża oczywiste roszczenie do tego, że jej
przedstawiciele wiedzą najwięcej, jak tylko można, są możliwie najbardziej kompetentni w
przedmiocie swych badań i nauczania. Jako że w praktyce nie mogą być tacy, to znaczy przeciętni
dorównywać najlepszym na świecie ani tym bardziej "publicznemu stanowi wiedzy", gdyż na
przeszkodzie stoi rozległość dostępnej wiedzy, olbrzymi zakres stanu badań i słabość ludzkiej
pamięci, ich wiedza zostaje z jednej strony "rozwiązana" (w sensie dialektycznego rozwiązania) w
postaci tzw. erudycji, będącej częściowo moralną, a częściowo retoryczną kwalifikacją, której nie
próbuje się nawet mierzyć, a z drugiej istota kompetencji naukowej zostaje z poziomu faktycznej
wiedzy (rezultatów poznawczych) przeniesiona w wyobrażeniu społecznym na poziom dyspozycji i
władz poznawczych, stając się kompetencją do prowadzenia badań i dyskusji naukowej,
kompetencją warsztatu naukowego. Upodmiotowienie wiedzy w indywidulanym ja badacza staje
się z czasem coraz bardziej iluzoryczne, jakkolwiek system akademicki w żaden sposób nie jest
jeszcze zdolny otwarcie się do tego faktu przyznać i uwzględnić go w postaci jakiejś "polityki
niekompetencji". Dlatego też jedną z kwalifikacji uczonego staje się umiejętne udawanie
kompetencji, udawanie w istocie, że wie się i pamięta znacznie więcej niż to faktycznie ma miejsce,
a roziew pomiędzy oficjalnie deklarowanymi wymaganiami co do wiedzy i kwalifikacji uczonych
(np. w związku z awansami) a faktycznymi możliwościami realnych uczestników życia naukowego
staje się tyleż widoczny, co niewidziany. Tabuizacja kwestii kompetencji prowadzi do sytuacji, w
której każdy boi się zawołać, że "król jest nagi", podejrzewając, że tylko on jakoś ostał się w
świecie akademickim z tak skromną wiedzą, wykształceniem ogólnym, znajomością języków,
podczas gdy inni zapewne wiedzą znacznie więcej; w przeciwnym razie jakże ta cała nauka w ogóle
mogłaby istnieć?
Dialektyka kompetencji i niekompetencji występuje również w dziedzinie edukacji
uniwersyteckiej. Panująca w świecie akademickim nieszczerość co do tego, na czym kto się
faktycznie zna, a na czym znać się powinien, przenosi się na proces nauczania i studiowania.
Umasowienie studiów z jednej strony, a rozległość dostępnej wiedzy w poszczególnych
studiowanych przez ludzi dyscyplinach z drugiej sprawia, że studia nie mogą już pełnić funkcji
wprowadzenia do samodzielnego uprawiania ani nawet profesjonalnego wykorzystywania zasobów
danej nauki. Studia mogą być tylko ogólną propedeutyką danej dyscypliny lub wprowadzeniem do
jej historii. Uniwersytet daleki jest jeszcze od przyznania się do tego stanu rzeczy, co w wielu
przypadkach może prowadzić do poważnych nieporozumień i nieumiejętności oceny własnych
możliwości przez absolwentów studiów wyższych (dotyczy to zwłaszcza medycyny, a problem ten
ma spore znaczenie w bioetyce). Rozwiązaniem niekompetencji na polu studiowania jest dość
niewyraźna antropologiczna figura "doświadczenia zawodowego", które ma uzupełniać i
rekompensować braki wiedzy z okresu studiów, jak również nigdy niekończący się proces
dokształcania na rozmaitych kursach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl