- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tytuł: "BIOLOGICZNE I MEDYCZNE PODSTAWY ROZWOJU i WYCHOWANIA"

Autor: Andrzej Jaczewski

 

Warszawa 1993

Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne

 

 

Okładka i strona tytułowa

Jacek Tofil

Redaktor

Mieczysława Decewicz

Redaktor techniczny

Monika RudnikKulikowska

Korektor

Marek Biegalski

 

Tytuł dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej

 

O Copyright by Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne

Warszawa 1993

 

ISBN 83-02-05210-8

 

 

 

SPIS TREŚCI

 

Przedmowa

 

I. Dziedziczność człowieka 11

 

II. Rozwój fizyczny . 19

1. Czynniki determinujące rozwój . 23

2. Przemiany w rozwoju . 25

3. Rozwój dziecka. . . . 30

Rozwój wewnątrzmaciczny. . . 31

Poród 39

Okres noworodkowy . 45

Wcześniactwo. 51

Okres niemowlęcy. . 53

Okres poniemowlęcy . 61

Okres przedszkolny. . 63

Okres szkolny . . 6g

Okres dojrzewania. . 71

Zmiany w narządach. . . , g7

Problemy współczesnego dojrzewania. . 90

Aktywność seksualna w okresie dojrzewania. . . 93

Kontakty heteroseksualne. . 96

Rozwój motoryczny. 103

 

III. Układy regulujące i integrujące. 108

1. Układ nerwowy. . . 109

Centralny układ nerwowy . . 114

Mózg. . 117

Podwyższona ciepłota - "gorączka". 122

Nerwy czaszkowe 124

Kresomózgowie - półkule i kora mózgowa 127

Symetria - asymetria - dominacja i lateralizacja. . 130 Układ autonomiczny. .,132 Budowa układu autonomicznego * 132 Rozwój układu nerwowego. . 136

Urazy mózgu. 141

Narządyzmysłów. . . 144

2. Układ hormonalny. . 160

Przysadka mózgowa. 163

Hormony nietropowe przysadki . 166

Szyszynka mózgowa . 168

Gruczoł tarczowy . . 169

Gruczoły przytarczyczne 170

Trzustka 171

Nadnercza. . . 172

Gruczotypłciowe. . . 174

Grasica 177

 

IV. Człowiek w świecie mikroorganizmów. . . 179

1. Odporność - choroba 179

2. Zespół nabytego braku odporności - AIDS. . 190

3. Choroby przenoszone drogą płciową. . 195

4. Wychowanie zdrowotne 199

V. Żywienie i choroby związane z wadliwym odżywianiem. . . 201 1. Składniki pokarmowe. 204

 

VI. Zdrowie psychiczne 215

I.Zaburzenia psychiczne     217

Nerwice           218

Postacie kliniczne nerwic.  . 221

Nerwicowe zaburzenia zachowania..   221

Nerwica lękowa        222

Nerwice natręctw.   ..    223

Hipochondria          223

Neurastenia.          224

Histeria.           224

Nerwice w różnym wieku.     226

Nerwice narządowe       228

Leczenie nerwic.        230

Profilaktyka nerwic       231

Choroby psychosomatyczne..   .   234

Upośledzenie umysłowe       239

Czynniki wrodzone wcześnie nabyte   241

Niedorozwój w wyniku konfliktu serologicznego czynnika Rh..  . 242 Upośledzenia wynikające z zaburzeń metabolicznych o charakterze wrodzonym           244 Zaburzenia psychiczne związane z nieprawidłową budową w zakresie chromosomów płciowych       245 Zespół Klinefeltera       245

Inne zaburzenia kariotypu męskiego. . . 246

Zespół Turnera. . . 247

Choroby psychiczne - psychozy. . . 248

Schizofrenia. . . 253

Paranoja 257

Psychoza maniakalnodepresyjna - cyklofrenia. . 259

Psychozy zakaźne, psychozy toksyczne. . . 260

2. Uzależnienia 260

Nadużywanie alkoholu 266

Nikotynizm. 273

Piśmiennictwopodstawowe. . . 276

Lektura uzupełniająca. . 276

 

