- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Jared Diamond
Trzeci szympans
1998
CZARNE I BIAŁE
Mieszkańcy każdego państwa uroczyście obchodzą rocznicę jego powstania; dla Australijczyków rok 1988, dwusetna rocznica, był specjalną okazją. Niewiele grup kolonistów napotkało takie trudności jak ci, którzy w roku 1788 wraz z Pierwszą Flotą wylądowali w miejscu, gdzie w przyszłości miało powstać Sydney. Australia była ciągle terra incognita: koloniści nie mieli pojęcia, co ich czeka ani w jaki sposób zdołają przeżyć. Od kraju ojczystego oddzielało ich dwadzieścia cztery tysiące kilometrów ośmiomiesięcznej podróży morskiej. Zanim dotarła z Anglii następna flota z zaopatrzeniem, musiało upłynąć dwa i pół roku na granicy śmierci głodowej. Wielu osiedleńców było skazańcami, którzy już doznali urazów z powodu najokrutniejszych aspektów brutalnego życia w osiemnastym wieku. Mimo takich początków osadnicy zdołali przeżyć, prosperować, zapełnić kontynent, zbudować demokrację i ustanowić wyraźny charakter narodowy. Nic dziwnego, że Australijczycy odczuwali dumę obchodząc dwusetną rocznicę powstania swego państwa.
Jednak seria protestów zepsuła uroczystości. Pierwszymi Australijczykami nie byli biali osadnicy. Australia została zasiedlona około pięćdziesięciu tysięcy lat temu przez przodków ludzi, których dzisiaj nazywamy przeważnie australijskimi aborygenami, a którzy w Australii są znani także jako "czarni". W czasie angielskiego osadnictwa mieszkańcy zostali w większości pozabijani przez kolonistów albo zmarli z innych przyczyn. To właśnie spowodowało, że niektórzy współcześni potomkowie tych, którzy przeżyli, zamiast uroczystych obchodów woleli zainscenizować protesty. Uroczystości otwarcie skoncentrowały się na pokazaniu, jak Australia stała się krajem białych. Ja natomiast od początku tego rozdziału skupię się nad tym, jak Australia przestała być krajem czarnych i jak to się stało, że dzielni angielscy osadnicy dopuścili się ludobójstwa.
Ażeby biali Australijczycy nie poczytali sobie tego, co napisałem, za obrazę, powinienem wyjaśnić, że nie oskarżam ich przodków o popełnienie czegoś szczególnie potwornego. Przeciwnie, powód, dla którego omawiam wytępienie aborygenów, jest dokładnie odwrotny: nie było to nic wyjątkowego. Jest to dobrze udokumentowany przykład zjawiska, z którego częstości niewielu ludzi zdaje sobie sprawę. Chociaż ze słowem "ludobójstwo" najczęściej kojarzą się nam zbrodnie hitlerowców w obozach koncentracyjnych, to przecież nie były one nawet największym co do skali ludobójstwem w tym stuleciu. Współcześnie obiektami kampanii eksterminacyjnych zakończonych sukcesem byli Tasmańczycy oraz setki innych ludów. Liczne narody rozrzucone po świecie są potencjalnymi obiektami takich działań w bliskiej przyszłości. Jednakże ludobójstwo jest tematem tak bolesnym, że albo nie chcemy o tym myśleć w ogóle, albo wolimy wierzyć, że przyzwoici ludzie nie popełniają ludobójstwa, tylko hitlerowcy. Ale niechęć do zastanowienia się nad tym ma swoje skutki: uczyniliśmy niewiele, aby powstrzymać liczne epizody ludobójstwa od czasu drugiej wojny światowej i nie budzi naszej czujności myśl, że gdzieś może się wydarzyć następny taki epizod. Zarówno dewastacja naszych zasobów środowiskowych, jak i tendencja do ludobójstwa, w połączeniu z bronią nuklearną, stanowią obecnie dwa najbardziej prawdopodobne środki, za pomocą których gatunek ludzki może cofnąć cały swój postęp dosłownie z dnia na dzień.
