- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

Jan Sidorowicz

 

Powstanie Warszawskie: Bez niedomówień

Od ponad pół wieku pokutuje obiegowa opinia, że sprawcą tragedii Powstania był Stalin, który zdradził, nie udzielając Warszawie pomocy. Otóż Stalin Warszawy nie zdradził, bo niczego nie obiecywał. Zachował się jak należało się spodziewać – urządził drugi Katyń. Odpowiedź na pytanie kto był rzeczywistym sprawcą tragedii  natrafia na przeszkody. W świadomości społeczeństwa jest to ciągle niezabliźniona rana. I dlatego wszelkie dyskusje na ten temat – aby nikogo nie urazić – kończą się tak zwanym „owijaniem w bawełnę”.

 

Bohaterstwo żołnierzy Powstania i prześladowanie ich po wojnie spowodowało, że Powstanie weszło do Panteonu Pamięci Narodowej i tym samym jego dowódcy pozostają do dziś poza wszelką krytyką.


POWSTANIE WIDZIANE Z BLISKA  (oczami 10-letniego chłopca)

 

Mieszkaliśmy na Flory w domu numer 7. Pierwszego sierpnia o 17.00 z sąsiedniego domu Flory 9 (róg Bagateli) wybiegło kilkunastu chłopaków z rewolwerami w rękach, aby zaatakować gmachy SS na Szucha. Tam były bunkry, zasieki i czołgi. Rozpętała się strzelanina i zaraz do naszej piwnicy zaczęli napływać ranni. Pamiętam ich do dziś, jakby to było wczoraj, Układano ich na węglu lub na stole w pralni, moja mama dawała poduszki. Jeden miał w trzech miejscach przestrzelone lewe płuco, ale żył. Przyszedł dozorca, pan Wakuliński  i powiedział z zachwytem, że „nasi jak koty skaczą po dachach”. Ja miałem tylko 10 lat, ale zrozumiałem, że jest źle, bo znaczy, że nie opanowali nawet Bagateli. Ruch powstańców i sanitariuszek odbywał się piwnicami, przez przebite w murach otwory.

 

 

Po godzinie strzelanina zaczęła cichnąć. Wtedy oficer, do którego zwracano się „panie rotmistrzu” (był to - jak później stwierdziłem,  Lech Głuchowski, d-ca batalionu Jeleń) – zapytał moją mamę (sic!): „Czy pod 9-ką są już Niemcy?” – wykazując tym kompletny brak rozeznania sytuacji. Zrozumieliśmy co się dzieje i uciekliśmy na 5 piętro. Z  nastaniem zmroku weszli Niemcy, zabrali i rozstrzelali tylko mężczyzn, w tym dwóch synów dozorcy (16 i 18 lat). Nas 5 sierpnia wyprowadzili na Szucha. Siedząc na placu na Rozdrożu byliśmy świadkami jak uformowali kolumnę z kobiet i popędzili je przed czołgami w kierunku Piusa, gdzie próbowali zdobyć powstańczą barykadę. Potem trzymali nas dobę bez jedzenia i picia na  podwórku gestapo, gdzie leżały zwęglone zwłoki powstańców. Dozorczyni przebrała trzeciego 14 letniego syna za dziewczynkę. Rozpoznali, zabrali i rozstrzelali. Drugiego dnia przegnali nas płonącą Marszałkowską do barykad powstańczych na placu Zbawiciela. Idąc Marszałkowską, w jakimś sklepie blisko Oleandrów, widzieliśmy stos trupów rozstrzelanych mężczyzn, a na placu Zbawiciela  leżały trupy, przez które należało przeskakiwać. Po przeskoczeniu barykady powstańczej udaliśmy się do rodziny na Hożą 47.

Na tym skrawku miasta, oswobodzonym od Niemców, mimo że pociski spadały na głowę, panowała niepowtarzalna atmosfera jakiejś euforii. Wisiały polskie flagi, działały różne polskie organizacje, kolportowano prasę powstańczą. Niestety ten nastrój euforii pomału gasł, w miarę jak na podwórku przybywało mogił, a domy zamieniały się w sterty gruzów.

Po powstaniu dowiedziałem się, że z atakującego Szucha batalionu Jeleń (przedwojenni ułani plus młody narybek) na 98 żołnierzy ocalało siedmiu. Przed wycofaniem się w nocy na Mokotów, zrobili jeszcze zasadzkę na Niemców wchodzących do domu Flory 5, zabijając kilku. W efekcie Niemcy rozstrzelali natychmiast wszystkich mieszkańców Flory 9 i Flory 5, w tym moich 9-letnich kolegów ze szkoły. Dobili też wszystkich rannych i zastrzelili pozostałe z nimi sanitariuszki. Myśmy ocaleli przez przypadek. Już po wojnie dowiedziałem się, że w dniach 5-6 sierpnia Niemcy przebijali się przez Wolę, torując sobie przejście do mostu Kierbedzia i mordując masowo mieszkańców (5 sierpnia rozstrzelali 38 tysięcy ludzi). 5-go sierpnia dowództwo przejął generał SS Bach-Zelewski który zauważył, że masowe rozstrzeliwania połączone z rabunkami odrywają żołnierzy od walki i powodują nadmierne zużycie amunicji. Rozkazał więc rozstrzeliwać tylko mężczyzn i młodzież męska od lat 14. Nas wygarnęli z domu 5 sierpnia, gdy obowiązywał już nowy rozkaz.

Okazało się też, że rejon Szucha, gdzie stacjonowało około 1500 uzbrojonych po zęby Niemców, atakowało z różnych stron około 500 powstańców, uzbrojonych głównie w rewolwery i granaty własnej produkcji. Zginęło ponad 400, w tym cała kompania, której udało się zdobyć Kasyno Oficerskie. Na Polu Mokotowskim zginęła Krystyna Krahelska (kompozytorka pieśni powstańczych). Z ulic Bagatela, Flory, Chocimska, Marszałkowska, Oleandrów, Litewska – Niemcy wygarnęli i rozstrzelali w ogródku jordanowskim na Bagateli i w ruinach GISZ-u ok. 3000 mieszkańców. Taka była cena tej fanfaronady. To tyle wspomnień i ujawnionych potem faktów. I potem przez lata gnębiło mnie pytanie,  jak można było dopuścić do takiego szaleństwa. Co było tego przyczyną i kto za to jest odpowiedzialny?

 

POWSTANIE WIDZIANE Z DALEKA  (po latach)

 

Latami śledziłem wszystkie dostępne mi publikacje na temat Powstania. Te krajowe były zakłamane, a nawet te w miarę obiektywne (Borkiewicz, Kirchmayer) posądzałem o tendencyjność. Wydania londyńskie też wydawały mi się nie w pełni szczere. Opis powstania przedstawiony przez Bora-Komorowskiego w jego książce Armia Podziemna (Londyn 1951) przypomina bardziej pamiętnik postronnego obserwatora niż dziennik dowódcy.

Wreszcie zapoznałem się z opracowaniem Jana Ciechanowskiego, będącym jego pracą doktorską obronioną w Londynie w 1968 roku. Praca ta bazuje na setkach dokumentów źródłowych, głównie pochodzących z polskich zbiorów archiwalnych przechowywanych w Londynie oraz na rozmowach Autora z żyjącymi jeszcze sprawcami dramatu. Praca ta  pozwoliła mi wreszcie sformułować własny pogląd na to wydarzenie, które zmieniło moje życie i życie wielu tysięcy Polaków. Cenne też były wyznania pułkownika Iranka-Osmeckiego, szefa wywiadu KG AK oraz raport kuriera Tadeusz Chciuka („Celt”), który wrócił z Warszawy do Londynu na kilka dni przed wybuchem powstania.

Tymi wnioskami chciałbym podzielić się z Czytelnikami, gdyż wydaje mi się, że emocje związane z tym problemem opadły, większość uczestników tych wydarzeń oraz ich najbliższe rodziny nie żyją i można wreszcie obalić pewne mity bez narażania się na zarzut szargania świętości narodowych, czy wtórowania propagandzie komunistycznej. Najpierw trzeba przyjrzeć się sylwetkom ludzi, którzy wpływali wtedy na rozwój wydarzeń.

AKTORZY PIERWSZOPLANOWI:

 

Gen. Sikorski – Premier i Wódz Naczelny (do śmierci w 1943). Realista

Po podpisaniu układu Grabski - Majski wydał w listopadzie 1941 rozkaz, że Armia Krajowa walczy z Niemcami, ale ma stawić zbrojny opór Armii Czerwonej, gdyby bez zezwolenia Rządu Polskiego wkroczyła na ziemie polskie. Jednak w marcu 1942 po spotkaniu ze Stalinem oświadczył podwładnym, że jeśli Rosjanie wkroczą do Polski w pościgu za Niemcami, to stawianie im oporu byłoby szaleństwem. A.K. ma manifestować swoją suwerenność i jednocześnie pozytywny stosunek do Rosji Sowieckiej. Ukrycie organizacji uważał za niemożliwe, bo niektórzy polscy oficerowie byli na usługach NKWD. Zalecał nie szafowanie ludźmi potrzebnymi do powojennej odbudowy, która będzie możliwa tylko przy dobrej woli Rosji.

W grudniu 1941 przegapił jednak ostatnią szansę ułożenia się ze Stalinem w sprawie granic, gdy ten mu zaproponował „niewielkie korekty graniczne”. Wtedy Rosja była śmiertelnie zagrożona, Niemcy byli pod Moskwa, prawdopodobnie Stalin zgodziłby się na pozostanie Lwowa, a może nawet i Wilna przy Polsce.

 

Gen. Grot-Rowecki – dowódca AK (do aresztowania w 1943). Fantasta

Wyznawał niezachwianie tylko teorię walki z dwoma wrogami. Snuł takie pomysły, jak żądanie podporządkowania się partyzantki sowieckiej dowództwu AK, a w wypadku wkraczania Rosjan – opóźnianie ich ruchu przez dywersje a następnie przesuniecie sił AK na Pomorze i stworzenia tam „reduty obronnej”, gdzie przybędą wojska emigracyjne a potem i desanty anglosaskie. W długich, utrzymanych w pompatycznym stylu depeszach radiowych, żądał od Sikorskiego zapewnienia desantów lotniczych Anglosasów, nie wiedząc, że byłoby one niewykonalne choćby ze względów technicznych (brak samolotów o takim zasięgu). Wielu żołnierzy AK przypłaciło życiem nadawanie przez radio  takich „dezyderatów” i „memoriałów”.

 

Stanisław Jankowski – Delegat Rządu na Kraj. Nawiedzony

Według niego (memoriał przesłany do Londynu w styczniu 1944) - polskim celem wojennym na wschodzie jest utrzymanie granicy z 1921 roku – przy włączeniu Litwy do Polski i maksymalne osłabienie Rosji przez odłączenie od niej Ukrainy i Białorusi i powiązanie ich politycznie i wojskowo z Polską (sic!).

 

Stanisław Mikołajczyk – Premier Rządu Emigracyjnego. Nieugięty.

Polityk o silnym charakterze i zdolności przewidywania. Niestety żądano od niego akrobatyki niemożliwej do wykonania. Stalin jako warunek ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych (zerwanych po ujawnieniu zbrodni katyńskiej) wysuwał zaakceptowanie granicy wg. linii Curzona (na Bugu), w zamian za rekompensaty na zachodzie i usunięcie z rządu osób, które publicznie demonstrowały swój wrogi stosunek do Rosji (gen. Sosnkowski, ministrowie Kot i Kukiel). Na przyjęcie tych warunków nalegał usilnie Churchill.

Mikołajczyk zdawał sobie sprawę jak silną  pozycje ma Rosja wśród Aliantów i że należałoby pójść na ustępstwa, aby wytargować cokolwiek, bo inaczej Polska będzie całkowicie zdominowana przez Rosję, zsowietyzowana a nawet może i włączona do ZSRR. Niestety na ustępstwa nie mógł pójść, bo wyrażając zgodę na utratę Kresów, straciłby wiarygodność czynników krajowych i spowodowałby ferment w wojsku, w którym większość żołnierzy pochodziła z Kresów. Na dobitek Alianci nie zgadzali się na ogłoszenie przewidywanych dla Polski rekompensat na zachodzie, aby nie wzmacniać oporu Niemców. Paradoks polegał na tym, że cały ten spór był już „musztardą po obiedzie”, bo utrata Kresów była już wcześniej przesadzona na konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie, tylko Roosevelt prosił, aby tego nie ujawniać nikomu, gdyż bał się stracić 7 milionów głosów Polaków w zbliżających się wyborach.