 

 

PRZEDMOWA

 

Oddaję do rąk Czytelników podręcznik, który przygotowywałem z myślą o studentach pedagogiki różnych kierunków nauczycielskich uniwersytetów i wyższych szkół pedagogicznych, ale sądzę, że warto, by sięgnęli do niego i studenci psychologii, Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji, a także rodzice. Choć w Polsce zawsze pedagogom przekazywano wiadomości o rozwoju somatycznym i zdrowiu, to dla praktyki niewiele z tego wynikało. Pedagodzy, nauczyciele, wychowawcy często nadal nie rozumieją fizycznych i psychicznych potrzeb dziecka - ucznia, a instytucje oświatowe i wychowawcze nie stwarzają mu optymalnych warunków rozwoju. Chciałbym, aby ten podręcznik wpłynął na zmianę tego stanu rzeczy. Przedmiot "biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania" wprowadzono do programów studiów przed kilkunastu laty. Przeznaczono nań wiele godzin wykładów i ćwiczeń. Prace nad określeniem programu trwały kilka lat, zanim spotkał się on z akceptacją wykładowców. Podręcznik jest napisany zgodnie z tym programem. Z przyczyn technicznych książka ukazuje się w ograniczonych rozmiarach. Zaistniała konieczność dokonania daleko idących skrótów w treściach już przygotowanych. Po licznych naradach i konsultacjach przyjąłem założenie, że nie należy skracać poszczególnych rozdziałów, ale dokonać ich selekcji. Ten podręcznik jest jakby pierwszą częścią, za którą - mam nadzieję - pojawi się część druga, zawierająca: zarys wiedzy o biologii człowieka w ujęciu filogenezy, omówienie pedagogicznych aspektów ekologii, higieny pracy i wypoczynku ucznia, rozdział o wychowaniu zdrowotnym i promocji zdrowia, a także część poświęcona seksuologii. Dopiero obie książki będą stanowić całość i pozwolą na wystarczające przygotowanie przyszłych pedagogów do pracy.

 

7

 

 

 

