- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LISA JACKSON
TERAZ
JUŻ NIE ZAPOMNĘ
Prolog
Nad podszyciem dżungli unosiła
się mgła. Choć zwrotnikowe słońce prażyło bezli­
tośnie, przebijając się przez gęsty baldachim liści,
ziemia tchnęła wilgocią. Uciekająca przed swym
prześladowcą kobieta czuła w piersiach piekący ból,
ale strach kazał jej biec dalej. Poprzez świst swego
spazmatycznego oddechu słyszała odgłos morskich
fal rozbijających się o skalisty brzeg wyspy. Biegła
nasłuchując, czy wciąż jest ścigana.
Boże, ratuj!
6
TERAZ JUŻ NIE ZAPOMNĘ
TERAZ
JUŻ
NIE
ZAPOMNĘ
7
Liany i cierniste krzewy raniły jej nogi, a obute
w sandały stopy potykały się o wystające korzenie
i kamienie. Zarośniętą dróżką przedzierała się w gó­
rę zbocza z nadzieją, że na jego szczycie znajdzie
jakąś kryjówkę, że ścieżka rozwidli się i pozwoli jej
zgubić prześladowcę.
-
Parę!
- usłyszała za sobą chrapliwy głos.
Był już blisko, niebezpiecznie blisko.
Gdy zarośla nagle się skończyły i ścieżka urwała
się na skalnym urwisku, ogarnęła ją panika. Ośle­
piona odblaskami słońca na morskiej toni, ruszyła
na północ, wzdłuż ocienionego skraju lasu. Byle
dalej od miasteczka!
Gnał ją obłędny, dziki strach. Głośno dyszała,
pot zalewał jej oczy. Wreszcie, prawie u kresu sił,
ujrzała w oddali brudnoczerwony budynek dawnej
misji, pozbawiony już krzyża, o rozsypujących się
murach. Misja jest na pewno opuszczona od wielu
lat, lecz teraz była jej jedyną nadzieją. Może ktoś
tam jest, jakiś miejscowy albo turysta, i udzieli jej
pomocy.
Zaczęła pokonywać ostatnie wzniesienie. Zagry­
zając do bólu wargi, aby powstrzymać krzyk, biegła
skrajem urwiska potrącając kamyki, które spadały
w białą kipiel fal i rozbijały się o skalisty brzeg.
Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów.
Oby tylko ktoś tam był.
Oby tylko nie wspólnik prześladowcy.
Odległość między nią a ścigającym mężczyzną
malała.
Szybciej! Szybciej!
Piekące łzy zalewały jej oczy, ale kobieta nie
poddawała się. Miała tylko nadzieję, że prześladow­
ca nie jest uzbrojony.
- Stój! - usłyszała znów jego wołanie. Był tuż
za nią.
Potężna dłoń chwyciła ją za ramię. Zmyliła krok
i krzyknęła, wykręcając sobie nogę w kostce. Pada­
jąc usiłowała uchwycić się kępek suchej trawy
i ostrych kamieni, ale palce natrafiły na próżnię. Jej
ciało zachwiało się nad przepaścią i runęło w dół ku
skalistej plaży.
TERAZ
JUŻ
NIE
ZAPOMNĘ
9
1
odpływały gdzieś w czarną pustkę. Budziły ufność,
w przeciwieństwie do głosów z nawiedzających ją
snów, które sprawiały, że przeżywała wciąż na no­
wo koszmar ucieczki i wydawała z siebie niemy
krzyk przerażenia.
Gdyby tylko mogła otworzyć oczy.
-
Seńora,
czy pani mnie słyszy?
Seńora! -
Pie­
lęgniarka znów próbowała ją obudzić. - Pani mąż
jest tutaj. Czeka, aż pani odzyska świadomość.
Mąż? Ależ ja nie mam męża...
Przełknęła ślinę. O Boże. Skąd ten piasek w gar­
dle? I dziwny smak metalu w ustach, wstrętny
i gorzki. Czuła pieczenie w żołądku. Na mo­
ment podniosła opuchnięte powieki. Ostre świat­
ło ukłuło ją w oczy, wywołując potworny ból gło­
wy. W tej samej chwili zobaczyła nad sobą pochylo­
ną postać w bieli - korpulentną kobietę o dużym
biuście i zatroskanej twarzy. Miała śniadą cerę,
a czarne włosy upięte w kok przykrywał biały cze-
peczek.
W jej twarz wpatrywały się inteligentne, brązo­
we oczy. Pielęgniarka mówiła coś po hiszpańsku
z prędkością karabinu maszynowego, z czego ona
nie zrozumiała ani słowa. Gdzie ja jestem? Chyba
w szpitalu. Ale gdzie?
Z otulającego mroku zaczęły do­
cierać do jej świadomości jakieś odległe, przytłu­
mione głosy.
- No, obudź się wreszcie - usłyszała kobiecy
głos o twardym, obcym akcencie. -
Dios,
niechże
się pani obudzi,
seńora.
Czy pani mnie słyszy?
Chciała zareagować, ale nie mogła, choć głos ten
nie budził lęku. Brzmiał ciepło i przyjaźnie, jak zre­
sztą kilka jeszcze innych, które powracały, to znów
10
TERAZ JUŻ NIE ZAPOMNĘ
TERAZ
JUŻ
NIE
ZAPOMNĘ
11
Obraz przed jej oczami był zamazany i nie mog­
ła odczytać plakietki z nazwiskiem przypiętej do
imponującego biustu.
- Pani lekarz zaraz tu będzie i zawiadomiliśmy
męża, że odzyskuje pani przytomność.
Nie mam męża, próbowała powiedzieć, ale nie
zdołała wydobyć z siebie ani słowa. Ponownie spo­
wiła ją ciemność.
- No nie, znów traci świadomość... - Słyszała
głos pielęgniarki, która zaczęła wydawać polecenia
po hiszpańsku.
Otaczająca ją ciemność była kojąco chłodna.
- Znowu nam się wymyka - mówiła dalej pie­
lęgniarka. -
Seńora,
proszę się obudzić! No, niechże
się pani w końcu obudzi!
Poczuła, jak silne palce zaczynają energicznie
uciskać jej nadgarstki starając się przywrócić jej
świadomość, ale już zaczęła odpływać w przyje­
mną, czarną pustkę, która przynosiła ulgę.
- Nikki - odezwał się męski głos. Ale było już
za późno.
Nikki?
- Pańska żona niedługo się obudzi - rzekła pie­
lęgniarka.
Nie jestem niczyją żoną. Jestem... Ogarnęło ją
przerażenie, gdy na próżno usiłowała sobie przypo­
mnieć jakieś imię, wydarzenie, cokolwiek.
- Nikki, proszę, obudź się.
To znowu mąż. Mąż? Jaki mąż? Na krótką chwilę
otworzyła oczy. Zobaczyła skupioną, męską twarz.
Obraz był niewyraźny i z trudem docierał do jej udrę­
czonego umysłu: surowe, ostre rysy, gęste brwi i cie­
mnoniebieskie oczy; zmysłowe wargi, nos trochę orli.
Była pewna, że nigdy nie widziała tego mężczyzny.
- No, Nikki, obudź się...
Lecz czarna fala pochłonęła ją znowu i Nikki
wróciła do bezpiecznej kryjówki, gdzie nie musiała
zastanawiać się nad swoją przeszłością ani zgady­
wać, dlaczego ten obcy mężczyzna twierdzi, że jest
jej mężem.
Woń goździków i róż mieszała się z wszechobe­
cnym zapachem środków antyseptycznych. Słyszała
muzykę, jakąś cichą hiszpańską balladę, przerywaną
od czasu do czasu trzaskami wywołanymi przez
zakłócenia w odbiorze. Przytomniała. Spróbowała
się przeciągnąć, ale mięśnie odmówiły jej posłu­
szeństwa. Miała wrażenie, że leży w tej samej pozy­
cji już całą wieczność. Jej ciało było rozpalone,
a ból pod czaszką wyciskał z oczu łzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)