- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

toJózef Bocheński

 

STO ZABOBONÓW

Krótki filozoficzny słownik zabobonów

PHILED

Printed in Poland Wydawnictwo PHILED spółka z o.o.

wydanie II nakład: 2000 egz.

Druk: Oficyna Wydawniczna “Dajwór" KRAKÓW 1994

© Copyright by PHILED 1994

Józef Bocheński

Przedmowa do drugiego wydania

Pierwsze wydanie tej książki zredagowane w roku 1986, ukazało się nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu (“Kultura") w roku 1987. W międzyczasie rzecz doczekała się paru przedruków w prasie nielegalnej. Posiadam takie dwa wydania. Pierwsze firmy “In plus", bez daty, formatu 13, 5x19 cm z posłowiem autora zawierającym hasło “zabobon". Drugie firmy “Oficyna Wydawnicza Margines", z ro­ku 1987, formatu 9x14 cm. Korzystam ze sposobności, aby podzię­kować odważnym wydawcom, którzy wiele ryzykowali dla rozpow­szechnienia moich poglądów w czasie “wojennym". Pozostaje jed­nak faktem, że nie miałem dotąd możności wprowadzenia poprawek. Niniejsze wydanie jest pierwszym wznowieniem przepracowanym przeze mnie.

To przepracowanie nasuwa problem. Gdy rzecz się ukazywała po raz pierwszy Polska była jeszcze okupowana przez Rosjan i agentów rosyjskich, którzy narzucali marksizm-leninizm szkołom i publika­cjom w zasięgu ich władzy. Dlatego wydawało mi się wówczas po­trzebnym poświęcić stosunkowo wiele miejsca temu “najbogatszemu ze znanych nam zbiorowi zabobonów", jakim ów marksizm jest.

Obecnie jednak stosunki się zmieniły. Przynajmniej część wspomnia­nych agentów utraciła władzę. Marksizm-leninizm zbankrutował tak-

Sto zabobonów

Józef Bocheński

 

że w wielu innych krajach. Można było sobie zadać pytanie czy nie należy usunąć zbyt licznych wzmianek o tym zabobonie. Po namyśle postanowiłem jednak tego nie czynić. Zbyt wielu moskiewskich agentów zachowało w Polsce część władzy. Zbyt wielu ludzi korzą­cych się niedawno przed cudzoziemskimi bredniami zajmuje wyso­kie stanowiska. Co gorsze, duch kompromisu najgorszego rodzaju zdaje się panować w znacznej części starszej polskiej inteligencji. Wydaje mi się zarazem, że zawleczone z Moskwy głupstwa nie zaginęły w Polsce bez reszty.

W tych warunkach wskazane było zachować bez zmian ustępy doty­czące marksizmu i marksizmu-leninizmu. Nie zmieniłem także termi­nologii w hasłach dotyczących etyki, aczkolwiek (np. w “Podręczniku mądrości") używam obecnie innej niż w roku 1986. Wprowadzone poprawki są więc niemal wyłącznie stylistyczne, albo mają służyć większej jasności wykładu.

Fryburg Szw. 4 lipca 1992

Józef Bocheński

Przedmowa do pierwszego wydania

Starożytni Egipcjanie nazywali coś, co odpowiada naszemu zmar­twychwstaniu, “wychodzeniem na światło". Otóż tak książeczka jest poświecona właśnie takiemu wychodzeniu na światło, intelektualnemu zmartwychwstaniu - i to dwojako. Najpierw jako rodzaj rachunku su­mienia autora, który hołdował ongiś wielu spośród opisanych tutaj zabobonów a dziś, Bogu dzięki uwolnił się od nich, wyszedł z ciemności na światło. Jest następnie wydana w nadziei, że pomoże temu czy innemu Czytelnikowi w jego walce o wolność od błędów. Chciałaby także odegrać, choć raczej ubocznie, rolę małego wstępu do filozofii takiej, jak ją pojmuje autor.