Jak wiadomo, szkoły wyższe mają obecnie znaczną swobodę w określaniu programu studiów. Na różnych uczelniach przekazuj e się więc różne treści. Niekiedy przedmiot "biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania" nabierał - zgodnie z upodobaniem czy specjalnością wykładowców - dość zaskakującego obrazu, być może dlatego, że szeroki zakres wiedzy sprawia istotne trudności z realizacją takiego programu. Lekarze do realizacji tego przedmiotu są na ogół przygotowani niewystarczająco. W pełnieniu funkcji wykładowców przeszkadza im to, że hołdują zasadzie dzielenia człowieka na "kawałki" i nie są w stanie zajmować się nim jako całością. Ponadto w czasie kolejnej reorganizacji studiów medycznych zlikwidowano specjalizację lekarza szkolnego, nie ma więc także lekarzy, którzy rozumieliby pedagogów i mieli z nimi wspólny język. Biologom nie przekazuje się w czasie studiów wiedzy o człowieku przystosowanej do programu "biomedycznych podstaw rozwoju i wychowania". Brak im przy tym wiedzy praktycznej, co grozi zbytnim teoretyzowaniem i oderwaniem przekazu od życia. W tej sytuacji realizacja programu tego przedmiotu jest mozaiką dowolnych treści i metod. Nie korzystają na tym studenci. By sytuację tę poprawić, by przyczynić się do pewnej unifikacji - napisałem ten podręcznik. Pragnąłbym, ażeby po jego lekturze organizatorzy zajęć i czynniki opiniotwórcze na poszczególnych uczelniach wnikliwie przyjrzeli się treści i metodom realizacji programu "biomedycznych podstaw rozwoju i wychowania". A teraz niech Czytelnik pozwoli mi na osobistą refleksję. Otóż przyjął się zwyczaj, że podręczniki powinno się pisać mało komunikatywnym językiem, z zachowaniem naukowego nazewnictwa. Większość podręczników - i to już nawet szkolnych - to po prostu trudne lektury. Studiowanie staje się więc zadaniem niełatwym i pracochłonnym. Aby dać praktyczny wyraz poglądowi, że powinno być inaczej, napisałem ten podręcznik. Jeżeli wyda się on komuś zbyt uproszczony, zbyt popularny - to właśnie tak miało być. Chciałbym, by książkę czytało się łatwo i z przyjemnością. Czy mi się to udało - studenci ocenią sami. Marzy mi się przełom w zakresie przygotowania materiałów dydaktycznych. Ile to by oszczędziło energii i pracy. W pracy swej wzorowałem się na osiągnięciach wspaniałego popularyzatora wiedzy medycznej - Anglika A. Smitha. Autor dwu tłumaczonych na język polski książek - Ciało i Umyst - jest dla mnie niedoścignionym ideałem. Książki te, zresztą obowiązkowe lektury uzupełniające, zawierają ogromny zasób wiedzy podanej syntetycznie i bardzo przystępnie. Nie ukrywam, że z obu obficie korzystałem. Urzeczony maestrią tego Autora, pragnę właśnie Jemu zadedykować ten podręcznik. Z recenzji i konsultacji - częściowo bezinteresownych, koleżeńskich - korzystałem bardzo szeroko. Pomagali mi: prof. Zygmunt Janczewski (endokrynologia), dr med. Józef Beck (neurofizjologia), doc. Irmina Mięsowicz (antropologia), dr med. Olga Szwałkiewicz (pediatria), dr med. Jerzy Radomski (psychiatria). Recenzentami całości na zlecenie Wydawnictwa byli prof. dr Jerzy Rzepka oraz doc. dr Stanisław Krawczyk. Ich pomoc daleko wybiegała poza zwyczajowe recenzje wydawnicze. Wszystkim wymienionym pragnę wyrazić podziękowanie. W opracowaniu pomagali mi także moi współpracownicy

mgr Beata Skrzyńska oraz lek. med. Sławomir Skrzyński. Dziękuję Im.

 

Kiedy już podręcznik zacznie swoje niezależne życie, będę wdzięczny za krytyczne uwagi, zarówno wykładowców przedmiotumoich kolegów, jak i, przede wszystkim, studentów.

 

Prof dr med. Andrzej Jaczewski

 

Warszawa - Ropki,1984-1991

 

8

 

 

 

I.

 

DZIEDZIGZNOŚĆ GZ*,OWIEKA

 

Fakt dziedziczenia, czyli trwałego przekazywania pewnych cech potomstwu przez rodziców, jest znany od bardzo dawna. Nauka, która zajmuje się tym fenomenem, jest znacznie młodsza - liczy około 150 lat. Największe osiągnięcia naukowe są dziełem ostatniego półwiecza. Genetyka rozwija się bardzo dynamicznie, również ze względów praktycznych. Dzięki niej udało się poprawić warunki hodowli zwierząt i roślin, co jest ważne, gdyż liczba ludności gwałtownie wzrasta, a przyrost żywności pozostaje w tyle. Genetyka pozwoliła także wyjaśnić mechanizmy determinujące niektóre schorzenia i zaburzenia rozwoju. Oczekuje się, że może pomóc w ich eliminacji. Mimo iż prawa dziedziczenia są znane od niedawna, to praktycznie ludzie stosowali zabiegi hodowlane od niepamiętnych lat. Była to selekcja materiału używanego do rozpładzania. Takie metody okazały się skuteczne, miały jednak wadę - była to jakby gra na loterii. Czasem się udawało, czasem nie. Stopień prawdopodobieństwa wynikający z empirii był dość duży, ale stanowiło to wszystko spekulacje. Twórcą naukowej genetyki był mnich czeski G. Mendel, który opracował zasady dziedziczenia. Doświadczenia swe oparł na hodowli nasion grochu, cechy dziedziczne śledząc na przekazywaniu ich kolorów i budowy. Przekazy podają, że po paru latach doświadczeń Mendel przewidywał wyniki bezbłędnie. Przygotowywał etykietki i ustawiał przy badanych egzemplarzach jeszcze przed ich kwitnieniem. Prawa Mendla pozwoliły przewidywać dziedziczenie prostych cech, przy czym Mendel nie miał pojęcia ani o istnieniu chromosomów, ani o teorii genów, nie mówiąc już o biochemii DNA. W 1865 r. Mendel opublikował swe obserwacje, ale jak to często bywa, nikt się nimi nie zainteresował. Zmarł ie doceniony, a jego

 

11

 

 

 

II

 

II I

Ii

 

odkrycia ponownie "odkryto" 30 lat później. Wyników prac Mendla nie znał nawet K. Darwin, któremu mogły się one przydać do tłumaczenia zjawiska zmienności. W początku XX w. przez mikroskop - prymitywny jeszcze, ale już dość sprawny - spostrzeżono pewne struktury w jądrach komórek. Struktury te dawały się barwić w pewnej fazie rozwoju jądra komórki - nazwano je chromosomami. Ustalono, że chromosomy są nośnikami cech dziedzicznych, ale oczywiście nadal istota zagadnienia nie była znana. Odkrycie chromosomów pozwoliło jednak wniknąć w zjawisko przekazywania cech dziedzicznych. Szczególne zasługi dla nauki oddała niepozorna muszka, Drosophila, która ma tylko 8 chromosomów w jądrze, a jej cykl rozmnażania się jest bardzo szybki. Można więc bez trudu śledzić przemiany w kolejnych pokoleniach. Badania nie zawsze były łatwe - stosowano techniki mikroskopowe dość prymitywne, a oglądanie chromosomów u innych zwierząt okazało się znacznie trudniejsze niż u Drosophili. Stąd pomyłki. Obliczono i wierzono długo, że człowiek ma 48 chromosomów, i dopiero po prawie 30 latach odkryto błąd: jest ich tylko 46, czyli 23 pary. Pomyłka ta była utrzymywana przez lata, ponieważ inne Naczelne (małpy) mają właśnie 48 chromosomów (już policzonych wielokrotnie i bezbłędnie), czyli więcej niż człowiek. Gdyby jednak ktoś chciał wyciągać wnioski z liczby chromosomów i ustalić jakiś szereg

 

"

rang" rozwojowych, to by się pomylił. Wprawdzie muszka owocowa ma 8 chromosomów, pszczoła 16, chomik 22, żaba 26, kot 38, mysz 40, ale już kura ma ich 78. Tak więc człowiek ze swymi 46 chromosomami nie stanowi ilościowego szczytu możliwości. Badania na* strukturą chromosomów pozwoliły na wyjaśnienie dalszych, i to ważnych, tajemnic. Okazało się, że chromosomy są jakby motkami nici składającej się z rusztowania zbudowanego z kwasu dezoksyrybonukleinowego. Chromosomy układają się parami i mają w parach identyczne kształty. Tylko dwa chromosomy nie dają się w ten sposób identyfikować. Są po prostu inne. To chromosomy odpowiedzialne za płeć. Nazwano je: X - chromosom odpowiedzialny za płeć żeńską i Y - tzw. chromosom męski. W komórce męskiej jednak występuje zawsze jeden X. Komórka żeńska ma więc dwa identyczne chromosomy XX, a komórka męska ma jeden X i jeden Y.

 

12

 

Sporządzono mapę chromosomów. Przy odpowiedniej hodowli komórki - w szczególnej fazie jej rozwoju, przy pewnych określonych metodach barwienia - można dostrzec 46 pałeczkowatych i iksowatych tworów. Jeżeli wykona się wówczas zdjęcie i powiększy je, z łatwością da się wyciąć te 46 chromosomów i poukładać parami, według schematu. Otrzymamy tzw. kariogram komórki. Pary chromosomów są umownie ponumerowane; śledząc ich kształt i wygląd, można ustalić ich odpowiedzialność za poszczególne zaburzenia uwarunkowane genetycznie. Na przykład wiadomo, że zespół Downa jest spowodowany nieprawidłowością w obrębie 21. pary chromosomów. Można także znaleźć uzasadnienie zaburzeń rozwoju cielesnopłciowego - zespołu Klinefeltera i zespołu Turnera. Na tym etapie wiedziano dość dużo, była to jednak wiedza bardzo powierzchowna. Zdawano sobie sprawę, że rozwojem sterują owe chromosomy, że są one zbudowane z DNA, ale jak się to dziejenie wiedziano. Dopiero kolejne odkrycie pozwoliło na wyjaśnienie mechanizmu przekazywania informacji genetycznej. Przekaźnikiem tej informacji jest swoista budowa DNA. Cząstka DNA jest zbudowana stosunkowo prosto. Jest to spiralna nić, na którą jak koraliki są nanizane związki zasadowe * I jest ich tylko cztery. Jeżeli jednak nić DNA jest d uga i obejmuje kilkadziesiąt tysięcy cząstek, to już układ tych czterech występujących w różnych konstelacjach decyduje o ogromnej liczbie wariantów. Praktycznie jest tam jeszcze inny mechanizm zwiększający liczbę wariantów - właściwie każda komórka ludzka ma niepowtarzalny i tylko dla niej charakterystyczny układ. Układ ten jest multiplikowany. W pewnej fazie rozwoju, jakby na matrycy DNA, tworzy się jego kopia. Kopia ta jest wierna i zaczyna samodzielne życie jako podstawa swoistego białka. W ten sposób komórka ma jakieś kwantum informacji - replikując się, tworzy analogiczne DNA, a w konsekwencji swoiste białko. Ale tu jest koniec naszej aktualnej wiedzy. Jak ta informacja dalej steruje rozwojem komórki i całego ustroju - tego nie wiemy. To oczywiście byłoby ciekawe, ale jest na pewno bardzo złożone. Możemy tylko powiedzieć, że rozwój jest sterowany przez informacje genetyczne przekazane przez rodziców, zawarte w DNA chromosomów. To dużo i mało zarazem.

 

13

 

 

 

Wiemy jednak jeszcze więcej. Tyle że znów poruszamy się nieco po omacku, krążymy w sferze hipotez i podejrzeń, uzasadnionych doświadczeniem i obserwacj ami, ale nie wyj aśniaj ących mechanizmu zjawisk. Chodzi o geny. Otóż chromosomy to pewne zespoły genów. Geny to twory zbudowane z DNA, zawarte w chromosomach, ale decydujące o określonych prostych cechach dziedzicznych. Geny działają jakby zgodnie z prawem "wszystko albo nic", znajdują odbicie w rzeczywistości lub nie. Odpowiadają za dziedziczenie prostych cech jakościowych, np. grupy krwi, koloru oczu, wzrostu (choć tu już raczej mamy do czynienia z efektem zespołu genów, programujących nie tylko wzrost jako proces rozwojowy). Geny są związane z określonym chromosomem, a nawet z miejscem w chromosomie. Genów jest wiele, ale ile - tego nie wiadomo. Autorzy podają liczby od 2000 do 50 000. Nie są to małe różnice. . . Na ogół przyjmuje się, że jest ich około 10 000. Człowiek jest wypadkową wpływów, jakie przekazują mu rodzice. Komórki rozrodcze przed zapłodnieniem ulegają redukcji, czyli mają o połowę mniejszą niż normalnie liczbę chromosomów. Po zapłodnieniu w komórce znajdują się dwa komplety chromosomów. Każda para chromosomów składa się z jednego ojcowego i jednego matczynego. Dziecko jest więc wynikiem krzyżowki, jest wypadkową wpływów dwu istot, które dały mu życie. Jeżeli i ojciec, i matka mają piwne oczy, to dziecko także będzie piwnooczne. Ale jeżeli przekazane geny nie są zgodne? Wtedy dochodzi do wyboru. Nie jest to wybór losowy, przypadkowy. Po prostu są cechy (determinowane przez geny) mające znaczenie dominujące i te wygrywają konkurencję. Wiemy na przykład, że są takie dominujące geny, które decydują o piwnej barwie tęczówki. A co z genem, który został "pokonany"? Jest to tzw. gen recesywny - on pozostaje w stanie zmagazynowania. Pozostaje, ale nie decyduje o cechach osobnika. Jeżeli ten osobnik z kolei skrzyżuje się też z osobnikiem mającym niebieskie oczy, to pula genów recesywnych jest dość duża, kolejne pokolenie może mieć oczy niebieskie. To właśnie dziedziczy się zgodnie z prawem Mendla. Ostateczny wynik, jakim jest nowy organizm, stanowi wypadkową bardzo wielu informacji oraz gry genów dominujących i recesywnych. Tylko bardzo proste i jednogenowe cechy (jak grupy krwi) dziedziczą się w sposób prosty. Inne cechy, np. budowa ciała, wygląd

