- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Przekład
Barbara Jabłońska
1
Wrzesień 1816
Holbrook Court, siedziba księcia Holbrooka
w
pobliżu
Silchester,
po
południu
Konie na biegunach już przysłano. Wstawiłem je do pokoju dzie
cięcego, niech wasza wysokość sam raczy zobaczyć. Ale dzieci ani
śladu.
Rafael Jourdain, książę Holbrook, odwrócił się od kominka. Coś
w głosie kamerdynera, jakaś rezerwa, zdradzała niezadowolenie.
Może raczej należałoby powiedzieć, że ton Brinkleya odzwiercied
lał zły humor całej, dość już wiekowej służby, niezbyt zachwyconej
perspektywą opieki nad czterema dziewczynkami. Do licha! Prze
cież wcale się o nie nie dopraszał.
- Konie na biegunach? - spytał ktoś przeciągle z głębi fotela po
prawej stronie kominka. - Świetny pomysł, Rafe. Niech kocha
ne maleństwa od małego przywykną do wierzchowców! - Garret
Langham, hrabia Mayne, wyciągnął rękę z kieliszkiem ku gospo
darzowi. Czarne, kędzierzawe włosy miał przeraźliwie potarga
ne. Jego słowa tchnęły arogancją, a sposób bycia ledwie maskował
wzbierającą się w nim irytację. Rafael wiedział, że to nie on jest po
wodem złości przyjaciela, po prostu w ciągu ostatnich paru tygodni
Mayne'a nie odstępowały troski. - Twoje zdrowie, papciu małych
amazonek! - dodał hrabia i wysączył ostatnie krople.
5
- Idź do diabła - odparł Rafe, ale bez wrogości. Mayne był w
tej chwili nieznośnym towarzyszem ze swymi jadowitymi komen
tarzami i czarnym humorem. Można się jednak było spodziewać,
że zły nastrój, zawiniony przez pewną damę, która dała mu kosza,
z czasem minie.
- Po co aż tyle koni na biegunach? - spytał hrabia. - W pokoju
dziecięcym zazwyczaj bywa jeden.
- Niedużo wiem o dzieciach. - Rafe pociągnął spory łyk bran
dy - ale nazbyt dobrze pamiętam, że z bratem zawsze biliśmy się
o zabawki, więc kupiłem cztery.
Na krótko zapanowała cisza. Mayne zastanawiał się, czy powie
dzieć, że widocznie Rafe nadal tęskni za zmarłym pięć lat temu
bratem. W końcu zrezygnował; mężczyźni nie lubią łzawych wspo
mnień. Rzekł tylko;
- Niepotrzebnie je psujesz. Większość opiekunów wolałaby trzy
mać sieroty jak najdalej od siebie. Nie są przecież twoimi krewnymi.
- Żadne zabawki nie zmienią tego, co się stało. - Rafe wzruszył
ramionami. - Brydone powinien był dwa razy pomyśleć, nim do
siadł narowistego ogiera.
Rozmowa zaczynała niebezpiecznie zbaczać w stronę uczuć,
a Mayne wolał tego uniknąć. Wstał z fotela.
- Rzućmy okiem na te koniki. Nie widziałem ich od lat.
- Chętnie. - Rafe odstawił szklankę na stół; dno głośno stuknę
ło o blat. - Brinkley, kiedy dziewczynki przyjadą, zaprowadź je na
górę. Będę na nie czekał w pokoju dziecięcym.
Kilka chwil później stali obydwaj w dużym pokoju na piętrze.
Pomieszczenie wyglądało niczym sklep z zabawkami przy Bond
Street. Cztery złotowłose lalki siedziały dumnie na ławce, obok
każdej z nich stało łóżeczko i stoliczek, a na blatach stolików - pu
dełka z figurkami na sprężynach. Cztery konie na biegunach, któ
rych grzywy i ogony zrobiono z prawdziwego włosia, królowały
pośrodku pokoju. Sięgały mężczyznom niemal do pasa.
- O Boże-stęknął Mayne.
Rafe trącił stopą jednego z koni, który zakołysał się w tył i w przód
na drewnianej posadzce. Pulchna kobieta w białym fartuchu wyj
rzała zza drzwi prowadzących do pokoju obok.
6
- Ach, to wasza wysokość? Wciąż czekamy na dzieci. Chce pan
może zobaczyć nowe służące?
- Oczywiście, pani Beeswick.
Cztery młode niańki weszły za nią do pokoju.
- To Daisy, Gussie, Elsie i Mary, wszystkie ze wsi. Chciałyby się
zatrudnić we dworze. Wprost nie możemy się doczekać naszych
aniołeczków!
Niańki stanęły po obu jej bokach i dygnęły z uśmiechem.
- O Boże! - stęknął powtórnie Mayne. - Nie wystarczy jedna?
- Dlaczego? My z bratem mieliśmy trzy.
- Trzy?!
- Dwie zajmowały się nim, odkąd jako siedmiolatek został księ
ciem, a jedna mną.
- Ależ to absurd! - parsknął Mayne. - Kiedy ostatni raz widziałeś
ich ojca?
- Dość dawno temu. - Rafe wziął do ręki jedno z pudełek i na
cisnął je. Figurka wyskoczyła z głośnym trzaskiem. - Uzgodnili
śmy wszystko listownie.
- I nigdy nie widziałeś dziewczynek?
- Nigdy Od lat nie byłem w Szkocji, a Brydone przyjeżdżał tu
wyłącznie na wyścigi w Ascot czy Silchester i czasami w Newmar-
ket. Prawdę mówiąc, obchodziły go tylko konie. Nawet nie pomy
ślał o umieszczeniu potomstwa w spisie parów Debretta. Oczywi
ście, skoro miał same córki, nie było kwestii dziedziczenia. Majątek
dostał się dalekiemu kuzynowi.
- W takim razie po cóż, u licha... - Mayne spojrzał na pięć kobiet
pod ścianą i zamilkł.
- Poprosił mnie o to. - Rafe znów wzruszył ramionami. - Nie
wahałem się. Rzecz jasna, Monkton bardziej by się nadawał, ale
w zeszłym roku umarł i Brydone chciał, żebym go zastąpił. Kto by
pomyślał, że koń go zrzuci? Chociaż, oczywiście, to nie było roz
sądne wsiąść na tego ogiera.
- Nie sądzę, żebyś się nadawał na ojca.
- Nie umiałem mu odmówić. Z moim majątkiem mogę wycho
wać tyle dzieci, ile mi się zamarzy. Prócz tego Brydone zrewanżo
wał mi się Szpakiem. Nie musiał tego robić, ale i tak przysłał mi
7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl