- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jan Lechoń Poezje

OPRACOWAŁ Roman Loth

 

 

WSTĘP

1.ŻYCIE JANA LECHONIA

              Prawdziwe nazwisko Jana Lechonia brzmi Leszek Serafinowicz. Jego ojcem był najmłodszy z siedmiorga dzieci Józefa Serafinowicza (uczestnik moskiewskiej kampanii Napoleona) – Władysław Serafinowicz. Zajmował się gospodarką na roli, dzierżawiąc różne majątki. Matką Jana Lechonia była Maria Niewęgłowska z herbu Jastrzębiec. Poeta urodził się 13 marca 1899 roku w Warszawie. Nie licząc krótkich pobytów w Pruszkowie i Milanówku, Serafinowiczowie cały czas związani byli z W-wą i zasiedziałość w mieście, rozległość kontaktów towarzyskich, uczestnictwo w społecznym życiu stolicy nie pozostały bez wpływu na kształtowanie się osobowości młodego poety. Jego ojciec był urzędnikiem w Dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, a później kilkakrotnie zmieniał posadę.

Przy ulicy Przyrynek 4, Jan Lechoń spędził 12 lat swojego życia, aż do wyjazdu do Paryża w roku 1930. Ojciec był działaczem społecznym. Prowadził prace dokształcające dzieci z biednych rodzin i środowisk. Traktował to jako społeczny i narodowy obowiązek. Matka Lechonia, ukończywszy pensję swej wujenki, Zofii Raczyńskiej, podjęła tam pracę nauczycielki. Przez 3 lata była wychowawczynią w szkole Jadwigi Sikorskiej – jednym z najlepszych warszawskich zakładów naukowych żeńskich, później prowadziła kancelarię Państwowego Instytutu Pedagogicznego i pracowała w sekretariacie Politechniki W-wskiej.

              Dom Serafinowiczów był typowym domem inteligenckim, oboje rodzice pochodzili ze zubożałej szlachty, pielęgnowali więc tradycję narodową, zwłaszcza powstańczą. Poecie wpojono część dla Kościuszki, księcia Józefa, Napoleona i Stanisława Krzemińskiego – członka Rządu Narodowego w roku 1863, do końca życia niezmordowanego orędownika idei niepodległości Polski, demokraty, polihistora (człowiek o rozległej wiedzy), autorytetu moralnego i społecznego ówczesnych lat. Lechoń napisał w Dziennikach: „Myślę, że wpływ Krzemińskiego – zaważył na całej atmosferze naszego domu”. Był to dom mieszczański, demokratyczny, daleki od arystokratyczno-ziemiańskich snobizmów, które ukazują się w późniejszym życiu i pisarstwie Lechonia.

              Lechoń miał opinię „cudownego dziecka”, która mimo iż zaciążyła później nad jego życiem i twórczością, nie byłą przesadzona. Jego świat stanowiły książki, szychy (?), obrazki. Wśród nich czuł się najlepiej. Od wczesnego dzieciństwa był urzeczony malarstwem, teatrem. Rodzice opowiadali mu o historii Polski. Jego zainteresowania i osobowość kształtowały się w związku z tym w  sposób przyspieszony.

              W roku szkolnym 1907/08 Leszek Serafinowicz rozpoczął naukę w klasie wstępnej Szkoły Realnej im. Stanisława Staszica, gdzie był uczniem m.in. Stanisława Szobera. Od 1911 przeniósł się do szkoły im. Emiliana Konopczyńskiego, która miała klasę z rozbudowanym programem humanistycznym i obowiązkową łaciną. Sam poeta określał ją jako filologiczną, odpowiadającą jego zainteresowaniom i zdolnościom. Byłą to szkoła prywatna, nauka odbywała się w języku polskim. W niej w czerwcu 1916 Lechoń zdał maturę, dzięki ściądze z matematyki (sic!). Gdy poszedł do siódmej klasy, wybuchła I wojna światowa, którą jego rodzina spędziła w Warszawie, w kłopotach materialnych i trudnych warunkach mieszkaniowych. Ten okres życia była bardzo istotny dla Lechonia. Wówczas zaczął pisać, jak sam określa, „prawdziwe wiersze”, przeżył upojenie legendą Legionów i miłość do Piłsudskiego. Mówił, że był wtedy zarazem nieszczęśliwy i silny.

              Leszek zaczął rymować już we wczesnym dzieciństwie. Dzięki pomoc ojca, wydał dwa zbiorki swoich pueriliów: Na złotym polu i Po różnych ścieżkach w wieku 13 i 15 lat. Już w tych zbiorkach użył pseudonimu Jan Lechoń. Wziął się on prawdopodobnie od Słowackiego, u którego wśród nazw osobowych w Lilli Wenedzie był Lechon – syn Lecha. Pseudonim nawiązywał też do mitycznej tradycji narodowej (Lech), do poety, którym był urzeczony młody Leszek Serafinowicz, i do własnego imienia chrzestnego, które przez matkę było zdrabniane w „Lecho”. Za debiut Lechonia uznawano wiersz Do przyjaciela, który ukazał się w noworocznym numerze „Kuriera Warszawskiego” z 1913 roku. Wkrótce Lechoń zasłynął jako szkolny poeta. W 1915 roku napisał obrazek dramatyczny w jednym akcie W noc jesienną, który został wystawiony na szkolnym obchodzie rocznicy 29 listopada.

              Jesienią 1916 Lechoń rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego. Studiował literaturę polską i filozofię. Znalazł się tam w burzliwym nurcie życia rozpolitykowanej studenterii i włączył się w nie z zapałem. Już w szkole rozpoczął współpracę z czasopismem młodzieży akademickiej „Pro arte et studio” (pierwszy nr ukazał się w marcu 1916 roku) i opublikował tu recenzję inscenizacji Judasza Karola Huberta Rostworowskiego. Był to jego debiut krytyczno-teatralny. Wydrukował tu w latach 1916-1919 wszystkie wiersze Karmazynowego poematu i inne utwory. W 1918 w anonimowo wydanym tomiku umieszczone zostały satyry Lechonia ośmieszające formy pseudonarodowej władzy powoływanej przez niemieckiego okupanta pt. Królewsko-Polski kabaret 1917-1918. Jedenaście z dwunastu utworów było w nim napisane wierszem.

              W latach szkolnych pojawiła się w życiu Lechonia pierwsza miłość, którą była Wanda Sierakowska. Było to uczucie nieodwzajemnione i głęboko przeżyte. Jej ślady można znaleźć w Poezjach zebranych, gdzie wiersz Na niebo wypływają białych chmurek żagle otrzymał dedykację: „Wandzie”.

              Karmazynowy poemat w prasie ukazywał się od początku stycznia 1920. W latach 1917-1919 Lechoń zdobył rozgłos jako satyryk, współpracując z tygodnikiem „Sowizdrzał” (pisał pod pseud. Rafał Chochoł).

              Początek pisma, które dało nazwę grupie poetów, w której działał Lechoń przypadł na 1920 rok. „Redaktorem „Skafandra” był Mieczysław Grydzewski.

 

Lata 1921-1929. Od wieku lat trzynastu Lechonia trapiła choroba nerwowa. W 1921 roku jej nawrót przyczynił się nawet do próby samobójczej. Odratowano go jednak po zatruciu weronalem i po pobycie na kuracji w Krakowie, Rabce i Zakopanem, poeta wrócił do swych zajęć w Warszawie. Na zawsze pozostał jednak człowiekiem o wyolbrzymionej wrażliwości, kapryśnych i nieoczekiwanych reakcjach neurastenika, szarpanym urojonymi lękami i rozpaczliwie szukającym równowagi psychicznej. Równocześnie Lechoń prowadził bujne życie towarzyskie. Ośrodkiem spotkań byłą kawiarnia „Ziemiańska” przy ulicy Mazowieckiej 12. Poeta zainicjował w niej słynny stolik skamandrytów na półpiętrze. W tym czasie bywał też na balach, w elitarnych salonach, odwiedzał majątki swych przyjaciół-ziemian, po przewrocie majowym 1926 miał wielu znajomych pełniących funkcje rządowe.

W latach 1920-1924 powstawały pierwsze wiersze zebrane w drugim tomiku poetyckim Lechonia: Srebrne i czarne. Tomik wydany w 1924 zyskał rozgłos równy pierwszemu i ukazał kontrastowo odmiennego Lechonia. Był tu bowiem poetą pesymistycznej refleksji, osnutej wokół problemów miłości i śmierci, a obsesja tej drugiej towarzyszyła jego twórczości aż do końca. Po Srebrnym i czarnym w twórczości Leszka Serafinowicza nadszedł czas ubogi w dokonania. Lata 1925-1929, nie licząc utworów okolicznościowych, przyniosły tylko osiem wierszy. Przyczyną takiego stanu rzeczy mogła być ambicja doskonałości poetyckiej, początek twórczości, który wyznaczył młodemu Lechoniowi rolę „drugiego Słowackiego”. Niestety nacisk oczekiwań wytrącił poecie pióro z ręki. W tychże latach opublikował on za to kilka przekładów. Jednym z nich było tłumaczenie studium Rosjanina Julija Eichenwalda, a dalej utwory Mirry Łochwickiej – poetki modernistycznej oraz Aleksandra Błoka. Przekładał tez utwory dramatyczne. Lechoń w latach dwudziestych drukował w „Skamandrze”, „Wiadomościach Literackich” i „Cyruliku” (objął funkcję jego redaktora naczelnego), trochę w piłsudczykowskim „Kurierze Porannym”, sanacyjnym „Głosem Prawdy” i magazynem ilustrowanym „Pani” ( ;d ). Zamieszczał w nich głównie recenzje teatralne i artykuły literacko-publicystyczne. W roku 1929 Lechoń objął sekretariat redakcji kwartalnika „Pamiętnik Warszawski”.

 

Paryż. W kwietniu 1930 Lechoń wyjechał do Paryża, gdzie osiadł na stałe. Od 1 maja 1931 był tam pracownikiem kontraktowym ambasady polskiej (referentem propagandowym). Wszystko to zawdzięczał wysoko usytuowanym przyjaciołom. W Bibliotece Polskiej w Paryżu wygłaszał odczyty o Wyspiańskim, Mochnackim.

Ze względu na klęskę Francji w II wojnie światowej, Lechoń musiał w połowie czerwca 1940, samochodem Jana Brzękowskiego (poeta, urzędnik). Dotarli do Portugalii, gdzie uzyskali wizę na wyjazd do Brazylii. 21 lipca Lechoń wypłynął z Julianem Tuwimem i jego żoną na statku „Angola” z Lizbony, a po 16 dniach dotarł do Rio de Janeiro. Wojna  przerwała milczenie i Lechoń wrócił do poezji. Jego wiersze, sławiące czyny żołnierza polskiego, bohaterstwo obrońców Warszawy, opisujące martyrologię narodu, pojawiały się w całej prasie polskiej. Najpopularniejsze to: Pieśń o Stefanie Starzyńskim, Ostania scena z „Dziadów”, Matka Boska Częstochowska, Wiersz mazowiecki, Rejtan, Marsz Drugiego Korpusu, Laur Kapitolu, Monte Cassino, Hymn Polaków z zagranicy.

Za oceanem. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych poeta zaangażowany był w życie literackie i kulturalne amerykańskiej polonii. W 1942 został wybrany wiceprzewodniczącym Komisji Historii Literatury Polskiej. Podobnie jak w Paryżu i Warszawie, miał wielu znajomych i przyjaciół, jak: Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin, Julian Tuwim (do 1942, kiedy poróżniły ich poglądy polityczne), Artur Rubinstein, Maria Modzelewska. Od 1952 poeta prowadził w radiu „Wolna Europa” cykl audycji literackich i wygłaszał pogadanki radiowe.

W amerykańskim okresie życia Leszka Serafinowicza powstały zbiory poezji: Lutnia po Bekwarku (1942) – wiersze także przedwojenne, Aria z kurantem (1945), cykl Marmur i róża wydrukowany w 1954 w Poezjach zebranych 1916-1953, wiersze rozproszone opublikowane bez wyjątku w prasie literackiej. W tym czasie powstał też dramat Godzina przestrogi, rozpoczęty przed wojną, lecz nigdy nie ukończony. Lechoń opublikował wówczas też fragment dramatyczny Pogrzeb Piłsudskiego i pracował nad powieścią Bal u senatora, której cztery fragmenty ukazały się drukiem. W 1946 wydał w formie książeczki wiersz dla dzieci Historia o jednym chłopczyku i o jednym lotniku. W osobnych wydaniach książkowych wyszła część artykułów publicystycznych Wykłady wygłoszone w Paryżu zostały zebrane w 1942 pod wspólnym tytułem O literaturze polskiej. Od 1949 roku do śmierci Lechoń prowadził Dziennik (wydany pośmiertnie w 3 tomach w Londynie w latach 1957-1973), który był dokumentem o niecenionej wartości, dotyczącym życia, prac, poglądów i nastrojów poety. Poza funkcją dokumentacyjną, był on dla Lechonia terapią na schorzenia nerwów i psychiki. Im bliżej śmierci autora, tym wyraźniej widać w nim było stany depresji, poczucie zagrożenia i modlitwy o otuchę.

 

Przyczyny śmierci Lechonia do dziś nie są wyjaśnione. Jedną z głównych jej przyczyn, może bezpośrednią, były zaburzenia równowagi psychicznej i towarzyszące im stany lękowe. W ostatnich dniach życia Lechoń unikał domu, nocował u przyjaciół, był na skraju wytrzymałości nerwowej. Jego ziemski żywot zakończył samobójczy skok z dziesiątego piętra Hotelu Hudson w Nowy Jorku w dn. 8 czerwca 1956 roku. Jego grób znajduje się na nowojorskim Calvary Cemetery, na Long Island.

 

 

 

II DZIEJE TWÓRCZOŚCI POETYCKIEJ

„Karmazynowy poemat”. Objął 7 utworów powstałych w latach 1916-1918 i ukazał się w 1920 roku.

·         Nie jest wolny od znaczeń politycznych;

·         Chodzi w nim o idee, postawy, mity i symbole polityczne, a nie o realia;

·         Herostrates jest umieszczony na czele, ma programowy charakter, jest prowokacyjny, potępiający mity narodowej przeszłości i postulujący nowe życie, w jego powszedniej realności oraz pełnej swobodzie myśli i czucia. Ukierunkował odczytania interpretacyjne całego cyklu.

·         Tomik ten jest uznany za poetycki rozrachunek ze stereotypami myślenia narodowego, a zwłaszcza z romantycznym mitem mesjanistycznym i nurtem tradycji martyrologicznej. Jednak taka wymowę ma poza Herostratesem głownie Duch na seansie (motyw harfy, „co wężów usypia głód głodnych”, Anhellego, chusty „z Chrystusa odbiciem”), który postuluje wyzwolenie się spod presji myślenia kategoriami ofiarności narodowej, kontemplacji cierpień i obowiązku walki.

·         Oba utwory odcinają się w wymowie od wcześniejszej, juwenilnej, jak i późniejszej twórczości Lechonia.

·         Herostrates ma w sobie coś z ówczesnej atmosfery futurystycznych ataków na tradycję kulturalną.

·         Wiersze Mochnacki i Piłsudski to dwa ostatnie i najznakomitsze utwory tegoż tomiku. Oba powstały po 11 listopada 1918 roku, w odrodzonej Polsce.

·         Mochnacki osnuty jest na tle faktu historycznego: udziału bohatera w publicznym koncercie, w lotaryńskim Metz, w 1832 r. Ów opis jest poetycką wizją Lechonia i ukazuje improwizację pianisty, zgodnie z tradycją romantyczną, która w improwizacji widziała najwyższy akt twórczy i spontaniczny wyraz natchnienia. Gra Mochnackiego jest nawiązaniem do opisów gry koncertowej w literaturze polskiej: koncertu Jankiela, Koncertu Chopina Oppmana. Muzyka jest tu środkiem wypowiedzi treści pozamuzycznych. Przeplataja się tutaj motywy sielankowo-miłosne z historyczno-politycznymi. Dramatyzm sytuacji polega na sprzeczności między Mochnackim a salą: każde nawiązanie do patriotyczno-niepodległościowych ideałów jest utrata kontaktu ze słuchaczami. Gest wirtuoza w zakończeniu poematu przecina tę linie sprzeczności i uświadamia mieszczańskiej publiczności temat muzyki: rewolucję.

·         Piłsudski jest próbą syntezy uczuć i nastrojów o raz postaw spoęłczeństwa polskiego w przededniu odzyskania niepodległości. Kolejne obrazy utworu przywołują rózne elementy narodowej mozaiki: kasandryczny gest „Czarnej Rachel” – nawiązanie do Wesela; tradycje walk spiskowych; Polskę roztańczoną, niefrasobliwą, niepomna na sytuację historyczną, której bal przechodzi w taniec upiorów; burza rewolucyjna; widowisko budzącej entuzjazm parady wojskowej, z którą skontrastowany jest ostatni wers, gdzie milczenie i zgrzebna szarość tytułowej postaci wyrastają do symbolu wielkości i sławy. Wiersz jest niejednoznaczny, nie wiadomo, czy odczytywać go jako projekcję myśli i uczuć Piłsudskiego.

 

„Srebrne i czarne”. Ukazał się jesienią 1924 roku.

·         Poezja refleksyjna, mówiąca o wiecznych problemach ludzkości, będących przedmiotem dociekań filozoficznych i religijnych na przełomach wieków;

·         Jego centralnym zagadnieniem  jest los człowieka, uwikłanego w sprzeczności swej ułomnej natury, wtrąconego w gre przeciwstawnych sił rządzących światem, daremnie szukającego spokoju;

·         Tytuł niesie nawiązanie do obrzędów funeralnych – konsekwentna i najefektowniejsza manifestacja pesymizmu w poezji polskiej

·         Śmierć i miłość to dwa główne wątki refleksji. Człowiekowi stale towarzyszy świadomość przemijanie i barokowego memento Mori. Miłość jest tutaj ciemna i beznadziejna, nieodwzajemniona, unicestwiona przez realia codzienności, a przy tym nobilitowana do roli wartości, nadającej jedyny sens życiu. Nienasycenie jej jest równoznaczne z katastrofą. Człowiek jest jej poddany jako sile koniecznej, nieodwracalnej i fatalistycznie rządzącej światem.

·         Lechoń wyznaczył w tym tomiku perspektywę teraźniejszości przez odwołania do historii.

·         Ekspresja duszy indywidualnej, jej losów i tragedii, ale mówi o problemach człowieka „w ogóle”;

·         Źródłami Srebrnego i czarnego są barok (Szarzyński, Grabowiecki, Morsztyn, Lubomirski), romantyzm i modernizm  oraz klasyczność.

·         Nawiązanie do romantycznej koncepcji jednostki stającej sam na sam ze sprawami ostatecznymi, uwikłanej w namiętności, dystansującej się wobec świata i ludzi, samotnej i cierpiącej.

·         „Uczucie w rygorach klasyczności”.

 

 

 

 

KARMAZYNOWY POEMAT (1920)

 

Herostrates

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,
Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,
Taka wyszła nam Polska z urzędu w powiecie
I taka się powlokła do robót - w kopalni.

Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi,
Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,
Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,
Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?
Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj
I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę.

 

 

Mochnacki

Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie
I z wolna jął próbować akord po akordzie.
Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku,
A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku,
A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury,
A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury.
Tylko jeden krok mały od sali go dzieli,
Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli -
On wie, że okop hardy w tej przepaści rośnie,
Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie.

Rozpędził blade palce świergotem w wiolinie,
I mały, smutny strumień spod ręki mu płynie.
Raz w raz rosa po białej pryska klawiaturze,
I raz po raz w wiolinie kwitną polne róże.
Rosną. Większe, smutniejsze, pełniejsze czerwienią,
Coraz niżej i niżej, uschną, w bas się zmienią!
Nie. Równo, równo rosną w jakiś smutny taniec.
Rozdrganą klawiaturę przebłagał wygnaniec,
I nagle się rozpłakał po klawiszach sztajer,
Aż poszedł szmer po sali, sali biedermeier.
Głupio, sennie, bezmyślnie kręci się i kręci.
Jakieś myśli chce straszne wyrzucić z pamięci,
Do piersi jakąś białą przytulił pierś drżącą
I czuje tuż przy piersi nieznośne gorąco,
I tysiąc świateł w oczach, w czyjejś twarzy dołki,
I zapach białej sukni, ubranej w fijołki.

Magle złoty kirasjer poruszył się w kącie,
Sto myśli, jak kanonier, stanęło przy loncie,
Stu spojrzeń obcej sali przeszyły go miecze,
Wstyd idzie ku estradzie - czuje, jak go piecze.
Więc do basu ucieka i tępo weń tłucze,
Po tym tańcu szalonym niech ręce przeplucze,
Z tych czerwonych, duszących róż otrząsa płatki,
Rozsypuje po sali w tysiączne zagadki,
W sto znaków zapytania, sto szmerów niechęci,
Nie pyta. Już jest w basie. Już tam się wyświęci.
Raz, dwa, trzy, cztery - wali. Niechaj mu otworzą,
Niechaj wyjdą z chorągwią, wyjdą z Matką Bożą,
Niech mu końskie kopyta przelecą po twarzy
I niechaj go postawią gdziekolwiek na straży: ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)