- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JAKES JOHN
WOJOWNICY
Saga Rodziny Kentów
tom 06
Spis treści
Prolog w Chancellorsville Gdy upada szabla
Księga pierwsza
Na ścieżce zniszczenia
Rozdział pierwszy Samotny żołnierz / 27
Rozdział drugi „Sześćdziesiąt tysięcy chłopa" / 41
Rozdział trzeci Niewolnik / 49
Rozdział czwarty Rosewood / 55
Rozdział piąty Kobiety / 62
Rozdział szósty Cień wroga / 73
Rozdział siódmy Ostrzeżenia / 81
Rozdział ósmy Z Sereną / 91
Rozdział dziewiąty Czerwone niebo / 101
Rozdział dziesiąty Więzień / 107
Księga druga
Wojna jak grom
Rozdział pierwszy Wróg u bram / 129
Rozdział drugi Inwazja / 138
Rozdział trzeci Maruderzy / 149
Rozdział czwarty Plan Sereny / 159
Rozdział piąty Noc zniszczeń / 167
Rozdział szósty Dzień śmierci / 176
Rozdział siódmy „Puścić ich wolno" / 187
Księga trzecia Droga ognia
Rozdział pierwszy Ucieczka na Zachód / 203
Rozdział drugi Stacja końcowa / 212
Rozdział trzeci Kapitan / 222
Rozdział czwarty „Jak marsz Shermana ku chwale" / 227
Rozdział piąty Gniew / 236
Rozdział szósty Decyzja Jephthy / 243
Rozdział siódmy Córka Dorna / 257
Rozdział ósmy Biblia i nóż / 265
Rozdział dziewiąty Grot lancy / 277
Rozdział dziesiąty Krew łowcy / 284
Księga czwarta Piekło na kołach
Rozdział pierwszy Czejenowie / 301
Rozdział drugi Uzbrojony obóz / 307
Rozdział trzeci Wyścig / 315
Rozdział czwarty Masakra / 323
Rozdział piąty „I jest wyznaczona godzina na wszystkie spraw;
Rozdział szósty Nadchodzą bezbożnicy / 339
Rozdział siódmy Ślubowanie / 350
Rozdział ósmy Południk 100 / 358
Rozdział dziewiąty Kingston / 368
Rozdział dziesiąty Sprawa prawdy / 379
Rozdział jedenasty Sprawa wiary / 389
Księga piąta
Kobieta w Szkarłacie
Rozdział pierwszy Spotkanie z aferzystą / 397
Rozdział drugi Tresowany piesek / 406
Rozdział trzeci Portret / 415
Rozdział czwarty Człowiek w nadpalonym szalu / 420
Rozdział piąty Rodzina / 428
Rozdział szósty Wypadek / 437
Rozdział siódmy Wypowiedzenie wojny / 447
Rozdział ósmy W Universalu / 458
Rozdział dziewiąty „Jestem górą, prawda?" / 467
Rozdział dziesiąty Ofiary wojny / 474
Epilog Błysk szpady w Kentlandzie / 484
Prolog w Chancellorsville Gdy upada szabla
I
Major Gideon Kent był wyczerpany. Wyczerpany i rozdrażniony. Znał to uczucie, zawsze nachodziło go przed bitwą. Stanowiło przykrywkę dla strachu, który ukrywał w głębi duszy nawet przed samym sobą.
O szóstej po południu był świadkiem czegoś więcej niż rozpoczęcia bitwy. Widział początek rzezi.
Jego konfederaccy towarzysze, tysiąc za tysiącem wyłaniali się z wysokiego, dzikiego lasu zwanego Puszczą. Parli naprzód szaleńczą szarżą i ginęli jak muchy.
Dzikie indyki, gdacząc przeraźliwie, uciekały przed ławą mężczyzn i flag, które furkotały nad głowami ludzi. Niespodziewany atak pochwycił holenderskie oddziały z niemieckiego regimentu brygady von Gilsa. Żołnierze właśnie spożywali swój wieczorny posiłek w Do-wdall Clearing najbardziej wysuniętej bazy armii.
Niemcy obsadzali koniec wysuniętej flanki generała Howarda.
Południowcy wdarli się w głąb ich pozycji. Z (Izikim wyciem i wrzas
kiem, kłując i tnąc, aż głowy i kikuty spadały do stóp pierwszego
szeregu. Tuż za szarżującymi jechał konno dowódca II Korpusu Armii
Północnej Wirginii, jego oczy lśniły blaskiem niemalże religijnego
uniesienia. Co pewien czas wznosił dłonie w górę, gdzie szary dym
gęstniał na złotym niebie, jak gdyby dziękował Bogu za dokonującą
się rzeź.
Atak stanowił niedorzeczne wręcz ryzyko, ale powiódł się. Ober- wując pierwsze minuty bitewnego tumultu, Gideon już był pewny sukcesu. Potem odwołano go gdzie indziej. Jego dowódca, niecierpliwy Stuart, doszedł do wniosku, że teren i element zaskoczenia czynią kawalerię nie tylko niepotrzebną, ale wręcz bezużyteczną. Uzyskał więc zgodę na udanie się do Fortu Ely nad rzeką Rapidan, gdzie można było uczynić znaczne szkody taborom Unii.
10 WOJOWNICY
Gideon, przydzielony do sztabu generała, przepadł.
Około ósmej Stuart wysłał go z meldunkirm do generała dowódzą4 cego II Korpusem. Natrafiono na kilka koni Unii; była to częśó nieuchwytnej siły Stonemana. Stuart powiadamiał, że jest gotów do ataku, może jednak wesprzeć dowódcę, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Gideon nie znał opinii swego dowódcy, kiedy uzbrojony w szablę i rewolwer kierował swego konia na południe, by trudnymi do przebycia, leśnymi drogami dotrzeć do Fredericksburg Turnpike.
Niespodziewany atak cofnął wroga o mniej więcej pięć kilometrów. Gideon widział, pomimo zapadających ciemności, liczne tego dowody. Jak okiem sięgnąć leżały tysiące trupów. Na wschodzie bitwą szalała w dalszym ciągu. To artyleria, która przyłączyła się później Strzelała bez ustanku z obrzeży Puszczy, jakby chciała nadrobić Stracony czas.
Słońce do tej pory zdążyło już zajść. Była sobota drugiego maja 1863. Gideon poruszał się w stronę centrum walki. Zaczynał się zastanawiać, czy wskazówki, jakie otrzymał od oficerów spotkanych w drodze powrotnej, są zgodne z aktualnym stanem rzeczy. Czy dowódca II Korpusu znajdował się gdzieś w przodzie? Nie dało się tego dowiedzieć na tej czarnej drodze wśród karłowatych drzew i gęstych zarośli.
Jego niewielki wierzchowiec, Sport, miał kłopoty z utrzymaniem się na kamienistej nawierzchni. To był żylasty kanadyjski konik z długim ogonem. Jankescy kawalerzyści nazywali tę odmianę canm-sami. Wpadł w ręce Gideona po Fredericksburgu; krotkonogi, pięknie umięśniony łup, o który major Kent dbał jak o samego siebie.
Wilgotna ciężka zima w Camp No-Camp (nazwa była jeszcze! jednym kaprysem Jeba Stuarta) nie pozostała bez skutków. Przed tygodniem Gideon odkrył nieomylne oznaki: przednie kopyta Sporta nie wytrzymały działania wilgoci. Gniły, chociaż Gideon robił wszystko, by chronić swego konia.
Zwierzę wytrwale parło naprzód w tunelu drzew. Gdzieś przed nimi, na froncie, znajdował się na skrzyżowaniu dróg dworek z bia łymi kolumienkami. Nosił nazwę Chancellorsville.
Droga stała się ciemna jak dno piekła, ale ponad nią niebo jaśniało niesamowitą poświatą. Tworzyły ją blask księżyca w pełni, pulsujące światła kanonady konfederatów na wschodzie i ponurej czerwieni płonących lasów na horyzoncie.
Gideon zastanawiał się, czy obie walczące strony zechcą bić się nocą. Może nie. Z jakichś powodów, dla niego nie znanych, ale zapewne jasnych dla generałów, Jankesi dowodzeni przez Fightinga
Joego Hookera zawiedli w rachubach i nie rozstrzygnęli bitwy szybko i zdecydowanie na swoją korzyść. Wyglądało na to, że ryzykancki, niemal szalony manewr starego Marse'a Roberta zapewnił mu kolejne zwycięstwo.
Wzdrygnął się. Po swojej lewej stronie, q& północy, gdzie poprzez plątaninę konarów widać było jak unosi się dyth, usłyszałco§, GO przypominało ruch piechoty.
Spiął konia. Czyje to mogły być oddziały?
Podjął natychmiastową decyzję: w poszukiwaniach dowódcy II Korpusu nie posunie się dalej jak pół kilometra. Wokół wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie i informacja otrzymana przed godziną mogła już dawno być nieaktualna. Wtedy powiedziano mu, że generał wraz z kilkoma adiutantami i zwiadowcaroi pojechał w kierunku wschodnim na zwiad. Jeżeli nie odnajdzie człowieka, którego znał jego ojciec w Lexingtonie jeszcze przed wojną, iniał zamiar zawrócić i poszukać lepszego przewodnika. Piękny Stuart Ąietołemwal w swym sztabie oficerów, którzy spóźniali się z meldunkami,
Gideonowi aż zaparło dech, kiedy ogień zaporowy artylerii wybu
chnął całkiem blisko z jego prawej strony. Usłyszał trzask spadających
gałęzi. Niebo odzwierciedlało wizję piekła, jakiej nie potrafiłby oddać
żaden malarz. Drgało, wybuchało i pulsowało wszystkimi odcieniami
czerwieni. Wydawało się, że płonie Wirginia położona za Rappahan-
nockiem.
Znów usłyszał krzyki, dalekie, ale ścinające krew w żyłach i od
bierające odwagę. W mroku, na południe od drogi, bardziej wyczuł,
niż słyszał, posuwających się ludzi.
Czy byli to Jankesi zagubieni w pogoni za przednimi oddziałami konfederatów? Czy były to posiłki posuwające się naprzód zgodnie z ulubioną komendą generała: „Naciskać! Naciskać! Naciskać!" Generał prowadził swych ludzi tak szybkimi i forsownymi marszami, że czasami nazywano ich pieszą kawalerią.
Gideon był zaniepokojony, że nie wie, kogo mą przed sobą. Ponaglił konia kolanem, jednocześnie wyciągając dłoń do le mata zatkniętego za sakwą. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że generał może i znajdować się w przodzie , poza własnymi liniami. Cały dzień opowiadano sobie dziwne historie w sztabie Stuarta. Podobno generał wstał rano po źle przespanej nocy, napił się zimnej kawy i wyruszył w stronę skrzydła, na którym kulminowała się szarża na Dowdall Clearing. Gdy generał pił kawę w chłodnym blasku poranka, jego szabla w pochwie stała oparta o pobliskie drzewo . I nagle, bez żadnej przyczyny, nikt nawet nie przechodził w pobliżu upadła z brzękiem.
12 ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plslaveofficial.keep.pl