- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]KATE JACOBS
DRUGI ŚCIEG
Przełożyła Dobromiła Jankowska
Dla początkujących
Nie wystarczy spojrzeć na wzór, aby wiedzieć, jak poskładać go
w całość. Zacznij od małych kroków: nie wzoruj się na osobach,
których umiejętności sporo przewyższają twoje własne. Jeśli
dopiero zaczynasz coś robić
–
albo wracasz do tego po długiej
przerwie – może być ci bardzo, bardzo trudno złapać, o co chodzi.
Każdy błąd wydaje się wtedy wystarczającym powodem, by
przerwać pracę. Zazdrościsz wszystkim, którzy wydają się
wiedzieć, co robią. A co pomaga ci przetrwać? Wiara, że kiedyś i
ty także staniesz się pewna siebie, doświadczona, zdolna, będziesz
tworzyć rzeczy piękne. I tak może być. Teraz potrzebujesz tylko
odrobiny entuzjazmu, odwagi i – przede wszystkim – poczucia
humoru.
1
Było już po zamknięciu sklepu Walker i Córka – Dziewiarstwo.
Dakota stała na środku usytuowanego w centrum Manhattanu
sklepu z włóczką, zmagając się z taśmą klejącą. Od ponad
dwudziestu minut próbowała zapakować podwójny wózek
dziecięcy w ozdobny, błyszczący żółty papier, ale kartonowa rolka
wciąż wypadała na podłogę, a niekończące się kilometry papieru
szeleściły i darły się z każdym ruchem. Kompletna katastrofa!
Pomyślała, że łatwiej byłoby po prostu przywiązać do wózka
balon, ale Peri bardzo nalegała, aby wszystkie podarunki były
pięknie zapakowane i ozdobione wstążką.
Prezenty, zawinięte w papier z króliczkami lub ozdobione
kreskówkowymi zwierzętami z dżungli, zebrano w wielką górę na
starym, dużym drewnianym stole stojącym w centralnym punkcie
sklepu. Regały z włóczką uporządkowano, a kolory na wszystkich
półkach – od malinowych czerwieni po selerowe zielenie –
dokładnie posegregowano. Peri zaplanowała jeszcze serię
zgadywanek, które miały wywołać skurcze (zgadnijcie, ile będzie
ważyło dziecko, próbujcie różnych dziecięcych potraw i zgadujcie
smaki, oszacujcie wielkość brzucha!), ale u matki Dakoty z
pewnością wywołałyby jedynie dezaprobatę. Georgia Walker
nigdy nie była zwolenniczką głupich zabaw.
– Będzie fajnie – przekonywała Peri, gdy Dakota
zaprotestowała. – Nie organizowałyśmy spotkań klubu, odkąd
pięć lat temu Lucie urodziła Ginger. Poza tym wszyscy lubią
baby
showeń
Te malutkie ciuszki, pajacyki, szlafroczki z uszkami
zwierząt... Każda dostaje wtedy gęsiej skórki. Ty nie?
– Hm, nie – odparła Dakota. – I jeszcze raz nie. Ja i moi
znajomi mamy teraz dużo zajęć w college’u. – Oparła dłonie na
pasku ciemnoniebieskich dżinsów i patrzyła, jak Peri stara się nie
zwracać uwagi na kiepską robotę Dakoty. Wózek wyglądał jak
gigantyczny żółty banan. Pomarszczony, podarty banan.
Westchnęła przeciągle. Dakota była śliczną młodą kobietą o
jasno-czekoladowej cerze; po matce odziedziczyła wzrost i długie,
kręcone ciemne włosy. Ale wciąż było w niej coś niezdarnego,
sprawiała wrażenie, że nadal nie czuje się swobodnie w swojej
skórze. W wieku osiemnastu lat jeszcze nie była całkiem
ukształtowana.