Mimo wzrastającego zainteresowania ludobójstwem ze strony psychologów i biologów, a także laików, zasadnicze kwestie pozostają sporne. Czy jakieś zwierzęta rutynowo zabijają przedstawicieli własnego gatunku, czy też jest to ludzki wynalazek, bez precedensu wśród zwierząt? Czy w ciągu całej historii ludzkości ludobójstwo było rzadkim zboczeniem, czy też było na tyle częste, że można je zaliczyć, wraz ze sztuką i mową, do znamion człowieczeństwa? Czy jego częstość obecnie wzrasta, ponieważ nowoczesna broń umożliwia ludobójstwo za naciśnięciem guzika, a przez to obniża nasze instynktowne zahamowania dotyczące zabijania ludzkich współplemieńców? Dlaczego tak licznym przypadkom poświęcono tak mało uwagi? Czy ludobójcy są osobnikami nienormalnymi, czy też są to normalni ludzie postawieni w nienormalnej sytuacji? Aby zrozumieć ludobójstwo, nie możemy traktować go zbyt wąsko - musimy sięgnąć do biologii, etyki i psychologii. A zatem naszą eksplorację tematu ludobójstwa zaczniemy od prześledzenia jego biologicznej historii, od naszych zwierzęcych przodków po wiek dwudziesty. Postawiwszy pytanie, jak zabójcy pogodzili ludobójstwo z własnym kodeksem etycznym, możemy zbadać jego wpływ psychologiczny na sprawców, ofiary, które przeżyły, i na świadków. Ale zanim zaczniemy poszukiwać odpowiedzi na te pytania, właściwe będzie rozpocząć od przypadku wytępienia Tasmańczyków, wydarzenia typowego dla obszernej klasy ludobójstw.
Tasmania jest górzystą wyspą wielkości Irlandii, położoną ponad trzysta kilometrów na południowy wschód od brzegów Australii. W chwili odkrycia jej przez Europejczyków w 1642 roku utrzymywało się na niej około pięciu tysięcy łowców-zbieraczy, spokrewnionych z aborygenami kontynentu australijskiego; prawdopodobnie tylko oni spośród wszystkich ludzi współczesnych używali najprostszej techniki. Tasmańczycy wykonywali jedynie kilka rodzajów prostych narzędzi z kamienia i z drewna. Podobnie jak aborygeni kontynentalni nie posiadali narzędzi metalowych, rolnictwa, zwierząt domowych, naczyń ani łuków. W przeciwieństwie do nich jednak nie mieli również bumerangów, psów, sieci, umiejętności szycia ani umiejętności rozniecania ognia.
Ponieważ jedynymi łodziami Tasmańczyków były tratwy, nadające się tylko do bliskich podróży, nie mieli oni kontaktu z żadnymi innymi ludźmi od czasu podniesienia się poziomu morza, a zatem od odcięcia Tasmanii od Australii przed dziesięcioma tysiącami lat. Ograniczeni do własnego wszechświata przez setki pokoleń, przeżyli najdłuższy okres izolacji we współczesnej historii ludzkości - izolacji, jaką opisują tylko powieści science fiction. Kiedy biali osadnicy z Australii wreszcie położyli kres izolacji Tasmańczyków, nie było na Ziemi dwóch społeczeństw gorzej przygotowanych do wzajemnego porozumienia.
Kiedy około roku 1800 przybyli brytyjscy łowcy fok i osadnicy, tragiczne zetknięcie się tych dwóch ludów prawie natychmiast doprowadziło do konfliktu. Biali porywali dzieci tasmańskie na robotników, porywali kobiety na małżonki, ranili lub zabijali mężczyzn, wdzierali się na tereny łowieckie i starali się oczyścić Tasmanię z jej mieszkańców. A więc konflikt wkrótce skupił się na problemie Lebensraum, który przez całą historię ludzkości był jednym z najczęstszych powodów ludobójstwa. W rezultacie porwań rodzima populacja północno-wschodniej Tasmanii została zredukowana, w listopadzie 1830 roku liczyła siedemdziesięciu dwóch dorosłych mężczyzn, trzy dorosłe kobiety, dzieci nie było już wcale. Pewien pasterz owiec zastrzelił dziewiętnastu Tasmańczyków z działka obrotowego nabitego gwoździami. Czterech innych owczarzy zaczaiło się na grupę tubylców, zabiło trzydziestu, a ich ciała zrzuciło z urwiska, do dzisiaj upamiętniającego to wydarzenie swoją nazwą - Wzgórze Zwycięstwa.
Oczywiście, Tasmańczycy brali odwet, a biali znowu się odgrywali. Pragnąc położyć kres tej eskalacji odwetów, w kwietniu 1828 roku gubernator Arthur rozkazał wszystkim Tasmańczykom opuścić część wyspy już zasiedloną przez Europejczyków. Aby wprowadzić ten rozkaz w czyn, opłacane przez rząd grupy, tak zwane lotne oddziały, składające się ze skazańców prowadzonych przez policję, ścigały i zabijały Tasmańczyków. Po ogłoszeniu stanu wojennego w listopadzie 1828 roku żołnierzy upoważniono, aby zabijali na miejscu każdego Tasmańczyka spotkanego na terenach zasiedlonych. Następnie wyznaczono nagrodę za tubylców schwytanych żywcem: pięć funtów brytyjskich za każdego dorosłego, dwa funty za każde dziecko. Czarne łowy, jak to nazwano z powodu ciemnej skóry Tasmańczyków, stały się doskonałym interesem, uprawianym przez prywatne i oficjalne "lotne oddziały". W tym samym czasie została utworzona komisja pod kierunkiem Williama Broughtona, anglikańskiego archidiakona Australii, która miała doradzić ogólną politykę w stosunku do tubylców. Rozpatrzywszy propozycje, żeby ich wyłapać i sprzedać jako niewolników, wytruć, schwytać w sidła albo żeby polować na nich z psami, komisja zdecydowała się na dalsze stosowanie nagród i użycie policji konnej.
W roku 1830 wynajęto niezwykłego misjonarza, George'a Augustusa Robinsona, aby zegnał pozostałych Tasmańczyków i wywiózł ich na wyspę Flinders, oddaloną o pięćdziesiąt kilometrów. Robinson był przekonany, że działa dla dobra Tasmańczyków. Zapłacono mu 300 funtów z góry i 700 po zakończeniu dzieła. Narażając się na prawdziwe niebezpieczeństwa i trudności, mając do pomocy odważną tubylkę imieniem Truganini, Robinson zdołał przeprowadzić pozostałych krajowców - początkowo przekonując, że czeka ich gorszy los, jeżeli się nie poddadzą, ale później także używając karabinów. Wielu więźniów Robinsona zmarło w drodze na wyspę Flinders, ale około dwustu tam dotarło; byli to ostatni, którzy przeżyli z dawnej pięciotysięcznej populacji.
Robinson miał stanowczy zamiar, aby na wyspie Flinders ucywilizować i ochrzcić niedobitków. Jego osiedle, położone w wietrznym miejscu i z niedostatkiem słodkiej wody, zarządzane było jak więzienie. Dzieci oddzielono od rodziców, aby ułatwić pracę nad ich ucywilizowaniem. Dzienny regulamin zawierał czytanie Biblii, śpiewanie hymnów, sprawdzanie, czy pościel i naczynia są czyste i porządne. Jednakże więzienne jedzenie powodowało niedożywienie, co w połączeniu z chorobami było przyczyną śmierci tubylców. Niewiele noworodków przeżywało dłużej niż parę tygodni. Rząd ograniczał wydatki w nadziei, że tubylcy wymrą. Do roku 1869 przeżyli tylko: Truganini oraz jeszcze jedna kobieta i jeden mężczyzna.
Tych troje ostatnich Tasmańczyków przykuło uwagę naukowców, którzy sądzili, że Tasmańczycy są brakującym ogniwem pomiędzy ludźmi i małpami. Toteż kiedy ostatni mężczyzna tasmański, niejaki William Lanner, zmarł w roku 1869, konkurujące zespoły lekarzy, jeden, prowadzony przez dr. George'a Stokella z Tasmańskiego Towarzystwa Królewskiego, i drugi, dr. W. L. Crowthera z Lekarskiego Kolegium Królewskiego, na zmianę wykopywały i zakopywały ciało Lannera, odcinając kawałki i wykradając je sobie nawzajem. Dr Crowther odciął głowę, dr Stokell ręce i stopę, ktoś inny uszy i nos - na pamiątkę. Dr Stokell zrobił kapciuch na tytoń ze skóry Lannera.
Truganini, ostatnia Tasmanka, zanim zmarła w roku 1876, przerażona tym pośmiertnym ćwiartowaniem daremnie błagała, aby pochowano ją w morzu. Tak jak się obawiała, Towarzystwo Królewskie wykopało jej szkielet i wystawiło publicznie w Muzeum Tasmanii, gdzie pozostawał do roku 1947. W owym roku muzeum ostatecznie dało posłuch skargom na temat złego gustu i przeniosło szkielet Truganini do pomieszczenia, gdzie tylko naukowcy mogli go oglądać. Wreszcie, w roku 1976 - w stulecie jej śmierci - pomimo protestów muzeum szkielet Truganini poddano kremacji, a prochy rozrzucono po morzu, jak sobie tego życzyła.
Chociaż Tasmańczyków było niewielu, ich wytępienie miało nieproporcjonalnie duży wpływ na historię Australii, ponieważ Tasmania była pierwszą kolonią australijską, która musiała rozwiązać problem swoich tubylców i znalazła rozwiązanie prawie ostateczne. Dokonano tego odnosząc widoczny sukces w zlikwidowaniu wszystkich tubylców. (W rzeczywistości niektóre dzieci tasmańskich kobiet i białych łowców fok przeżyły, a ich potomkowie stanowią kłopot dla rządu Tasmanii, który nie ma pojęcia, co z nimi począć.) Wielu białych na kontynencie australijskim zazdrościło kompletności rozwiązania tasmańskiego i chcieli je naśladować, ale czegoś przecież się nauczyli. Eksterminacja Tasmańczyków odbywała się na obszarach zasiedlonych, na oczach miejskiej prasy, co wywołało też pewne negatywne komentarze. Wobec tego eksterminacji znacznie liczniejszych aborygenów kontynentalnych dokonywano już na rubieżach, daleko od centrów miejskich.
Narzędziem takiej polityki rządu kontynentalnego, wzorowanym na "lotnych oddziałach" rządu tasmańskiego, był oddział policji konnej nazwanej policją tubylczą, która stosowała taktykę "ścigaj i zniszcz". Typowa strategia polegała na otoczeniu nocą obozowiska i wystrzelaniu mieszkańców w ataku o świcie. Biali osadnicy do zabijania aborygenów powszechnie używali również zatrutego pożywienia. Inną pospolitą praktyką były obławy; schwytanych aborygenów trzymano skutych razem za szyje, pędzono do więzień i tam przetrzymywano. Brytyjski pisarz Anthony Trollope był wyrazicielem przeważającej w dziewiętnastym wieku postawy Brytyjczyków wobec aborygenów, gdy pisał: "O australijskim czarnym możemy powiedzieć z pewnością, że musi odejść. Celem tych wszystkich, którym ten problem leży na sercu, powinno być to, aby zginął bez niepotrzebnych cierpień."
Tę taktykę kontynuowano w Australii jeszcze długo w dwudziestym wieku. W czasie incydentu w Alice Springs w 1928 roku policja zmasakrowała trzydziestu jeden aborygenów. Parlament australijski nie zgodził się przyjąć raportu o masakrze, a dwóch aborygenów, którzy przeżyli, postawiono przed sądem za morderstwo (zamiast sądzić policjantów). Łańcuchy do skuwania za szyję były ciągle używane i uważano je za humanitarne; w roku 1958 komisarz policji stanu Australii Zachodniej wyjaśnił w wydawanym w Melbourne "Herald", że aborygeńscy więźniowie wolą być skuci łańcuchami.
Aborygenów kontynentalnych było zbyt dużo, aby wytępić ich kompletnie - na sposób tasmański. Jednakże od czasu przybycia kolonistów brytyjskich w roku 1788 do spisu w roku 1921 populacja aborygenów zmniejszyła się z około 300 000 do 60 000 osób.
Dzisiejsze postawy białych Australijczyków wobec własnej zbrodniczej przeszłości są bardzo zróżnicowane. Podczas gdy polityka rządu i prywatne poglądy wielu białych stały się stopniowo coraz bardziej współczujące z aborygenami, inni biali zaprzeczają odpowiedzialności za ludobójstwo. W "The Bulletin" na przykład, jednym z czołowych czasopism australijskich, ukazał się w 1982 roku list od pewnej damy nazwiskiem Patricia Cobern, która zaprzeczała z oburzeniem, jakoby biali osadnicy mieli wytępić Tasmańczyków. W rzeczywistości, jak pisała pani Cobern, osadnicy byli miłośnikami pokoju odznaczającymi się wysoką moralnością, natomiast Tasmańczycy byli zdradliwi, żądni krwi, wojowniczy, brudni, żarłoczni, zarobaczeni i zeszpeceni przez syfilis. W dodatku nie troszczyli się o swoje dzieci, nigdy się nie kąpali i mieli odrażające obyczaje małżeńskie. Wymarli z powodu braku higieny, a także pragnienia śmierci i z braku wiary religijnej; było tylko zbiegiem okoliczności, że po tysiącach lat bytowania wymarli właśnie podczas konfliktu z osadnikami. Jedynie Tasmańczycy dopuszczali się masakrowania białych, a nie odwrotnie. A poza tym osadnicy zbroili się tylko w samoobronie, nie byli obznajmieni z bronią, i nigdy nie zastrzelili więcej niż czterdziestu jeden Tasmańczyków naraz.
Ażeby ujrzeć owe przypadki aborygenów tasmańskich i australijskich na szerszym tle, popatrzmy na mapy świata. Przedstawiają one (dla trzech różnych okresów) masowe zabójstwa, które zostały nazwane ludobójstwami (angielskie "genocide"). Etymologicznie oznacza to "grupowe zabójstwo": grecki rdzeń "genos", oznacza rasę, a łaciński rdzeń "-cide" oznacza zabijanie (jak w "suicide", "infanticide" = samobójstwo, dzieciobójstwo). Ofiary muszą być wybrane dlatego, że należą do jakiejś grupy, bez względu na to, czy każda ofiara z osobna uczyniła cokolwiek dla sprowokowania zabójstwa. Jeżeli chodzi o zdefiniowanie cechy takiej grupy, może to być cecha rasowa (biali Australijczycy zabijający czarnych Tasmańczyków), narodowa (Rosjanie zabijający takich samych białych Słowian jak oni - polskich oficerów w Katyniu w 1940 roku), etniczna (Hutu i Tutsi - dwie grupy czarnych Afrykanów mordujące się wzajemnie w Rwandzie w latach sześćdziesiątych i w Burundi w latach siedemdziesiątych), religijna (muzułmanie i chrześcijanie mordujący się wzajemnie w Libanie w ostatnich dziesięcioleciach) lub polityczna (Czerwoni Khmerzy zabijający innych Kambodżan od 1975 do 1979 roku).
Chociaż zbiorowe zabijanie stanowi istotę ludobójstwa, można się spierać co do tego, jak wąską definicję przyjąć. Słowo "ludobójstwo" jest często używane tak szeroko, że zatraca sens i mamy dość słuchania o tym. Nawet jeżeli ograniczyć je do przypadków zabójstw na wielką skalę, wątpliwości pozostają. A oto przykład takich wątpliwości:
Ilu zabitych potrzeba, aby zabójstwo uznać za ludobójstwo, a nie za zwykłe morderstwo? Jest to kwestia całkowicie arbitralna. Australijczycy zabili wszystkich (pięć tysięcy) Tasmańczyków, a amerykańscy osadnicy ostatnich dwudziestu Indian Susquehanna w roku 1763. Czy mała liczba dostępnych ofiar dyskwalifikuje te zabójstwa jako ludobójstwo, mimo że eksterminacja była zupełna?
Czy ludobójstwo musi być przeprowadzone przez rządy, czy prywatne działania też się liczą? Socjolog Irving Horowitz wyróżnił prywatne akcje jako "morderstwo" ("assassination"), a ludobójstwo zdefiniował jako "strukturowe i systematyczne niszczenie niewinnych ludzi poprzez państwowy aparat biurokratyczny". Jednakże istnieje nieprzerwana ciągłość od "czysto" państwowego zabijania (stalinowskie porachunki z oponentami) do "czysto" prywatnych zabójstw (brazylijskie spółki eksploatacyjne wynajmujące zawodowców do zabijania Indian). Amerykańscy Indianie byli mordowani tak przez prywatnych obywateli, jak przez Armię Stanów Zjednoczonych, ludzie zaś z plemienia Ibo w północnej Nigerii byli zabijani zarówno przez uliczny motłoch, jak i przez żołnierzy. W roku 1835 plemię Maorysów Te Ati Awa z Nowej Zelandii zdołało zrealizować śmiały plan, aby pojmać statek, załadować go zapasami, dokonać inwazji wyspy Chatham, zabić trzystu mieszkańców (z innej polinezyjskiej grupy plemiennej zwanej Moriori), a pozostałych wziąć do niewoli i w ten sposób opanować wyspę. Według definicji Horowitza ta i wiele innych dobrze zaplanowanych eksterminacji jednej grupy plemiennej przez inną nie stanowią ludobójstwa, ponieważ plemiona te nie miały państwowego aparatu biurokratycznego.
Jeżeli ludzie giną masowo w rezultacie brutalnych akcji, nie zaprojektowanych specjalnie, aby zabijać, czy to się liczy jako ludobójstwo? Do dobrze zaplanowanych ludobójstw należy wymordowanie Tasmańczyków przez Australijczyków, Ormian przez Turków podczas pierwszej wojny światowej oraz, najpowszechniej znane, ludobójstwo popełnione przez hitlerowców w czasie drugiej wojny światowej. Natomiast nie było szczególną intencją prezydenta Andrew Jacksona, aby wielu Indian Choctaw, Cherokee i Creek zginęło w drodze, kiedy w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku zmuszono ich do przesiedlenia się z południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych na tereny leżące na zachód od rzeki Missisipi. Ale prezydent Jackson nie przedsięwziął też żadnych niezbędnych środków, aby mogli przeżyć. To, że masowo umierali, było nieuchronnym skutkiem forsownych marszów w zimie, bez odpowiednich zapasów żywności i ubrania.
Niezwykle szczere oświadczenie na temat roli zamiaru w ludobójstwie pojawiło się, kiedy rząd paragwajski został oskarżony o współudział w eksterminacji Indian Guayaki, których zniewolono, torturowano, pozbawiono pożywienia i lekarstw, wreszcie zmasakrowano. Minister obrony Paragwaju odpowiedział z całą prostotą, że nie było intencji, aby wyniszczyć Indian Guayaki: "Chociaż są ofiary i oprawcy, nie ma trzeciego składnika niezbędnego dla uznania zbrodni za ludobójstwo - to znaczy intencji. A zatem, ponieważ nie istnieje zamiar, nie można też mówić o ludobójstwie." Stały przedstawiciel Brazylii w ONZ podobnie odrzucił oskarżenia o brazylijskie ludobójstwo w stosunku do Indian amazońskich: "[...] nie było specjalnie złej woli lub motywacji niezbędnej do określenia tego, co się wydarzyło, jako ludobójstwo. Zbrodnie, o których mowa, popełnione zostały wyłącznie z powodów ekonomicznych, sprawcy działali wyłącznie w celu objęcia w posiadanie ziemi swoich ofiar."
Niektóre masowe zabójstwa, takie jak wymordowanie Żydów i Cyganów przez hitlerowców, nie były sprowokowane: rzeź nie była zemstą za uprzednie morderstwa popełnione przez ofiary rzezi. Jednakże w wielu innych przypadkach masowe zabójstwa są kulminacją w całej serii wzajemnych morderstw. Jeżeli masowy odwet następujący po prowokacji jest zupełnie nieproporcjonalny do samej prowokacji, to czy można określić, kiedy "zwykły" odwet przeradza się w ludobójstwo? W maju 1945 roku uroczystości z okazji zakończenia drugiej wojny światowej w algierskim mieście Setif przerodziły się w rasistowski pogrom, w czasie którego Algierczycy zamordowali stu trzech Francuzów. Na zdziczałą odpowiedź Francuzów składały się: zniszczenie czterdziestu czterech wsi przez samoloty, bombardowanie miast na wybrzeżu przez okręty wojenne, organizowanie odwetowych masakr przez oddziały cywilne oraz bezładne zabijanie przez wojsko. Zabitych Algierczyków było, według Francuzów, półtora tysiąca, a według Algierczyków pięćdziesiąt tysięcy. Interpretacje tego wydarzenia różnią się tak samo jak oszacowania liczby zabitych: dla Francuzów było to stłumienie rewolty; dla Algierczyków była to ludobójcza masakra.
Ludobójstwa jest równie trudno zdefiniować jak poklasyfikować ze względu na motywację. Chociaż pewne pobudki mogą występować jednocześnie, dogodnie jest podzielić je na cztery kategorie. W pierwszych dwóch jest rzeczywisty konflikt interesów dotyczących posiadania ziemi lub władzy, przy czym konflikt może, ale nie musi, udawać ideologię. W dwóch pozostałych kategoriach konflikt taki jest minimalny, a motywacja jest w większym stopniu ideologiczna lub psychologiczna.
Zapewne najczęstszy motyw ludobójstwa powstaje wtedy, gdy militarnie silniejsi próbują zająć ziemie słabszych, a ci stawiają opór. Pośród niezliczonych prostych przypadków tego rodzaju znajdują się nie tylko zabójstwa Tasmańczyków i australijskich aborygenów przez Australijczyków, ale także zabijanie amerykańskich Indian przez białych Amerykanów, Indian Araukan przez Argentyńczyków oraz Buszmenów i Hotentotów przez burskich osadników w Afryce Południowej.
Inny częsty motyw wiąże się z długotrwałą walką o władzę w społeczeństwie pluralistycznym, która doprowadza do tego, że jedna z grup zaczyna dążyć do ostatecznego rozwiązania poprzez wymordowanie konkurencyjnej grupy. Przypadki dotyczące dwóch różnych grup etnicznych to mordowanie Tutsi przez Hutu w Rwandzie w latach 1962-1963, zabijanie Hutu w Burundi przez Tutsi w latach 1972-1973, Serbów przez Chorwatów w Jugosławii w czasie drugiej wojny światowej, Chorwatów przez Serbów pod koniec wojny, oraz Arabów na Zanzibarze przez Murzynów w roku 1964. Jednakże zabójca i zabity mogą należeć do tej samej grupy etnicznej, a różnić się tylko poglądami politycznymi. Tak było w przypadku największego znanego ludobójstwa w historii, które w ciągu dziesięciolecia 1929-1939 pochłonęło, jak się ocenia, dwadzieścia milionów ofiar, a sześćdziesiąt sześć milionów w latach 1917-1959: zbrodni ludobójstwa popełnionej przez rząd ZSRR przeciw oponentom politycznym spośród własnych obywateli. Polityczne zabójstwa pozostające daleko w tyle za tym rekordem to czystka przeprowadzona przez Czerwonych Khmerów na kilku milionach współobywateli w Kambodży w latach siedemdziesiątych oraz zabicie setek tysięcy komunistów w Indonezji w latach 1965-1967.
W przypadku tych dwóch właśnie opisanych motywów ludobójstwa ofiara może być uważana za istotną przeszkodę w podporządkowaniu sobie kraju lub w zdobyciu władzy przez zabójcę. Przeciwieństwem jest zabijanie kozłów ofiarnych - wybieranych bezbronnych mniejszości, na które zrzucają winy sfrustrowani zabójcy. Żydzi byli zabijani przez czternastowiecznych chrześcijan jako kozły ofiarne odpowiedzialne za epidemie dżumy; przez Rosjan w początkach dwudziestego wieku jako kozły ofiarne winne rosyjskich niepowodzeń politycznych; przez Ukraińców po pierwszej wojnie światowej jako kozły ofiarne odpowiedzialne za zagrożenie bolszewickie; oraz przez hitlerowców w czasie drugiej wojny światowej jako kozły ofiarne winne pobicia Niemców w pierwszej wojnie światowej. Kiedy Siódma Armia Kawalerii Stanów Zjednoczonych dokonała rzezi kilkuset Siuksów pod Wounded Knee w roku 1890, żołnierze brali spóźniony odwet za niszczący kontratak Siuksów na Siódmą Armię Kawalerii Custera w czasie bitwy pod Little Big Horn czternaście lat wcześniej. W latach 1943-1944, u szczytu rosyjskich cierpień na skutek inwazji nazistów, Stalin zarządził wymordowanie lub deportację sześciu mniejszości etnicznych, które posłużyły za kozły ofiarne: Bałkarów, Czeczeńców, Tatarów Krymskich, Inguszów, Kałmuków i Karaczajów.
Prześladowania rasowe i religijne to pozostałe rodzaje motywacji. Chociaż nie twierdzę, że potrafię zrozumieć hitlerowską mentalność, to sądzę, że eksterminacja Cyganów przez hitlerowców mogła być spowodowana względnie "czysto" rasowymi motywami, natomiast w eksterminacji Żydów do motywów rasowych i religijnych dołączyło się szukanie kozła ofiarnego. Lista masakr na tle religijnym jest prawie nieskończenie długa. Zawiera ona masakrę wszystkich mahometan i Żydów podczas pierwszej wyprawy krzyżowej, kiedy w roku 1099 wreszcie zdobyto Jerozolimę, a także masakrę francuskich hugonotów przez katolików w noc świętego Bartłomieja w roku 1572. Oczywiście motywy rasowe i religijne wyciskały swoje piętno na ludobójstwach popełnianych w imię walki o ziemię, o władzę i w poszukiwaniu kozłów ofiarnych.
Nawet jeżeli nie osiągniemy zgody co do definicji i motywów, to mnóstwo przypadków ludobójstw pozostaje faktem. Zastanówmy się, jak dawnych czasów sięga ludobójstwo w historii i prehistorii naszego gatunku.
Czy to prawda, jak się często twierdzi, że człowiek jest unikatem pośród zwierząt dlatego, że zabija przedstawicieli własnego gatunku? Na przykład znakomity biolog Konrad Lorenz argumentował w swojej książce Tak zwane zło, że agresywne instynkty zwierząt są trzymane na wodzy przez instynktowne hamulce przeciwdziałające zabójstwom. Jednakże w historii ludzkości równowaga ta została naruszona przez wynalezienie broni: nasze wrodzone hamulce nie są już na tyle silne, aby powstrzymać nowo nabytą zdolność zabijania. Ten pogląd, że człowiek jest zabójcą wyjątkowym, niedostosowanym ewolucyjnie, został podjęty przez Arthura Koestlera i wielu innych popularnych pisarzy.
W rzeczywistości w ostatnich dziesięcioleciach badania udokumentowały zabójstwa wśród wielu gatunków zwierząt, chociaż z pewnością nie we wszystkich. Zmasakrowanie sąsiedniego osobnika albo gromady może być korzystne dla zwierzęcia, jeżeli w ten sposób zdoła wejść w posiadanie sąsiedniego terytorium, pokarmu albo samic. Ale atak niesie też ryzyko dla atakującego. Wielu gatunkom zwierząt brakuje środków do zabijania współplemieńców, a te gatunki, które takimi środkami dysponują, nieraz powstrzymują się od ich użycia. Analizowanie kosztów i zysków z mordowania może wyglądać na coś skrajnie odrażającego, ale taka analiza pomaga przecież zrozumieć, dlaczego skłonność do mordowania, jak się wydaje, charakteryzuje tylko niektóre gatunki zwierząt. Wśród gatunków niespołecznych morderstwa z natury rzeczy polegają na tym, że pojedynczy osobnik zostaje zabity przez innego. Jednakże wśród społecznych gatunków drapieżników, jak lwy, wilki, hieny i mrówki, morderstwo może przybrać formę skoordynowanego ataku członków jednej gromady na osobniki z sąsiedniej grupy, czyli masowego zabijania lub "wojny". Forma takiej wojny może być rozmaita u różnych gatunków. Samce mogą oszczędzić samice i skojarzyć się z nimi, mogą zabić młode, a samce z sąsiedztwa odpędzić (u małp langurów) albo nawet pozabijać (u lwów); albo też zarówno samce, jak i samice mogą zostać zabite (u wilków). Jako przykład podam sporządzony przez Hansa Kruuka opis bitwy między dwoma klanami hien w kraterze Ngorongoro w Tanzanii:
"Około tuzina hien ze Scratching Rock [...] dopadło jednego z samców Mungi i gryzły go, gdzie tylko mogły - szczególnie w brzuch, nogi i uszy. Atakujące hieny kompletnie nakryły ofiarę i nie ustawały w znęcaniu się nad nią mniej więcej przez dziesięć minut [...] Samiec Mungi dosłownie został rozerwany na strzępy, a kiedy później zbadałem rany dokładniej, okazało się, że miał odgryzione uszy, stopy i jądra, był sparaliżowany z powodu uszkodzeń kręgosłupa, miał wielkie rany cięte tylnych nóg i brzucha oraz podskórne krwiaki na całym ciele."