W okresie poprzedzającym Powstanie, Mikołajczyk próbował bezskutecznie zawrzeć ze Stalinem porozumienie o współpracy militarnej miedzy AK i Armią Czerwoną. Mikołajczyk, bazując na meldunkach krajowych, przeceniał siłę militarną praktycznie nieuzbrojonej Armii Krajowej, a Stalin zdawał sobie sprawę, że jest to organizacja wroga Rosji, a jej siła militarna na tle teatru wojennego jest po prostu – żadna. 21 lipca 1944 Mikołajczyk upoważnił czynniki krajowe do podjęcia decyzji, czy przeprowadzić w Warszawie powstanie, i w którym momencie.

 

Gen. Sosnkowski – Wódz Naczelny. Niezdecydowany dramaturg.

Ogólnie „był za, a nawet przeciw”. Nie wydawał jasnych rozkazów, lecz rodzaj sugestii. Nie wyobrażał sobie współpracy militarnej z Sowietami, bo to nie był sojusznik. Zdawał sobie sprawę ze słabości AK i z jednej strony był przeciwny powstaniu, z drugiej strony głosił: „rozpaczliwe gesty w życiu narodów są niekiedy nieuniknione ze względu na symbolikę polityczną tych aktów i znaczenie moralne dla potomności”. Podobnie jak Grot-Rowecki widział konieczność beznadziejnego boju pod groźbą odpowiedzialności przed przyszłymi pokoleniami.

Był autorem absurdalnej Instrukcji dla AK, która mówiła, że w miarę posuwania się Rosjan, Armia Krajowa ma występować zbrojnie przeciw Niemcom, ale z chwilą pojawienia się Rosjan w danej miejscowości – znowu schodzić do podziemia. Byłyby to więc czyny i ofiary anonimowe, a efekty przypisałaby sobie partyzancka komunistyczna. W grudniu 1943 Sosnkowski  nakazał  Borowi-Komorowskiemu utworzyć nową szkieletową kadrową organizację antysowiecką – szczególnie na Kresach Wschodnich.   W maju 1944 wysłał do Polski na spadochronie płk Okulickiego (po skoku automatycznie awansował na generała) z misją nakłonienia dowództwa AK do wywołania powstania w Warszawie.

Chciał z Warszawy uczynić dramatyczna scenę, na której miał się rozegrać ostatni akt polsko-rosyjskiej konfrontacji i „wstrząsnąć tym sumienie świata”. W lipcu 1944 kazał Borowi – Komorowskiemu rozważyć możliwość ewakuowania najwartościowszych ludzi na zachód (opcja wybrana w styczniu 1945 przez dowódcę Brygady Świętokrzyskiej NSZ) lub przez Słowację na Węgry (sic!). Jednocześnie łudził Bora obietnicami przysłania Polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej, mimo że została ona już przekazana pod dowództwo alianckie, a przerzut jej do Polski był technicznie niewykonalny. A na kilka dni przed spodziewanym wybuchem powstania wyjechał na „inspekcję” do Włoch, umywając ręce od odpowiedzialności. Powstania ani nie nakazał, ani nie zakazał.

 

Stalin – wiadomo. Konsekwentny rzezimieszek

Jego stosunek do Polski by jasny: określał go pakt Ribbentrop - Mołotow i zbrodnia katyńska. Stąd łatwo było zgadnąć intencje jego na przyszłość. Rząd Londyński traktował z nieukrywaną pogardą a Armii Krajowej zarzucał, że nie walczy z Niemcami, lecz zwalcza partyzantkę sowiecką. Było w tym trochę prawdy. Represje Niemieckie na ludności powodowały, że AK prowadziła tylko akcje sabotażowe i to w ograniczonym zakresie. W latach 1943-44 w lasach zrobiło się ciasno. Często na tych samych terenach działały oddziały AK, partyzantka komunistyczna, ukraińska, rosyjscy spadochroniarze zrzuceni na tyły wroga i  wreszcie pospolite bandy rabunkowe. Wszystkie czerpały środki do życia z tego samego „rezerwuaru”, jakim były gospodarstwa chłopskie. Dochodziło więc do zatargów a czasem i potyczek, bo trzeba było bronić polskiej ludności. W okręgach wileńskim i nowogrodzkim dochodziło do starć z partyzantką sowiecką a nawet do kontaktów z Niemcami, celem pozbycia się „niepożądanych gości” (Krzysztof Komorowski  - Armia Krajowa,  Lisiewicz – Plan Burza).

Stąd Stalin już 1943 roku przeciwstawiał się zrzutom broni dla AK – twierdząc, że broń ta idzie w nieodpowiednie ręce. A podczas powstania nie zgadzał się nawet na lądowanie samolotów alianckich na założonej przez amerykanów bazie lotniczej w Połtawie na Ukrainie, które mogłyby dokonać zrzutów broni dla Warszawy, w ramach lotów wahadłowych. Argumentował, że „Rząd Radziecki nie chce mięć nic wspólnego z awanturą wywołaną przez kryminalistów dla osiągnięcia celów wrogich wobec Związku Radzieckiego”

Niesłuszne jest jednak oskarżanie Stalina, że wstrzymując ofensywę sowiecką i odmawiając udzielenia pomocy – zdradził Warszawę. Stalin Warszawy nie zdradził, bo Stalin Warszawie niczego nie obiecywał. Zachował się jak można się było spodziewać – urządził drugi Katyń.

 

Churchill – wiadomo- Nieszczery doradca

Z wielką siłą nalegał na Mikołajczyka, aby ten zgodził się na zmianę granic i na usunięcie z Rządu osób wrogich Rosji, co dałoby szansę na dogadanie się ze Stalinem w sprawach współpracy wojskowej i administracji cywilnej na wyzwolonych terenach. Argumentował, że Anglia dochowuje swoich zobowiązań sojuszniczych wobec Polski, ale nigdy nie gwarantowała „specyficznych” granic i uprzedzał, że Anglicy nie będą bić się z Rosją o polskie granice. Oczywiście w tych wszystkich radach najważniejszy był interes Wielkiej Brytanii, honorowe wyjście z sytuacji w stosunku do zdradzanej Polski i troska, aby nie zrazić sobie Rosji, na której spoczywał główny ciężar wojny.

 

Roosevelt – wiadomo – Obłudnik

Zataił, że już na konferencji w Teheranie uzgodnił ze Stalinem przebieg polskiej wschodniej granicy, bo nie chciał utracić w wyborach 7 milionów głosów polonii. W rozmowie z Mikołajczykiem udawał, że popiera jego dążenia do zachowania Lwowa i Wilna, niepotrzebnie „utwardzając” jego stanowisko. W fazie powstania ociągał się z udzieleniem pomocy lotniczej a nawet z ogłoszeniem, że powstańcy są żołnierzami koalicji i przysługują im prawa kombatanckie zgodnie z konwencją haską i genewską. Wszystko, aby nie narazić się Stalinowi, bo to działo się na terenie rosyjskiego teatru operacyjnego.

W Jałcie nie wyciągnął wniosków z zachowania się Stalina podczas Powstania i uwierzył mu, że on chce „aby Polska była niepodległa i demokratyczna”. Stalin był mu jeszcze potrzebny do rozgrywki z Japonia.

 

Hitler – Wódz Narodu Niemieckiego – wiadomo

Na wiadomość o wybuchu powstania, rozkazał zabić wszystkich mieszkańców bez względu na wiek i płeć a miasto spalić i zrównać z ziemią. Rozkaz ten natychmiast zaczęto wykonywać z niemiecką skrupulatnością a nawet nadgorliwością.

 

Armia Krajowa – elita Narodu - wspaniała organizacja

Już sama nazwa powodowała nieporozumienia, gdyż posiadała tylko nieliczne oddziały zbrojne operujące głownie w lasach.  To było raczej sprzysiężenie ludzi ze wszystkich warstw społecznych, gotowych walczyć o Polskę wszelkimi dostępnymi środkami. Jej liczebność wahała się (w zależności  od czasokresów oraz źródeł) od 200 do 350 tysięcy członków. Większość żołnierzy nie wykonywała zadań bojowych, lecz wywiadowcze i sabotażowe w swoich miejscach pracy, sabotując urządzenia, środki transportowe i archiwa wroga. Przez sama Komendę Główną przewinęło się w czasie okupacji 4500 etatowych pracowników, z czego ponad 1500 zginęło rozstrzelanych lub w obozach koncentracyjnych.

Armia Krajowa miała wspaniałych ludzi, pracujących w nieustannym zagrożeniu i prowadziła bardzo szeroki zakres działalności: wywiad (krajowy i zagraniczny), wysyłanie kurierów, przyjmowanie zrzutów, akcje sabotażowe, likwidowanie gestapowców i konfidentów, odbijanie więźniów, opieka nad rodzinami aresztowanych i pomordowanych, tajne podchorążówki, produkcja broni, propaganda (druk i kolportaż), podrabianie dokumentów, służba medyczna i kwatermistrzowska. W samej Warszawie posiadała kilka tysięcy lokali konspiracyjnych i skrzynek kontaktowych. Z pieniędzy ze zrzutów miała budżet, z którego opłacano pracowników pracujących wyłącznie dla organizacji, wypłacano żołd żołnierzom, zapomogi dla rodzin, kupowano broń, wykupywano więźniów. Miała tylko jeden mankament: praktycznie nie miała broni. Szczególnie w Warszawie, przed samym wybuchem powstania.

 

ROLE DRUGOPLANOWE:

 

Gen. Tatar – Zastępca Szefa Sztabu AK – „trędowaty”

Jesienią 1943 opracował dla Dowódcy AK referat, w którym udowadniał, że cała Europa południowo-wschodnia dostanie się w strefę wpływów sowieckich, więc nie można prowadzić polityki dwóch wrogów, lecz trzeba się z Rosją ułożyć i czym wcześniej tym lepiej, bo uzyska się lepsze warunki zanim Rosjanie wejdą. Został uznany w sztabie za zdrajcę i aby nie „zarażał” tymi ideami młodszych oficerów – został wysłany w kwietniu 1944 do Londynu.

 

Płk Bokszczanin – Z-ca Szefa Sztabu AK –  przytomny

Na odprawach poprzedzających decyzję o powstaniu przekonywał, że Rosjanie  zatrzymają ofensywę, gdy zorientują się, że powstanie zostało wywołane przez wrogi im Rząd w Londynie, celem zainstalowania w stolicy podległych mu władz cywilnych. Ostrzegał przed przedwczesnym rozpoczęciem powstania, zanim nie pozna się  intencji Rosjan. Radził, aby nie wydawać rozkazu do walki, zanim nie zaobserwuje się, że artyleria sowiecka przenosi ogień na lewy brzeg Wisły. Byłby to dowód, że przełamali opór niemiecki na prawym brzegu i zamierzają forsować Wisłę. Przyjęto to jako warunek rozpoczęcia powstania, ale w chwili wydawania rozkazu do walki – zapomniano o tym.

 

Jan Nowak- Jeziorański – „Kurier z Londynu” – sygnał ostrzegawczy

Gdy w lipcu 1944 wrócił z Londynu do Polski, był chyba najlepiej zorientowanym człowiekiem w sytuacji zarówno w Londynie jak i w Polsce. W Londynie rozmawiał z Mikołajczykiem i Sosnkowskim, był przyjęty przez Churchilla i ministra Edena i miał wystąpienie w Parlamencie Brytyjskim. Ostrzegał dowództwo AK, że sytuacja międzynarodowa jest taka, że Rosjanie po zajęciu Polski, będę w niej rządzić jak zechcą, wiec powstanie będzie walką o przegraną już sprawę, że nie można liczyć na żadną  pomoc militarną z zachodu i że powstanie nie poruszy  też opinii publicznej na Zachodzie. Uprzedził też, że Polska Brygada Spadochronowa nie przybędzie z pomocą, bo została już przez Aliantów przeznaczona do innych celów. Nie przybędzie nawet anglo-amerykańska misja obserwatorów, bo Polska leży w strefie działań sowieckich. Wspomina, że młodsi oficerowie prosili go, aby przekonał dowództwo, że powstanie to szaleństwo. Nie przekonał.

 

„Polacy” z Komitetu Lubelskiego – (PKWN) – moskiewskie pachołki

Wzywali do rozpoczęcia walki w Warszawie. A gdy powstanie wybuchło, odezwa KC PPR głosiła: „Banda sanacyjnych awanturników i warchołów podnosi dziś swa brudną łapę przeciw PKWN i przeciwko Ludowemu Wojsku Polskiemu...” A Gomułka po upadku powstania powiedział: „stosy trupów bohaterskich obrońców stolicy reakcja traktowała jako drabinę, po której chciała dostać się do władzy, wbrew woli Narodu”.

 

Gen. SS Von dem Bach-Zelewski – odpowiedzialny za pacyfikację – Polki-syn

Uzyskał zgodę Hitlera, aby ze względów praktycznych (oszczędność czasu i amunicji) nie zabijać wszystkich mieszkańców, lecz tylko mężczyzn i chłopców powyżej lat 14-tu.

 

Marszałek Rokossowskij – D-ca Frontu Sowieckiego – Polak?!

Po przegranej bitwie pancernej 4-5 sierpnia pod Wołominem, gdy jego korpus pancerny został przez Niemców odrzucony – podobno 8 sierpnia zameldował Stalinowi, że 23 sierpnia będzie w stanie wznowić ofensywę celem zdobycia Warszawy a Stalin podobno planu nie zatwierdził. Piszę podobno, bo nikt tego planu nie widział, a człowiek który siedział w sowieckim łagrze i znał stosunek Stalina do Powstania takiej propozycji by nie wysunął. Potem, aby  przedłużyć powstanie, pozorował „desant” na Czerniakowie. Nie nawiązał kontaktu z dowództwem powstania, mimo że wskazano mu czynny kabel telefoniczny z Pragi do Śródmieścia. Po wojnie mianowany Marszałkiem Polski.

 

BEZPOŚREDNI SPRAWCY

 

Gen. Okulicki – Emisariusz Sosnkowskiego – zawadiaka (dziś zapewne byłby nazwany oszołomem)

Znany był w Kołach wojskowych ze swojej impulsywności i brawury. Bór-Komorowski wyrażał się o nim: „to jest ktoś, to jest chłopak do wypitki i do wybitki” i widział w nim męża opatrznościowego. Postać tragiczna. Gorący patriota, ale bez wyobraźni i poczucia odpowiedzialności, a dziwne, bo przeszedł w 1940-1941 przez więzienia NKWD, lecz w 1944 ciągle nie doceniał perfidii i przebiegłości Rosjan. Zrozumiał to chyba dopiero wtedy, gdy w 1945 został podstępnie uprowadzony do Moskwy i znalazł się znowu na Łubiance (gdzie po procesie 16-tu zmarł lub został zamordowany).

Zrzucony do Polski w maju 1944 uparcie dążył do wywołania powstania. Mówił: „potrzebny jest czyn, tylko przez walkę można wykazać dążenie narodu do wolności i niepodległości”. Członków Komendy Głównej AK, którzy wyrażali obawy, posądzał o defetyzm i tchórzostwo. Na argumenty, że brak jest broni, odpowiadał: „lud paryski nie liczył ilości pałek jak ruszał na Bastylię”. Borowi-Komorowskiemu groził, że jeśli nie wyda rozkazu do powstania, to stanie się drugim Skrzyneckim. Cały czas parł do walki, namawiał członków KG, aby Borowi przedstawiali fałszywy obraz sytuacji, aby przyśpieszyć wydanie rozkazu.(Ciechanowski)

Cytują za Janem Matlakowskim (Kulisy genezy Powstania Warszawskiego): Ciska jak piorunem słowo Teheran. Wyjaśnia, że w Teheranie alianci zdradzili Polskę oddając ją w sferę wpływów sowieckich. Mówił: „Musimy zdobyć się na wielki zbrojny czyn. Podejmiemy w sercu Polski walkę z taką mocą, by wstrząsnęła opinią świata. Krew będzie się lała potokami, a mury będą się walić w gruzy. Będzie to krzyk protestu, że sowieci zagarniają Polskę.  I taka walka sprawi, że opinia świata wymusi na rządach przekreślenie decyzji teherańskiej, a Rzeczpospolita ocaleje...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)