– I dzięki Bogu – rzekła Peri, dyskretnie próbując zedrzeć
taśmę z żółtego papieru i wygładzić brzegi. Nieważne, czy
chodziło o prowadzenie sklepu czy o projektowanie torebek, co
było jej dodatkowym zajęciem, do wszystkiego podchodziła z
ogromną starannością. Praca z Georgią była dla Peri doskonałą
szkołą w kwestii prowadzenia własnej firmy. A właściwie dwóch
firm: założonej przez nią firmy z torebkami – Peri Pocketbook – i
sklepu z włóczką Georgii. A jednak Peri, mimo że uczyniła tak
wiele, by po śmierci Georgii wszystko chodziło jak w zegarku,
zbliżała się teraz do trzydziestki i zaczynała odczuwać chęć, by
pójść o krok dalej. Nie była tylko pewna w jakim kierunku. Tyle
że bez niej firma Walker i Córka przestałaby istnieć. Wiedziała to
na pewno.
Czasem nie było wcale łatwo tak ciężko pracować dla czegoś,
co w zasadzie należało do kogoś innego. Sklep niby należał do
niej, ale nie do końca.
Przede wszystkim Dakota w ciągu ostatniego roku coraz mniej
interesowała się sklepem. Pracowała tu jedynie w soboty, ale i tak
narzekała za każdym razem, gdy pojawiała się na miejscu,
najczęściej spóźniona, zwykle wyglądając tak, jakby dopiero co
zwlokła się z łóżka i włożyła na siebie pierwsze lepsze ciuchy.
Zupełnie inaczej zachowywała się, gdy była nastolatką i cieszyła
się każdą chwilą spędzoną w sklepie. Czasem jednak, choć
rzadko, nonszalancki sposób bycia dziewczyny gdzieś znikał, a
wtedy Peri dostrzegała w niej tę jasnooką, mądralińską panienkę,
która uwielbiała piec ciasta i spędzać czas z matką, gdy razem
robiły na drutach, przesiadując albo tutaj, w biurze, albo w
mieszkaniu na piętrze nad sklepem z włóczką.
Sklep mieścił się na rogu Siedemdziesiątej Siódmej i
Broadwayu, tuż nad barem Marty’ego, między butikami i
knajpkami manhattańskiej Upper West Side.
Była to urocza część miasta, oddalona tylko kilka przecznic od
Central Parku w jednym kierunku i od chłodu rzeki Hudson w
drugim. Naturalnie, było tu dość głośno – trąbiące taksówki,
dźwięki metra przejeżdżającego pod ziemią, obcasy stukające o
chodnik i gwar rozmów prowadzonych przez komórki – ale miało
to swój czar i Georgia Walker polubiła to miejsce od razu, kiedy
się wprowadziła. Nie przeszkadzał jej nawet klakson ciężarówki z
coca-colą przyjeżdżającej o piątej rano do baru mieszczącego się
na poziomie ulicy. Nie, jeśli to pozwalało jej żyć w samym
centrum wydarzeń i pokazać córce świat, o którym sama Georgia
nawet nie marzyła, dorastając na farmie w Pensylwanii.
Rzecz jasna, teraz to Peri mieszkała w należącym kiedyś do
Georgii mieszkaniu na górze, a sklepowego biura już nie było.
Niedawno wyburzyły ścianę, aby stworzyć osobne pomieszczenie
dla torebek, które Peri projektowała i sprzedawała – każda torebka
była umieszczana indywidualnie na przezroczystej plastikowej
półce wbudowanej w pomalowaną na ciemnoszaro ścianę.
Zmiany w sklepie wprowadzono po burzliwej dyskusji z Anitą i
Dakotą, a także po konsultacjach z ojcem Dakoty, Jamesem –
zwłaszcza że mógł udzielić porad jako zawodowy architekt. Także
pod względem finansowym przebudowa miała sens: Peri
zamieniła dawną sypialnię Dakoty w biuro, żeby nie zajmować się
więcej rachunkami w sklepie na dole. I po co marnować tam tak
cenną przestrzeń? W końcu chodziło o to – rozumiała to Georgia,
rozumiał James, a po śmierci Georgii także Anita – by interes z
torebkami mógł się rozwijać. Peri zwróciła na to ich uwagę,
celowo unikając stawiania ultimatum, którego – jak wiedziała –
wszyscy bali się najbardziej: że odejdzie ze sklepu, jeśli nie będzie
mogła wprowadzić zmian. Rozmowa na ten temat wisiała w
powietrzu, ale Peri wolała jej uniknąć, dopóki nie było to
absolutnie konieczne.
Bo co by się stało ze sklepem, gdyby Peri odeszła? Co prawda
Anita, która niedawno skończyła siedemdziesiąt osiem lat, wciąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl