- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jacek Podsiadło

 

Jacek Podsiadło (ur. w k. ) – , prozaik, tłumacz, dziennikarz, felietonista. W swojej twórczości przeciwstawia się formom społecznego ucisku (państwo, wojsko, edukacja), głosząc i poglądy.

Publikacje

·         Nieszczęście doskonałe, Toruńskie Towarzystwo Kultury, Toruń .

·         W lunaparkach smutny, w lupanarach śmieszny, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa .

·         Wiersze wybrane 1985-1990, Biblioteka "brulionu", Warszawa-Kraków .

·         Arytmia, Biblioteka "brulionu", Warszawa .

·         Dobra ziemia dla murarzy, Tikkun, Warszawa .

·         Języki ognia, Biblioteka "brulionu", Warszawa-Kraków .

·         To all the whales I'd love before, Kartki, Białystok .

·         Niczyje, boskie, Biblioteka "brulionu", Warszawa .

·         Wiersze wybrane 1990-1995, Stowarzyszenie "Inna Kultura", Bielsko-Biała .

·         Wiersze zebrane, Lampa i Iskra Boża, Warszawa (II wydanie: ).

·         Wychwyt Grahama, Lampa i Iskra Boża, Warszawa .

·         Cisówka. Wiersze. Opowiadania, Biblioteka "Kartek", Białystok .

·         I ja pobiegłem w tę mgłę, Znak, Kraków .

·         Kra, Znak, Kraków .

·         A mój syn... (zbiór felietonów), Znak, Kraków .

·         Pippi, dziwne dziecko (zbiór felietonów), Hokus-Pokus, Warszawa .

·         Życie, a zwłaszcza śmierć Angeliki de Sancé , Znak, Kraków .

·         Trzy domy, Jacek Santorski & Co, Warszawa .

·         Czerwona kartka dla Sprężyny, Nasza Księgarnia, Warszawa .

·         Pod światło, BEZ NAPIWKU, Opole .

 

Pokolenie „brulionu” - poeci i prozaicy, przeważnie urodzeni w latach 60., których oficjalne debiuty książkowe miały miejsce po 1989, związanych z czasopismem Brulion. Wspólną cechą ich twórczości był bunt przeciw romantycznie pojmowanemu posłannictwu literatury, odejście od metafizyki, wzniosłości i poezji obywatelskiej, którym przeciwstawiali anarchizm, banalność, prowokację, codzienność. Od 1990 roku pojawiać się poczęły tomiki debiutanckie lub kolejne tomiki młodszych, urodzonych po 1960 roku: Krzysztofa Koehlera (Wiersze, 1990; Nieudana pielgrzymka, 1993), Jacka Podsiadły (przed 1989 rokiem wydał: Nieszczęście doskonałe, 1987; Wah – wah, 1988; Odmowa współudziału, 1989, później: W lunaparkach smutny, w lunaparkach śmieszny, 1990; Arytmia, 1993; Języki ognia, 1994; Niczyje, boskie, 1998; Zielone oczy zmrużyć czas, 1998; Wychwyt Grahama, 1999), Marcina Barana (Pomieszanie, 1990; Sosnowiec jest jak kobieta,1992; Sprzeczne fragmenty, 1996; Zabiegi miłosne, 1997; Tanero, 1998), Marcina Świetlickiego (Zimne kraje, 1992; Schizma, 1994; Zimne kraje II, 1995; Trzecia połowa, 1996; 37 wierszy o wódce i papierosach, 1996; Zimne kraje III, 1997; Pieśni profana, 1998), Wojciecha Wencla (Wiersze, 1995; Oda na dzień św. Cecylii; 1996.

 

Cechą charakterystyczną ich twórczości jest odejście od propozycji poprzedników – od konfliktów społeczno – politycznych, „niepokojów moralnych”, poszukiwań metafizycznych, mitów kombatanckich. Niektórzy z nich (Marcin Świetlicki, Marcin Sondecki) przeprowadzają nieco skandalizującą ocenę twórczości poprzedników. Odrzucają model poezji wielkich i szlachetnych idei, bo wiersze tego typu stają się deklamatorskie, retoryczne. Poeci wywodzący się z kręgu wczesnego „brulionu” świadomie brutalizują język, skandalizują, bo w takim geście poetyckim kryje się możliwość zanegowania stereotypów myślowych, przywrócenia doświadczeniu osobistemu realnych, nie zmistyfikowanych wymiarów; wreszcie – demonstracyjnie wybierają tematy banalne, „bylejakie”, bo w nich, a nie w wielkich słowach, kryje się zła tajemnica życia – nuda i beznadziejność.

 

Hiperrealizm - styl i kierunek w malarstwie i rzeźbie powstały w połowie lat 60., polegający na odtwarzaniu rzeczywistości nie bezpośrednio, lecz z fotografii i motywowany przekonaniem, że fotografia jest w stanie uchwycić zjawiska, które umykają nieuzbrojonemu oku. Obrazy hiperrealistyczne odznaczają się niezwykle drobiazgowym odtwarzaniem detalu, ze szczególnym naciskiem na efekty lustrzane (odbicia życia ulicy w szybach wystawowych itp.). Rzeźbiarze tego kierunku, tworzą werystyczne figury ludzkie naturalnej wielkości, pozbawione piedestałów, ubrane w prawdziwe ubrania i zaopatrzone w autentyczne przedmioty (wózki, torby z zakupami, lokówki itp.). Rzeźby te często idealnie zlewają się z publicznością, co nierzadko prowadzi do komicznych spięć.

 

Jacek Podsiadło

 

Pierwszy tomik Nieszczęście doskonałe, ukazał się w 1987 roku, mówić można o pewnym nadmiarze, o „brulionowości” wielu wierszy. Wiąże się to jednak ściśle z założeniami programowymi młodych, z ich buntem przeciwko „poezji doskonałej”, skupionej na wypracowaniu formy, na grze z konwencjami poetyckimi, na imitacjach stylizacyjnych. Poezja ich zdaniem, winna być wierna życiu, totalnie podmiotowa, zapisywać egzystencję czystą, jednostkową, z jej emocjami, ale i nudą, „bylejakością”. Jednostkowa egzystencja, ujmowana w kontekście najbliższego otoczenia społecznego i cywilizacyjnego, produktów kultury masowej, jej śmietników, reklam handlowych, nadmiaru informacji, staje się brulionowa, traci zdolność hierarchizacji, wartościowania. Jedynie pewny jest sam fakt istnienia, bycia wśród rzeczy, tworów współczesnej cywilizacji.  Za patrona tych tendencji uznano Franka O’Harę, zaś za propagatora u nas – Piotra Sommera. Podobnymi problemami żyła plastyka, sztuka pop-artu. W naszej krytyce literackiej upowszechniły się dwa określenia – „oharyzm” i „personizm” (błędnie także – „personalizm”).

 

W poezji Jacka Podsiadły te tendencje znalazły wzorcowe, ale i samodzielne odbicie. W pierwszych tomikach widać wyraźne odwołania do twórczości Stachury, do jego „życiopisania” (zbliżenie literatury do życia, zapisywanie własnej egzystencji. We wczesnych wierszach Jacka Podsiadły bardziej od Stachury niż od hipisów pochodzą „wiersze z drogi”, z nieustannej wędrówki po Polsce, przenoszenia się z miejsca na miejsce. Jest i wielka miłość, Anna Maria. Podsiadło jest prawdziwym mistrzem w subtelnym, śmiałym, a nie wulgarnym przedstawianiu przeżyć erotycznych. I inne tematy, powtarzające się w twórczości Podsiadły, mają taki rodowód – protest przeciwko wojnie, przeciwko państwu ograniczającemu wolność jednostki, przeciwko niszczeniu naturalnego środowiska tworzą razem kontestacyjną tkankę jego poezji. Podstawowy jednak okazuje się zapis jednostkowej egzystencji: świata nie daje się zrozumieć, racjonalnie uporządkować. Jednostka staje przed chaosem i wyrobić musi w sobie odwagę bycia, istnienia. W wielu wierszach pojawiają się ślady depresji, myśli samobójcze, zawsze jednak zamyka je aprobujące i najważniejsze: „jestem”, a także romantyczna w swym rodowodzie niezgoda na świat, jego konwencje, zakłamane normy. Wyraża to wiersz Miecz z tomiku Odmowa współudziału (1989). „Odmowa współudziału” ma w młodzieńczych wierszach Podsiadły charakter totalnej anarchistycznej negacji, ironicznej wizji świata, rządzonego „prawem bezprawia”.

 

Postawy buntu wygasają w następnych tomikach. W ich miejsce zjawia się nie tyle zgoda na świat, co na samego siebie, na owo „jestem”, poczucie współistnienia, współbycia wśród innych ludzi, miast, domów, ulic, wśród zdarzeń, które przemijają. Tomik Tak (1989) rozpoczyna nową fazę twórczości, jest próbą określenia siebie wobec wielkiego chaosu. Zapisać siebie wobec świata, utrwalić zdarzenia i myśli, bo w nich kryje się niezrozumiały kształt życia, jego sens i bezsens, dać świadectwo prawdzie – oto odnaleziony przez Podsiadłę cel poezji. W tej podstawie dostrzec można pożegnanie się z mistrzem młodości – Stachurą, i zbliżenie się do „życiopisania” Białoszewskiego, do jego postawy wymijającej zarówno aprobatę, jak i negacje rzeczywistości. Samo „pisanie wierszy” staje się dziennikiem intymnym, zapisem biegu życia, zapisem codzienności. Podsiadło z upodobaniem notuje daty dzienne, niekiedy nawet godziny powstania wierszy. Istotną treścią jego „wierszy-zapisów” jest samo przeżycie banalnych niekiedy zdarzeń. Zapisy utrwalają zdarzenia, myśli, tworzą hierarchię elementarnych wartości, odbudowują świat na prywatny użytek. Mówi o tym wiersz Ktoś, kto ma bardzo dużo czasu z tomiku Tak. Jest to nie tyle porządkowanie świata, co odwaga bycia pojedynczym, nieustannego zderzania się z tym, co niejasne, pozbawione porządku.

 

Głównym tematem w poezji Jacka Podsiadły jest czysta egzystencja, uwolniona od mistyfikujących konwencji literackich, od gestów rozpaczy egzystencjalistów, od zadufania neoklasyków, od widocznego także we wczesnych własnych wierszach naiwnego sentymentalizmu.

 

Podsiadło rejestruje i lirycznie przetwarza treści codziennego doświadczenia, afirmuje prywatność i autentyzm, głosi sceptycyzm i dystans w stosunku do instytucji i rytuałów życia publicznego. Jego wiersze układają się w poetycki dziennik (często "nocnik") życia upływającego w warunkach z pozoru całkowicie niepoetyckich. Twórca rozwija wątki egzystencjalne, drąży sytuacje i nastroje towarzyszące raczej zwykłości niż ekstrawagancji lub egzotyce. Miłość, Droga (pisane zawsze dużą literą), miejsce, wspomnienie dzieciństwa i młodości stanowią dla niego punkt wyjścia (ale i punkt dojścia...) do rozwinięcia wstęgi zdania, sekwencji skojarzeń i imion. Słowo krąży między konkretem danej chwili (przedmiotu, zdarzenia), a ich - pełnym rozmachu, często olśniewającym, kunsztownym - artystycznym przetworzeniem.

 

Krytyka wskazywała na powinowactwa Podsiadły z polską poezja barokową, a także z twórczością Edwarda Stachury i poetów pokolenia '68 (w szczególności z poezją Stanisława Barańczaka) oraz z poetami należącymi do szkoły nowojorskiej (Frank O'Hara i inni), jednak jego wiersze nie oddają się we władanie żadnej z tych tradycji (choć ślady każdej z nich można w nich odkryć). Są one przekazem na wskroś indywidualnym, choć jednocześnie realizują klasycystyczny ideał harmonii między artystycznym impulsem a poetycka inwencją: upostaciowane w języku bogatym tak pod względem eufonicznym, jak i składniowym, zarazem proste i skromne (bo wywiedzione z biograficznego szczegółu) oraz wyszukane (bo często są one "próbą formy", grą wyobraźni i wariacją skojarzeń na zadany sobie temat).

"Pomimo wysiłków nie potrafię zrozumieć pewnych, może nawet fundamentalnych zjawisk naszej kultury. I na przykład nie rozumiem tego, że ludzie się wstydzą swojej prywatności."

JACEK PODSIADŁO "Dobra ziemia dla murarzy" Wydawnictwo TIKKUN,  Warszawa 1994

 

Tego tomiku nie ma chyba potrzeby analizować pod względem literackiej formy - naturalny, czytelny język, swoboda metaforyki - pod tym względem Podsiadło jest mistrzem.

 

Większość głosów krytycznych, jakie słyszałem, dotyczy treści i opiera się na zarzutach, iż Podsiadło pisze o marginaliach. A z czegóż to, jak nie z marginaliów, składa się życie? I czy tylko o marginaliach pisze Podsiadło? Czy relacja "człowiek-społeczeństwo" (cykl wierszy "przeciwko państwu") to są marginalia? Czy relacja "człowiek-natura" (inne wiersze z tomiku "Dobra ziemia dla murarzy") to są marginalia?

 

Jeśli marginalia, to wolę Podsiadłę piszącego o plecaku niż Miłosza piszącego o wolności, gdyż z plecaka Podsiadły dowiem się więcej o wolności, niż z wolności Miłosza o plecaku, a i plecak, i wolność interesują mnie w równym stopniu. Plecak może bardziej, bo bliższy jest życiu niż sztuczna, literacka wolność kołacząca się gdzieś w głowie poety.

 

I siłą Podsiadły jest właśnie to, że zapisuje swoje życie, a nie koncepcje tegoż życia dotyczące, zrodzone w głowie i do samej głowy oraz kartki papieru ograniczone. Chwała Podsiadle za to, że swojej poezji nie wymyśla, nie zmyśla; że opisuje rzeczywistość tu-i-teraz; że uprawia życiopisanie, a nie głowopisanie...

 

(Może Basho przewróci się teraz w grobie, ale zaryzykuję twierdzenie, że poezja Podsiadły to... europejskie haiku. Gdyż według mnie, haiku nie ma nic wspólnego z sylabiczną formą 5-7-5. Dla mnie istotą haiku jest odwoływanie się do rzeczywistości Zen; do rzeczywistości ściśle ograniczonej w tu-i-teraz, i ilość sylab nie ma tu nic do rzeczy. A haiku europejskie dlatego, że Europejczycy są bardziej wylewni od Azjatów, a Podsiadło należy do Europejczyków uprawiających haiku w sposób wyjątkowo gadatliwy i równie wyjątkowo wypełniony metaforami, co tylko pozornie kłóci się z poetyką Zen.)

 

Życiopisanie... i może właśnie Podsiadło ucieleśnia romantyczny, stachurowski mit dżinsowego outsidera, żyjącego w Drodze odmieńca, skłóconego ze światem pozorów, eleganckich garniturów i czarnych limuzyn... 

Ze spraw pozaliterackich - słyszałem wiele plotek dotyczących samej osoby Podsiadły - wiadomo, że w naszej ojczyźnie, gdy ktoś staje się sławny, natychmiast okazuje się, że jest posiadaczem rogów i racic. Miałem niedawno okazję porozmawiać z Podsiadłą i stwierdzam, że właściwym miejscem dla plotek dotyczących jego osoby są ściany ulicznych ustępów obok papieru toaletowego (przepraszam papier toaletowy). Otóż:

 

Jacek Podsiadło nie gryzie, nie wierzga, nie kąsa, nie zgrzyta zębami, nie zadziera nosa ani innych części ciała, nie jest kobietą ani stawonogiem, nie posiada rogów ani racic, nie chodzi ze strzykawką wbitą w przedramię ani z flaszką płynu Borygo w garści, nie pluje krwią, nie paraduje nago, nie paraduje w futrze z niedźwiedzi, nie paraduje, nie używa słowa "kurwa" jako przecinka, nie używa zwrotu "świetlane oblicze poezji" jako przecinka, nie używa przecinków, nie ma tatuaży z Brucem Lee na twarzy, nie używa walkmana jako widelca, używa widelca... słowem - jest to normalny facet, czego innym poetom gorąco życzę.

 

Resztę wyczytacie w jego tomiku - świetna poezja. Rękami, nogami, głową i sercem zachęcam wszystkich do podróży po "ziemi dobrej dla murarzy"...

 

Dziewczyna w telewizorze narzeka na swoje życie. / "Jest takie szare", mówi. I niechętnie wymienia wszystkie te wspaniałości: lekcje, obiad w stołówce, / popołudnie z rodziną, spacer z psem, czasem kino. // Został mi odsłonięty kształt wszelkiej codziennej czynności. / Ujrzałem odwrócony każdy przedmiot. / Podbrzusze stołu, spód wiadra, wnętrze bryły mydła. / Niepoliczone święta, w których nie bierzemy udziału. (...) Murka odkrywa zęby i patrzy na mnie diabelsko. / Prostuję się i przeciągam. Odsłaniam szyję. Pora kochać.

 

5

 

Jacek Podsiadło

Wiersz zalecany przez ministerstwo edukacji do użytku szkolnego

 Grdyka, pała, dziecię lina, jakaś, kurwa, cicciolina

wdziała barokowy rajtuz i z walącej się katedry

wraża w cudze wiersze paluch, którym zwykle dłubie w nosie.

Nic ni chuja nie rozumie, nic nie umie, świat zna tylko

z widokówek, a chce uczyć

młodość skutą w dyby ławek, w których lakier

wżarł się smutek. Nie słuchajcie. Uciekajcie.

Życie jest daleko stąd. Póki słońce, tańce, haszysz,

swada dada, nie zbiór zadań – pies zbiór lektur bez efektu dymał w zad.

 W sado-masochistycznym trudzie, ledwo się tylko zacznie maj,

egzaminują, molestują, przymus ich kręci, impotenci,

onanizują się ojczyzną, co drugie słowo krzyczą kraj

i punkt od ósmej wam haftują puste oczy rudą krwią.

Bo jeszcze tamci, ich alianci, którym dogadza tylko władza,

pieniędzmi waszych ojców płacą alfonsie pensje tym na dole,

nadzorcom waszych snów i uczuć. Ja pierdolę,

znów wycierają świętościami te starczo poślinione ryje,

znów karły starły się z orłami i znów fechtują fiucikami.

I dół z wapnem zawsze w końcu. Tych wybieli, tych oczerni.

A co stoi u początku to biel krwi i czerwień spermy.

 Polityczni samojebcy, z ust dymiących fekaliami

płynie pieśń we wszystkich barwach szamba, świństw napierdalando.

Niosą gówno na sztandarach, rzężą służba, prawda, wiara.

Wykurwiste antytezy, wieczny kryzys, plan proroczy,

sprawa słuszna, pieniądz czysty a publicystyka mądra,

z reklam banku patrzy na mnie bankrut słowa, rekrut kłamstwa,

wytrzeszczając, jak to aktor, przekurwione oczy.

 Prezydent w stadzie kardynałów pływa wśród kału dyrdymałów,

który którego, Bóg gdzie mieszka; czasem ktoś zdradzi lub zwariuje,

źle się wyrazi, kraj obrazi, zakurzy w lipnym krajobrazie;

a gdy ojczyzna się pogniewa, wywleka wtedy z mieszka na wierzch

konstytucyjne swe narządy, sejm, trybunały, senat, sądy;

i jeśli tamten zły kurzyniec sto razy klęknie i przeprosi,

to tutaj, w gimnastycznej sali swe dupsko znów z rozumem scali

i tak odzyska człowieczeństwo. Poetów będą zapraszali.

Orkiestrę dętą, kiedy święto. Staną u żłoba, bo żałoba.

A nad tym wszystkim krzyż i jastrząb, papież lub pielgrzym, albo obaj.

Polsko. Ojczyzno moja. Jesteś jak choroba.

 Wiersz pochodzi z nowego tomiku „Pod światło”

 

Jacek Podsiadło - "Miłość po wódce"

 

rano będziemy rozglądać się za słoikiem po ogórkach żeby wodą z octem

zabić kaca będziemy milczeć by oszczędzić siebie będziemy gorączkowo myć zęby


i długo stać przed lustrem z pianą na ustach będziemy delektować się wstydem


rano spytasz tylko czy nie wiem gdzie położyłaś zegarek a ja poproszę


byś włączyła radio spiker poinformuje w porannych wiadomościach o tysiącach studentów


którzy pojechali do domów na ferie świąteczne i przemilczy naszą ostatnią noc w akademiku


rano poczujemy się  tacy samotni i wyjdziemy w hałaśliwe ulice


przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu straconego czasu i ważnego biletu


wiatr przybiegnie z pustymi rękami jak bezrobotny listonosz i radośnie zabierze


zmięty karteluszek z zapisanym pośpiesznie niepotrzebnym adresem

...[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)