W tytule książeczki jest parę wyrażeń, które wymagają komenta­rza. Mowa jest więc najpierw o zabobonach. Nie jestem pewny, czy słowo zostało wybrane trafnie - może byłoby poprawniej mówić o przesądach, a nawet o błędach. Bo wyrażenie “zabobon" ma jakby posmak czegoś magicznego: nazywa się przecież “zabobonnym" człowieka, który jest przekonany, że może coś uzyskać przez wypo­wiadanie tajemniczych słów, albo przez kłucie igłą lalki woskowej. Chodzi zatem zwykle o coś praktycznego, o rodzaj absurdalnej techniki. Natomiast wiele omówionych tutaj mniemań - może nawet większość - ma charakter teoretyczny, nie praktyczny, a więc i nie magiczny. Jeśli mimo to używam tej nazwy, to dlatego, że ona oznacza czasem w naszym języku także teoretyczne błędy - a poza

10

11

Sto zabobonów

Józef Bocheński

 

tym dlatego, że jest mocniejsza, że daje pełniejszy wyraz mojej postawie wobec głupstw, jakimi są zabobony. W każdym razie defi­niuję “zabobon" w następujący sposób: wierzenie, które jest (l) oczy­wiście w wysokim stopniu fałszywe, a mimo to (2) uważane za na pewno prawdziwe. Tak np. astrologia jest zabobonem w moim zna­czeniu słowa, bo jest oczywiście i skrajnie fałszywa, a mimo to jest uważana za zbiór pewników.

Powie mi ktoś, że używając tej raczej obelżywej nazwy, obrażam czcigodne zasady wytwornej przyzwoitości koleżeńskiej. Bo w świe­cie filozofów przyjęto obchodzić się elegancko z najgorszymi nawet idiotyzmami. Kiedy jeden mędrek powiada, że świata nie ma, albo że istnieje tylko w jego głowie; kiedy drugi mędrek dowodzi, że ja nie mogę być pewny, czy w tej chwili siedzę, a trzeci poucza nas, że nie mamy świadomości, ani uczuć - mówi się, że to jest “pogląd", “mniemanie", “filozoficzna teoria" i wykłada się ją z namaszczeniem studentom. Otóż ja, proszę mi wybaczyć, nazywam to wszystko za­bobonem i mówię wyraźnie, że takie jest moje mniemanie. Sta­nowczo za daleko poszliśmy w uprzejmości względem zabobonnych mędrków. Wypada raz wreszcie z tym skończyć, odróżnić hipotezę naukową od widzimisię demagoga, naukę od fantazji, uczciwy wy­siłek filozoficzny od pustej gadaniny. A to tym bardziej, że owa gadanina miewa, niestety, tragiczne skutki: wystarczy pomyśleć o dialektyce Hegla i o mordach, jakich w jej imię dokonano.

Tyle o “zabobonie". Jeśli chodzi o “filozoficzny", to muszę się przyznać, że jeśli moje podejście jest stale filozoficzne (tj. od strony najbardziej oderwanej), to treść zabobonów omówionych w tej ksią­żeczce nie zawsze ma charakter filozoficzny - niektóre należą raczej do dziedziny ekonomii politycznej, względnie socjologii. Jeśli się nimi tutaj zajmuję to z trzech względów. Najpierw dlatego, że sam byłem ofiarą tych zabobonów. Następnie dlatego, że szanowni kole­dzy ekonomiści i socjologowie zdają się być zwykle tak bardzo zajęci pozytywnymi dociekaniami, że czasu im już nie staje na zwalczanie przesądów i zabobonów należących do ich własnych dziedzin. Kto widział na przykład kiedy nowoczesną krytykę ekonomii marksistow-

skiej (która jest przecież zbiorem oczywistych zabobonów), napisaną przez uczonego ekonomistę? Filozofowie dali nam co najmniej tuzin monografii krytycznych o zabobonach w filozofii marksistowskiej -ale kiedy się prosi o coś podobnego dotyczącego ekonomii poli­tycznej, ekonomiści odsyłają zwykle do jakichś sprzed wieku. Chcąc więc czy nie chcąc, filozof musi podjąć się roli burzyciela zabobo­nów także gdy chodzi o pewne sprawy należące do dziedziny eko­nomii i socjologii. Dochodzi do tego wreszcie wzgląd na charakter filozofii, która z jednej strony zajmuje się najbardziej oderwanymi aspektami wszystkich przedmiotów, a z drugiej strony jest, że tak powiem, burzycielką zabobonów z powołania.

Można by co prawda sądzić, że niektóre, powiedzmy wulgarne, zabobony, jak astrologia i numerologia, nie mają nic wspólnego z fi­lozofią, nawet w tym szerokim słowa znaczeniu. Ale, przyglądając się bliżej tym skrajnym wypadkom, łatwo stwierdzić, że u źródeł leżą i tu pomysły filozofów. Astrologia wywodzi się przecież w pro­stej linii z filozoficznego wierzenia w “inteligencje" rządzące gwia­zdami - wierzenia, do którego przyznawali się najwybitniejsi nawet filozofowie, Aweroes na przykład, aby tylko jedno wielkie nazwisko wymienić. A numerologia zawdzięcza przecież swoje powstanie, przynajmniej po części, Pitagorasowi i jego uczniom, którzy uczyli, że liczby są czymś arcyważnym, podstawowym w kosmosie. Ba, sam Platon był w późniejszym wieku wyznawcą tego poglądu, bo uczył, że liczby są istotą rzeczy. Nie jest też pikantności pozbawiona okoliczność, że Galileusz, twórca nowoczesnej nauki, był także filo­zofem, który się otwarcie przyznawał do takiego platonizmu.

A jeśli tak jest z astrologią i numerologia, cóż dopiero powie­dzieć o dialektyce, o idealizmie, o humanizmie i innych gusłach, którym świat zdaje się dziś hołdować? Tutaj pochodzenie zabobo­nów z dzieł dawniejszych kolegów po fachu jest chyba jasne. Filozof nie ma doprawdy z czego być dumny; ale o tym za chwilę.

Jedna grupa wierzeń, które zaliczyłem tutaj do zabobonów, nasu­wa trudność innego rodzaju. Chodzi mianowicie o wierzenia należące do dziedziny moralności, a więc dotyczące norm postępowania, jak na

13

12

Józef Bocheński

Sto zabobonów

 

przykład altruizmu, kary i miłości. Trudność polega na tym, że moim zdaniem filozofia jest (albo przynajmniej powinna być) nauką, a na­uka rozprawia wyłącznie o faktach, o tym co jest, nie o normach, przy­najmniej nie w tym sensie, by mogła przepisywać co ma być. Jeśli mimo to mowa jest w “Słowniku" także o takich wierzeniach, to dla­tego, że przyznający się do nich popadają w sprzeczność z normami, które oni sami uważają za obowiązujące. Innymi słowami chodzi z mojego punktu widzenia o coś, co można by nazwać zabobonem logicznym, nie zabobonem etycznym.

Niezależnie od podziału zabobonów na mniej i bardziej filozo­ficzne, zasługuje na wzmiankę inne rozróżnienie. Ufam, że większość zabobonów omówionych w tym słowniku zainteresuje także niefa­chowego filozofa, ale niektóre spośród nich są tak dalece techniczne, że publiczność zwraca na nie uwagę tylko w drodze wyjątku. Przykła­dem tych ostatnich jest idealizm teoriopoznawczy. Jeśli poruszyłem je tutaj mimo ich ezoterycznego charakteru, to ze względu na zło­wrogie skutki takich pozornie czysto technicznych i oderwanych błę­dów. Gdyby odnośne wywody wydały się za trudne, autor prosi o ich opuszczenie w lekturze - a jako okoliczność łagodzącą dla siebie pozwala sobie przytoczyć znaną prawdę, że filozofia jest badaniem zagadnień przedstawiających pewien interes wyłącznie dla filozofa (Bertrand Russell).

Warto też może zwrócić uwagę, że podczas gdy pewne zabobo­ny - jak na przykład humanizm - powstają na skutek zaprzeczenia faktom, a inne, jak astrologia, wynikają z pogwałcenia elementarnych zasad metodologii, to przyczyną jeszcze innych jest pomieszanie po­jęć. Zabobony dotyczące demokracji (aż sześć znaczeń słowa!), idea­lizmu i komunizmu są pod tym względem typowe. Jest nawet faktem zastanawiającym, że mamy aż takie pomieszanie pojęć. Moim zdaniem odpowiedzialna jest za to postawa znacznej większości filozofów nowożytnych (XVI-XIX wiek), którzy, w przeciwieństwie do filozofów dawniejszych, lekceważyli sobie analizę językową i oddawali się spekulacjom nad pojęciami “samymi w sobie", zapominając, że pojęcia są po prostu znaczeniami słów. Jak się pięknie wyraził jeden z moich

dawnych uczniów: oddawali się bujaniu o pojęciach bujających w po­wietrzu. Lektura ich dzieł doprowadziła do tego, że przestano zwracać uwagę na wieloznaczność większości słów i popadano przez to w za­bobony.

W tytule mowa jest poza tym o “krótkim" słowniku. Mam na myśli nie tylko to, że wzięte pod uwagę zabobony są omówione pokrótce, ale także fakt, że wymieniam zaledwie drobną część znanych zabo­bonów filozoficznych. Można by więc zapytać, jakiego klucza użyłem w wyborze haseł. Odpowiadam, że żadnego pisałem po prostu o zabobonach, które mi na myśl przychodziły, a więc naturalnie przede wszystkim o tych, których sam byłem ongiś ofiarą. Być może, że opuściłem wskutek tego wiele ważnych zabobonów - ale na to nie ma już rady. Skądinąd wydaje mi się, że porcja głupstw omówionych po­niżej jest dostatecznie wielka, aby przydać się w kuracji, mającej na celu oprzytomnienie, “wyjście na światło".

Przeglądając spis zabobonów, z którymi się rozprawiam, nie mo­gę oprzeć się przykremu uczuciu, które Niemcy nazywają, zdaje się, Katzenjammer, a co po polsku można by bodaj określić (nie bardzo polskim co prawda) słowem “chandra". Mój słownik pokazuje, że w naszym świecie panuje aż tyle zabobonów - i jakich zabobonów! Nie potrzeba być wyznawcą zabobonu o stałym Postępie Ludzkości, aby przecież ufać, że ludzie XX wieku są choć trochę przytomniejsi, choć trochę rozumniejsi od troglodytów. A tymczasem lista zabobo­nów wyznawanych przez miliony w Londynie, Nowym Jorku i Paryżu zadaje kłam tej pobożnej nadziei. Trudno oprzeć się uczuciu wstydu, że się do takiego pokolenia należy. Jeśli o mnie chodzi, przykrość jest tym większa, że, jak wspomniałem, byłem sam ślepym zwolen­nikiem wielu spośród wymienionych tutaj zabobonów. Gorszy jeszcze jest, że tak powiem, mój wstyd zawodowy: mam na myśli grupę zawodową filozofów, do której należę, a która tak ciężko zawiniła, wymyślając albo przyczyniając się do powstania aż tylu zabobonów. Wreszcie uwaga jeszcze bardziej osobista. Kto zechce zaglądnąć do niniejszego słownika, stwierdzi łatwo, że nosi on charakter wy­soce obrazoburczy, że nazywam w nim “zabobonami" wiele poglą-

14

15

Józef Bocheński

Sto zabobonów

 

dów, powszechnie uważanych za prawdziwe, dobre, czcigodne, bodaj nawet za świątobliwe, jak na przykład altruizm i humanizm. Tak jest istotnie. Postępuję w ten sposób dlatego, że, jak powiedziałem, fi­...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)