 

14

 

zewnętrzny itp., są wynikiem dziedziczenia cech złożonych, zależnych od wielu genów. W tym miejscu należy podkreślić, że człowiek nie jest jedynie wynikiem deterzninacji genetycznej, ale także wpływów zewnętrznych. Te wpływy mogą być bardzo znaczne. Niekiedy są one decydujące, a uwarunkowanie genetyczne pozostaj e j akby zamazane. Tylko nieliczne cechy nie podlegają wpływom środowiska. Do takich należy na przykład wspomniana już grupa krwi. To, co jest zadecydowane genetycznie, to genotyp. Natomiast to, co w ostateczności wynika z procesu rozwoju, nazywamy fenotypem. Warto jeszcze powiedzieć, że cała informacja genetyczna jest zawarta w niebywale małej ilości materiału. Obliczono, że gdyby zebrać cały DNA wszystkich ludzi, jacy żyli od początku istnienia gatunku Horno sapiens, to ilość ta mogłaby się zmieścić w tabletce wielkości aspiryny. . . Takiej minikomputeryzacji elektronicy nieprędko się dorobią. Informacja genetyczna jest przetwarzaniem wielkiej liczby swoistych struktur. Okazuje się jednak, że niewielkie pomyłki w odtwarzaniu mogą się zdarzać. Czasem jest to pomyłka bez znaczenia, czasem decyduje o innym rozwoju, w jej wyniku powstaje osobnik niezdolny do życia. I tak jest najczęściej. Wtedy dochodzi do poronienia lub człowiek ginie na jakimś bardzo wczesnym etapie rozwoju. Niekiedy pomyłka taka przetrwa i rozwija się osobnik mający jakąś cechę zmienioną. Jest to tzw. mutant. Jeżeli mutacja ta jest przekazywana dalszym pokoleniom, powstaje zmienność gatunku, oczywiście gdy mutant jest zdolny do życia. Czasem mutacja jest pozytywna, co wykorzystuje się w hodowli, czasem jednak - i chyba częściej - mutacje są zjawiskiem niekorzystnym. Wiele mutacji powstaje bez znanych nam powodów. Ale niektóre czynniki mogące powodować mutacje znamy. Do nich należy zatrucie organizmu matki (czy ojca) przez niektóre związki chemiczne, a także działanie energii jonizującej. To bardzo poważny problem, już nie teoretyczny i naukowy. Nasza cywilizacja korzysta coraz szerzej z energii jądrowej i pewnie na to jest skazana. Jeżeli tak, to sprawą zasadniczą dla przyszłości ludzkości jako gatunku jest ochrona ludzi przed niekorzystnym wpływem tej energii. Stąd zresztą obawy przed budową elektrowni nuklearnych. Chodzi i o zabezpieczenie przed wpływem odpadków poprodukcyjnych, i przed awariami.

 

15

 

 

 

Mutacje mogą powstawać także przez oddziaływanie celowe. Jeżeli uda się zlokalizować gen odpowiedzialny za jakąś cechę, to można pokusić się o jego zamianę. Można pobrać gen determinujący jakąś cechę korzystną i wszczepić go w miejsce analogicznego genu, który jednak decyduje o rozwoju nie tak korzystnym. Można na przykład pokusić się, by gen odpowiedzialny za odporność na niskie temperatury wszczepić do komórki, która determinuje rozwój bardzo plennego ziarna pszenicy wrażliwego na zimno; wtedy powstaje krzyżówka cech dodatnich. Takie działania są teoretycznie możliwe. Dotyczą one raczej istot żywych stojących znacznie niżej niż człowiek w rozwoju filogenetycznym (gatunkowym) i tego rodzaju zabiegów dokonuje się, jak dotąd, na bakteriach oraz organizmach mniej złożonych. Jest to tzw. inżynieria genetyczna. Możliwości tej dziedziny są duże, za duże, jeśli zważać na poziom humanistyczny, etyczny i poczucie odpowiedzialności ludzi. Nie ma co ukrywać. Ludzie mogą pokusić się o wytworzenie osobników, którzy będą mieli właściwości korzystne z punktu widzenia. . . No właśnie, z czyjego punktu widzenia? Gdyby takie możliwości mieli zbrodniarze hitlerowscy czy stalinowscy (ci ostatni genetyki nie lubili i krwawo j ą zwalczali), to mogliby pokusić się o hodowlę istot ludziopodobnych, ale na przykład mających jakieś szczególne cechy - siłę fizyczną i sprawność robotów przy braku poczucia swej niepowtarzalnej wartości człowieka wolnego, twórczego itp. Na razie w laboratoriach intensywnie pracują uczeni i jedną z ich trosk jest, by nic się im z laboratoriów nie wymknęło. Bo jeżeli się wymknie spod kontroli, skutki mogą być nieobliczalne. Oto z pozoru niewinny eksperyment, jakiego dokonano w Argentynie na pszczołach. Otóż chcąc wyhodować gatunek pszczół szczególnie miododajnych, jako produkt uboczny uzyskano ogromną agresywność tych owadów. Są to pszczoły mordercy. Po wydostaniu się z laboratorium (a więc było to możliwe?) opanowały one wszystkie pasieki Ameryki Południowej. . . i posuwaj ą się na północ. Toczy się wielka walka o ich zatrzymanie, by nie dopuścić ich do Stanów Zjednoczonych, no i do Europy. Czy to się uda? Kto będzie szybszy: uczeni, którzy teraz gorączkowo usiłują naprawić błąd genetyczny, czy owe wyzwolone pszczoły? Oczywiście pszczoły są ważne. Ale można sobie wyobrazić także

 

inne mutanty, których działanie może być wprost nieobliczalne. Była teoria, że wirus HIV jest takim mutantem. Nikt tego nie potwierdził bez wątpliwości, ale przecież i nie wykluczył. Co mogą nam zafundować inżynierowie genetyczni? Dobrze, że żąda się szczególnej odpowiedzialności, ograniczenia eksperymentów. Ale czy to wystarczy?

 

16 2 - Biologiczne i medycz*e...

 

 

 

II.

 

ROZWÓJ FIZYCZNY

 

Kiedyś sądzono, że dziecko jest małym człowieczkiem. Kształtu człowieka dopatrywano się już w plemniku. Dziś wiemy, że droga od komórek rozrodczych - poprzez zapłodnienie i zygotę, która w jego efekcie powstaje - jest długa i skomplikowana. Rozwój ten jest jednym z tych cudów natury, przed którym możemy tylko z pokorą skłonić głowę. Mądrość programu rozwoju, jaka jest zdeterminowana genetycznie i zawarta w tych drobinach DNA, mechanizmy zapewniające bezbłędną realizację tego programu, zdolność adaptacji do zmiennych warunków - wszystko to może tylko budzić najwyższy podziw i zachwyt. Ale ani zachwyt, ani szacunek nie zmieniają naszej postawy, która polega na chęci poznawania tajemnicy życia i rozwoju. Pewnie (ale to już moja spekulacja) nigdy tej tajemnicy nie odkryjemy, stale jednak czegoś się uczymy, rozszerzamy nasze zrozumienie, poznajemy prawa rozwoju i - co ważne - potrzeby rozwij aj ącego się organizmu. Człowiek nigdy nie jest zakończonym tworem rozwoju. Zawsze się zmienia i na każdym etapie rozwoju jest inny. Tę inność trzeba poznać, nauczyć się widzieć, szczególnie dziecko w każdym okresie rozwoju. Ta dynamika rozwoju, te przemiany dyktują różne na każdym etapie potrzeby rozwijającego się człowieka. Jeżeli chcemy uczestniczyć w procesie tworzenia, wspomagać rozwój, to musimy poznać specyfikę jego poszczególnych okresów. Ale człowiek to także jednostka, jedność. Każdy następny etap jest konsekwencją tego wszystkiego, co było przedtem. Dorosły człowiek jest taki, jakim zdeterminowały go czynniki genetyczne i rozwój. I o tym też trzeba pamiętać. Dzieci nie zawsze stanowiły przedmiot żywszego zainteresowania dorosłych. Rodziło się ich wiele, ale i wiele (niekiedy większość) z* 19

 

 

umierało. Nikt się tym zbytnio nie przejmował. Znalazło to wyraz w znanych przysłowiach, o których mówimy, że są mądrością narodów: "Co rok - prorok", "Bóg dał - Bóg wziął". Nie było tu miejsca na sentymenty, na bliższe zainteresowanie dzieckiem. Jak się uchowało, wbrew trudnościom i chorobom, to żyło. I kiedy już mogło zacząć uczestniczyć w jakiejś formie pracy, to zaczynało budzić zainteresowanie otoczenia. W starożytności dziecko mogło żyć, jeżeli położone u stóp ojca, zostało przez niego wzięte na ręce. Dopiero w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej powołano komisję, która miała zbadać warunki życia w przytułkach. Na czele komisji stał wielki chemik A. Lavoisier, który po oględzinach orzekł, że przytułki to "jatki rodzaju ludzkiego". W warszawskim Domu Sierot księdza Boduina w jednym roku zmarło więcej dzieci, niż zostało przyjętych (zmarły nie tylko wszystkie nowo przyjęte, ale także kilkoro tych, które przyjęto jeszcze przed Nowym Rokiem. . . ). Pediatria jako wyspecjalizowana dziedzina medycyny jest stosunkowo młoda. Przedtem dzieci leczyli położnicy. W 1860 r. powstał pierwszy oddział szpitalny dla dzieci w Krakowie. W innych krajach działo się to mniej więcej w tym samym czasie. Przełom XIX i XX w. był okresem, w którym "odkryto" dziecko. Pojawiło się wtedy wielu badaczy, lekarzy, pedagogów, psychologów. Pojawiły się prace naukowe, powstawały instytucje zajmujące się dziećmi. Koniec XIX w. to okres bujnego rozwoju nauk przyrodniczych, ale nauk o charakterze morfotycznym. Badano prostymi przyrządami, a badano przede wszystkim wielkość - budowę i strukturę. Aparatura naukowa nie pozwalała na więcej. Stąd pierwsze prace dotyczące rozwoju były oparte na badaniach morfotycznych: budowa, wzrastanie, proporcje ciała itp. Niestety, to zauroczenie wskaźnikami morfotycznymi trwa do dziś. Kolejnym ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)