Szczególnie interesujące dla zrozumienia początków naszych ludobójstw jest zachowanie dwu najbliższych krewniaków: goryli i szympansów. Przed dwudziestu laty każdy biolog zakładałby, że zdolność do wytwarzania narzędzi i zharmonizowanego planowania działań grupowych uczyniła nas znacznie bardziej skłonnymi do morderstw niż małpy człekokształtne - jeśli jest prawdą, że małpy w ogóle są skłonne do zabijania. Ostatnie odkrycia dotyczące małp sugerują jednak, że goryle i szympansy pospolite mają przynajmniej taką samą szansę paść ofiarą morderstwa jak przeciętni ludzie. Wśród goryli, na przykład, samce walczą ze sobą o posiadanie haremu samic i zwycięzca może zabić zarówno dzieci zwyciężonego, jak i jego samego. Takie walki stanowią główną przyczynę śmiertelności młodych i dorosłych samców goryli. Typowa matka gorylica traci w ciągu życia co najmniej jedno młode w rezultacie dzieciobójstwa dokonanego przez samca. Inaczej mówiąc, 38 procent śmierci młodych goryli to śmierci spowodowane dzieciobójstwem.
Szczególnie pouczająca, ponieważ drobiazgowo udokumentowana w badaniach Jane Goodall, była eksterminacja jednej z hord szympansów pospolitych, dokonana w okresie miedzy rokiem 1974 a 1977 przez inną hordę. Do końca roku 1973 obie hordy żyły we względnej równowadze: grupa Kasakela, z ośmioma dorosłymi samcami, zajmowała piętnaście kilometrów kwadratowych na północy; grupa Kahama przebywała na południu, z sześcioma dorosłymi samcami i zajmowała dziesięć kilometrów kwadratowych. Pierwszy fatalny incydent nastąpił w styczniu 1974 roku, kiedy sześć dorosłych samców Kasakela, jeden dojrzewający samiec i jedna dorosła samica, pozostawiwszy za sobą młode szympansy, wyruszyły na południe. Kiedy tylko usłyszały wołania szympansa z tamtego kierunku, podążały szybko i cicho coraz dalej na południe, aż zaskoczyły samca z grupy Kahama, którego nazywano Godi. Jeden z samców Kasakela obalił uciekającego Godi na ziemię, siadł mu na głowie i przytrzymywał go za nogi, podczas gdy pozostałe szympansy przez dziesięć minut gryzły go i biły. Wreszcie jeden z atakujących rzucił w Godiego wielkim kamieniem i wówczas atakujący odstąpili. Chociaż Godi mógł się podnieść, był ciężko poraniony, krwawił i widać było rany kłute. Nigdy go potem nie widziano; prawdopodobnie padł na skutek odniesionych ran.
W następnym miesiącu trzy samce i jedna samica Kasakela znowu powędrowały na południe i zaatakowały samca Kahama zwanego De, który już wtedy był słabowity z powodu wcześniejszych ataków albo chorób. Agresorzy ściągnęli De z drzewa, deptali po nim, bili go, gryźli i wyszarpywali mu kawałki skóry. Samica Kahama, która była w rui i towarzyszyła De, została zmuszona do podążenia wraz z agresorami na północ. Dwa miesiące później De był jeszcze ciągle przy życiu, ale wycieńczony, ze sterczącymi kośćmi kręgosłupa i miednicy, z powyrywanymi paznokciami i urwanym palcem u nogi, a jego moszna skurczyła się do 1/5 normalnej wielkości. Później go już nie widziano.
W lutym 1975 roku pięć dorosłych i jeden dojrzewający samiec Kasakela wytropiły i zaatakowały Goliata, starego samca Kahama. Przez osiemnaście minut biły go, gryzły, kopały, tratowały, podnosiły i rzucały o ziemię, włóczyły po ziemi i wykręcały mu nogi. Po tym ataku Goliat nie potrafił usiąść i nigdy potem go już nie widziano.
Powyższe ataki skierowane były przeciwko samcom Kahama; we wrześniu 1975 roku została śmiertelnie poraniona samica Kahama, Madam Bee; w ciągu poprzedniego roku zdołała przeżyć co najmniej cztery takie ataki. Ten atak poprowadziły cztery dorosłe samce Kasakela, podczas gdy jeden dorastający samiec i cztery samice (w tym porwana wcześniej córka Madam Bee) się przyglądały. Napastnicy bili Madam Bee, tłukli i...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl