- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
James Clavel.OPERACJA WHIRLWINDKSI�GI 1-2Przek�ad Micha� JankowskiWydawnictwo Univ-CompTytu� orygina�u WhirlwindMapy:Paul J. PuglieseFirst Avon International Printing, 1987Opracowanie: Kazimierz AndrukAran�acja: Ewa Hunca, Tomasz RudominoRedakcja Zesp�l Phantompress InternationalRedakcja techniczna Kazimierz Andruk, Marzenna KiedrowskaKorekta Ewa Borowiecka, Maria Radzimi�skaCopyright (c) 1986 by James ClavellCopyright (c) for the polish edition by Wydawnictwo Ryton, Warszawa 1994Copyright (c) for the polish translation by Micha� Jankowski, 1994Wydano przy wsp�pracy UNIV-COMP Sp z o.o. Wydanie pierwszeISBN 83-863S6-09-6Bo i� wiatr siali,wicher te� ��� b�d�Ozeasz.8:7KSI�CA PIERWSZAvoc hdet- cS#O ^+Co o **-4W G�RACH ZAGROS, ZACH�D S�O�CA.S�o�ce dotkn�o horyzontu. Je�dziec, zadowolony, �e nadszed� czas modlitwy, �ci�gn�� wreszcie cugle wierzchowca.Hosejn Kowissi, silnie zbudowany, trzydziestoczte-roletni Ira�czyk, zawini�ty by� w ciemne, przybrudzone po podr�y szaty. Mia� jasn� sk�r�, czarne oczy i brod�, na g�owie bia�y turban, a na ramieniu ka�asznikowa. Od zimna chroni�a go kamizelka z nie wyprawionej ko�lej sk�ry i mocno ju� sfatygowane buty. Krocz�cy za nim, ob�adowany wielb��d szarpn�� niecierpliwie postronkiem; by� g�odny i chcia� odpocz��. Hosejn zakl�� odruchowo i zsiad� z konia. Poniewa� turban zas�ania� uszy, Ira�czyk nie s�ysza� odg�osu silnika turbo zbli�aj�cego si� helikoptera.11Na wysoko�ci dw�ch tysi�cy czterystu metr�w powietrze by�o przejrzyste i zimne, bardzo zimne; wiatr uformowa� zaspy �nie�ne, droga sta�a si� �liska i zdradliwa. W dole ma�o ucz�szczany szlak wi� si� w kierunku odleg�ych dolin a� do Isfahanu, sk�d przyby� je�dziec. Z przodu �cie�ka wspina�a si� niebezpiecznie na turnie, a potem bieg�a ku innym dolinom, obni�aj�cym si� w kierunku Zatoki Perskiej i miasta Kowiss, w kt�rym m�czyzna si� urodzi�, w kt�rym teraz mieszka� i od kt�rego wzi�� swe nazwisko, gdy zosta� mu���.Nie przejmowa� si� niebezpiecze�stwem ani zimnem. Niebezpiecze�stwo by�o dla niego jak powietrze.To tak, jakbym zn�w by� nomad�, pomy�la�. W dawnych czasach prowadzi� nas m�j dziad. Wtedy wszystkie nasze szczepy Kaszkaj�w mog�y przenosi� si� z zimowych pastwisk na letnie. Ka�dy m�czyzna mia� konia i karabin, i stada, kt�rych broni�; niezliczone owce, kozy i wielb��dy, kobiety z ods�oni�tymi twarzami. Nasze szczepy by�y wolne, tak jak nasi przodkowie przez dziesi�tki stuleci. Nikt nami nie rz�dzi� opr�cz woli boskiej, my�la� coraz bardziej gniewnie. Stare czasy sko�czy�y si� zaledwie sze��dziesi�t lat temu przez Rez� Chana, �o�nierza parweniusza, kt�ry z pomoc� n�dznych Brytyjczyk�w uzurpatorsko zaj�� miejsce na tronie, nazwa� si� Rez� Szachem, pierwszym z szach�w Pahlawich, a nast�pnie ze swym regimentem Kozak�w wzi�� nas w karby i spr�bowa� zrobi� z nami koniec.Dzi�ki Bogu za to, �e Reza Szach zosta� upokorzony i wygnany przez swych plugawych brytyjskich pan�w, aby umrze� w zapomnieniu. Dzi�ki Bogu za to, �e Mohammad Szach zosta� kilka dni temu zmuszony do ucieczki. Dzi�ki Bogu za to, �e Chomeini powr�ci�, aby przewodniczy� rewolucji. Z �aski bo�ej jutro lub pojutrze zostan� m�czennikiem; boska burza wymiecie z Iranu zdrajc�w i nadejdzie dzie� rozrachunku z wszystkimi s�ugusami Szacha i cudzoziemcami.Helikopter by� ju� bli�ej, Kowissi jednak nadal go nie s�ysza�; odg�os silnika gin�� w zawodzeniu wichru. Mu��a wyj�� z juk�w sw�j modlitewny dywanik i roz-12postar� na �niegu. Plecy bola�y go jeszcze od raz�w bicza. Nabra� gar�� �niegu; w rytualnym ge�cie obmy� d�onie i twarz, przygotowuj�c si� do czwartej modlitwy dnia. Potem zwr�ci� si� na po�udniowy zach�d, w kierunku Mekki, kt�ra le�a�a o tysi�ce kilometr�w dalej, w Arabii Saudyjskiej. I skierowa� swoje my�li ku Bogu.- Allahu Akbar, Allahu Akbar. La ilaha illallah - powtarza� szahad� i bi� pok�ony, pozwalaj�c, aby te arabskie s�owa nim zaw�adn�y: B�g jest najwi�kszy, B�g jest najwi�kszy. Za�wiadczam, �e nie ma innego Boga, a Mahomet jest Jego prorokiem. B�g jest najwi�kszy, B�g jest najwi�kszy. Za�wiadczam, �e nie ma innego Boga, a Mahomet jest Jego prorokiem...Zrobi�o si� jeszcze zimniej, a wiatr spot�nia�. Mimo to mu��a dos�ysza� wreszcie pomruk odrzutowego silnika. Ha�as narasta�, wdziera� si� do czaszki, odp�dza� spok�j i niszczy� skupienie. Hosejn gniewnie otworzy� oczy. Helikopter lecia� zaledwie sze��dziesi�t metr�w nad ziemi�. Zbli�a� si� do niego.Pomy�la� zrazu, �e to maszyna wojskowa, i przestraszy� si�, i� szukaj� jego. Potem rozpozna� brytyjskie kolory: czerwony, bia�y i niebieski, oraz wyra�ne oznaczenie S-G, otaczaj�ce czerwonego lwa Szkocji, wymalowanego na kad�ubie - znak tej samej sp�ki helikopterowej, kt�ra prowadzi�a operacje z bazy lotniczej w Kowissie i ca�ym Iranie. Opu�ci� go strach, ale gniew pozosta�. Patrzy� na helikopter, nienawidz�c wszystkiego, co si� z nim wi�za�o. Maszyna zmierza�a prosto na niego, ale nie by�a niebezpieczna - nie s�dzi�, aby za�oga mog�a go w og�le zauwa�y�. Mimo to sprzeciwia� si� ca�ym swym jestestwem wdzieraniu si� w jego spok�j i zak��caniu mod��w. Gniew wzmaga� si� wraz z rozdzieraj�cym uszy rykiem silnika.- La ilaha illallah...Usi�owa� powr�ci� do mod��w, ale podmuch mielonego rotorem powietrza sypn�� mu �niegiem w twarz. Ko� przerazi� si�, zar�a� i pr�bowa� stan�� d�ba; p�ta sprawi�y, �e zacz�� si� �lizga�. R�wnie przestraszony wielb��d szarpn�� rzemie�, obr�ci� si� i zatoczy�, par-13ska�, skaka� kulawo na trzech nogach, potrz�saj�c swym �adunkiem i pl�cz�c postronek. Gniew eksplodowa�.- Niewierny! - rykn�� Hosejn pod adresem helikoptera, kt�ry wy�ania� si� w�a�nie zza kraw�dzi g�ry. Zerwa� si�, chwyci� karabin, odbezpieczy� go i wystrzeli�. Potem wycelowa� staranniej i opr�ni� ca�y magazynek. - Szatan! - wrzasn�� w ciszy, kt�ra nagle zapad�a.Gdy pierwsze pociski uderzy�y w �mig�owiec, m�ody pilot, Scot Gavallan, gapi� si� przez chwil� jak sparali�owany na dziury, kt�re si� pojawi�y w plastikowej szybie.- Bo�e wszechmog�cy... - zdo�a� tylko wykrztusi�. Nigdy przedtem do niego nie strzelano. Na szcz�cie,obok siedzia� cz�owiek, kt�rego reakcja by�a szybka i po wojskowemu precyzyjna. "W d�!" zahucza�o w s�uchawkach.- W d�!Tom Lochart krzykn�� po raz drugi do mikrofonu umieszczonego w he�mie lotniczym, a potem chwyci� r�k� pilota i pokierowa� ni� tak, �e popchn�a dr��ek, zmniejszaj�c nagle si�� ci�gu. Helikopter zatoczy� si� jak pijany, gwa�townie trac�c wysoko��. Wtedy posypa�a si� nast�pna seria pocisk�w. Z g�ry i z ty�u rozleg�y si� z�owieszcze trzaski, a w innym miejscu pociski zagrzechota�y o metal. Silnik zakaszla�. Maszyna znikn�a z nieba.By� to jet ranger 206. Mie�ci� pilota, czterech pasa�er�w, w tym jednego z przodu, a trzech z ty�u, i wszystkie miejsca by�y zaj�te. Godzin� Wcze�niej Scot odbywa� rutynowy lot. Zabiera� w Szirazie z lotniska, po�o�onego o jakie� osiemdziesi�t kilometr�w na po�udniowy wsch�d, koleg�w wracaj�cych z miesi�cznego urlopu. Teraz rutyna zmieni�a si� w koszmar. Przed helikopterem wyrasta�a g�ra, kt�r� cudem chyba omin�li, po czym run�li w przepa��, co dawa�o mo�liwo�� uzyskania z powrotem si�y ci�gu i cz�ciowego opanowania maszyny.14- Uwa�aj, na rany Chrystusa! - krzykn�� Lochart. Scot tak�e dostrzeg� niebezpiecze�stwo, ale nie takszybko. Dygoc�cy helikopter w ostatniej chwili omin�� nawis skalny; lewa p�oza podwozia lekko uderzy�a o ska�� i protestuj�co zaj�cza�a, a oni jeszcze raz oddalili si� od przeszkody, nurkuj�c zaledwie metr nad poszarpanymi ska�ami i drzewami.- Nisko i szybko - pokrzykiwa� Lochart. - T�dy, Scot, nie, tamt�dy, �rodkiem parowu... Dosta�e�?- Nie, chyba nie. A ty?- Te� nie. Ju� w porz�dku, opadaj do w�wozu. Teraz! Szybko!Scot Gavallan pos�usznie przechyli� maszyn�; polecia� zbyt nisko i zbyt szybko; jego umys� nie funkcjonowa� jeszcze normalnie. Nadal czu� w gardle wielk� kul�, a serce wali�o jak m�otem. Zza �cianki odgradzaj�cej kabin� pasa�er�w dochodzi�y krzyki i przekle�stwa, przebijaj�ce si� przez ryk silnika, nie m�g� jednak zaryzykowa� i odwr�ci� si�, rzuci� wi�c niespokojnie do interkomu:- Tom, czy kto� z ty�u jest ranny?- Zapomnij o nich, skoncentruj si�, uwa�aj na gra�. Ja si� nimi zajm�! - poleci� nagl�cym tonem Tom Lochart, rozgl�daj�c si� na wszystkie strony. Mia� czterdzie�ci dwa lata, by� Kanadyjczykiem, s�u�y� kiedy� w RAF-ie, potem by� najemnikiem, a teraz g��wnym pilotem ich bazy, Zagros Trzy. - Uwa�aj na gra� i b�d� got�w do nowego uniku. Trzymaj sta�� wysoko��, nisko. Uwa�aj!Gra� by�a nieco nad nimi i zbli�a�a si� zbyt pr�dko. Dok�adnie na drodze maszyny Gavallan ujrza� szczerz�c� poszarpane z�by ska��. Ledwie zd��y� j� omin��, gdy gwa�towny podmuch wiatru rzuci� ich niebezpiecznie blisko pionowej �ciany w�wozu. Przesadzi� j�, poprawiaj�c kurs, i us�ysza� w s�uchawkach ordynarny komentarz; odzyska� kontrol� nad maszyn�. Potem wy�oni�y si� drzewa i ska�y. W�w�z nagle si� sko�czy�, a on wiedzia� ju�, �e si� zgubili.15Wszystko zacz�o przebiega� wolniej.- Chryste...- Z lewej... uwa�aj na ska��!Scot poczu�, �e r�ce i stopy s� mu pos�uszne; zobaczy�, �e helikopter ostrym zakr�tem mija ska�y o centymetry, zawadza o drzewa, przelatuje nad nimi i ucieka ku wolnej przestrzeni.- Siadaj tutaj, najszybciej, jak mo�esz.Spojrza� nieprzytomnie na Locharta. Nadal by� roztrz�siony.- Co?- Siadaj. Lepiej go obejrzyjmy, sprawd�my - powiedzia� niecierpliwie Lochart, w�ciek�y, �e to nie on trzyma dr��ek. - S�ysza�em, �e co� posz�o.- Ja te�, ale co z podwoziem? Mo�e by� rozwalone!- Po prostu zdejmij z niego ci�ar. Wyskocz� i zobacz�. Je�li jest w porz�dku, to usi�dziemy i szybko wszystko posprawdzam. Lepiej niczego nie zaniedba�; B�g jeden wie, czy pociski nie przeci�y dop�ywu oleju albo nie trafi�y w przew�d paliwowy. - Lochart zobaczy�, �e Scot odwraca si�, �eby zerkn�� na pasa�er�w.- Do diab�a z nimi, do cholery, ja si� tym zajm� - rzuci� ostrym tonem. - Skoncentruj si...[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)