- W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI - Adama Polanowskiego, dworzanina króla Jegomości Jana III, notatki.

CYKL POWIEŚCI HISTORYCZNYCH OBEJMUJĄCYCH Dzieje Polski.

Redaguje Komitet pod przewodnictwem profesora doktora CZESŁAWA HERNASA.

Część XXVII.

Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1991.

Skanował, opracował i błędy poprawił Roman Walisiak.

Komitet Redakcyjny: Profesor doktor CZESŁAW HERNAS, Profesor doktor STANISŁAW BURKOT, Doktor MARIA GRABOWSKA i Doktor HELENA KAPEŁUS.

Przedsłowiem poprzedził LECH LUDOROWSKI.

Przygotowała do druku, posłowiem i przypisami opatrzyła EWA WARZENICA_ZALEWSKA.

Ilustracje wybrała i objaśniła JOLANTA WYLEŻYŃSKA.

Opracowanie graficzne wg projektu Tadeusza Pietrzyka - GRAŻYNA JUSZKIEWICZ.

ISBN 83-205-3531-X.

Copyright by Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 1991.

Notacje królewskiego dworzanina.

Spośród pięciu powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego poświęconych tak ulubionemu przezeń, ostatniemu wielkiemu monarsze mocarstwowej Rzeczypospolitej, Janowi Sobieskiemu, i jego epoce (Pamiętnik Mroczka, 1866; wydanie 1870; Historia o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie, 1875; Żywot i sprawy Jegomości Pana Medarda z Gołczwi Pełki, 1876; Cet czy licho, 1884; Adama Polanowskiego, dworzanina króla Jegomości Jana III, notatki, wydanie pośmiertne, 1888) ta pierwsza i ostatnia należą do najlepszych.

Łączy je zresztą sporo podobieństw.

Oba utwory zbliżają się do siebie zarówno poprzez pokrewieństwo formy pamiętnikowej (i charakterystycznego dla niej sposobu opowiadania w pierwszej osobie), jak i sytuacji personalnej ich autorów; pozostałe natomiast - to powieści historycznej przygody o narracji trzecioosobowej.

Pierwszy z wymienionych utworów jest typowym pamiętnikiem, a mówiąc ściślej, urywkiem czy fragmentem pamiętnika, przedstawiającym tylko część biografii bohatera, imć pana Mroczka, uczestnika wyprawy wiedeńskiej.

Zgoła odmienny jest ostatni z nich, dziełko królewskiego dworzanina, określone przezeń pozornie niezobowiązującą nazwą "notatki".

"Notatki" - to coś chyba mniej niż pamiętnik?

A jednak (wbrew nazwie) jest ono głębsze i doskonalsze jako dzieło sztuki.

Jakże interesująco zaczyna się ten utwór.

Jego inwersyjny tytuł: Adama Polanowskiego, dworzanina króla Jegomości Jana III, notatki - pełen barokowej elegancji - rozbrzmiewa swoistą muzycznością, jakby toccatową artykulacją biegnącej frazy.

Pierwsze cztery akordy, cztery intonacyjne odcinki, wyodrębniają: osobę autora-narratora (Adama Polanowskiego), jego profesję (dworzanina), status przynależności (króla Jegomości Jana III) i wreszcie wyakcentowany melodią opadającego głosu, pełną, dobitną kadencją zdania, wytwór czynności, ostatni wyraz: notatki.

Piękny - w swej barokowo stylizowanej muzyczności - i bogaty informacyjnie, wymowny tytuł.

Mówi od razu, kto, o czym i jak będzie opowiadał.

Przepraszam: jak będzie pisał, w jakiej formie?

Mają swoją własną, charakterystyczną ekspresję tytuły powieści Kraszewskiego.

Ich estetyką i semantyką nikt jakoś dotąd specjalnie się nie zainteresował.

A warto.

Spróbujmy poświęcić tej kwestii krótki i ogólny (z konieczności) eksfeurs.

Będzie to także przyczynek do oryginalności Adama Polanowskiego...notatek.

Wśród tytułów dwustu kilkudziesięciu utworów literackich pisarza dominują raczej formuły krótkie: jedno, dwu i trzy wyrazowe, w rodzaju: Jaryna, Banita, Lodowa Pieczara, Sekret pana Czuryty.

Oczywiście nie bierzemy pod uwagę owych dodatkowych, ciągle powtarzanych przez Kraszewskiego (co stanowi swoistą regułę) kwalifikatorów gatunkowych, jak na przykład: Ulana, Powieść poleska; Choroby wieku, Studium patologiczne.

Takich krótkich tytułów jest ponad osiemdziesiąt.

Natomiast dłuższe od czterowyrazowych trafiają się rzadziej, chociaż są tytuły aż ośmio, dziewięcio i dziesięcio wyrazowe, a nawet dłuższe!

Oto bodajże jeden z najdłuższych tytułów powieści Kraszewskiego: Żywot i sprawy Jegomości Pana Medarda z Gołczwi Pełki z notat familijnych spisane.

Ale co z notacjami imć pana Polanowskiego?

To bardzo rzadki, a nawet unikalny typ tytułu w ogromnej twórczości autora Starej baśni.

Łączy się on z czynnością zapisywania, utrwalania własnych spostrzeżeń, uwag, refleksji, faktów, zdarzeń, myśli, ale niekoniecznie w sposób systematyczny, lecz raczej pod naciskiem sytuacji, potrzeby chwili.

A więc, jakby w założeniu niezupełnie uporządkowany, nie poddany jakiejś z góry określonej regule, lecz mający układ chronologiczny, naturalnie następczy i z zasady luźny.

Do tego kręgu "etymologicznego", związanego z notowaniem, zapisywaniem należą takie gatunki pisarskie, jak: kronika, pamiętnik, raptularz, dziennik, papiery.

I jest sporo takich tytułów (a także i podtytułów) u Kraszewskiego, zarówno w prozie historycznej, jak i współczesno-obyczajowej.

Ograniczmy się tylko do pierwszego działu.

Najczęściej powtarza się tu określenie gatunkowe "Kronika".

i tak mamy: Stańczykową kronikę od roku 1503-1508 (1841); Ostatnią z książąt Słuckich, Kronikę z czasów Zygmunta Trzeciego (1841); Żaków krakowskich w roku 1549, Prostą kronikę spisaną przez...(1845).

Kilkakrotnie (a wielokrotnie w prozie współczesnej) pojawia się nazwa genologiczna "pamiętnik".

Oto przykłady: Staropolska miłość, Urywek pamiętnika (1859); Pamiętnik Mroczka (1866, wydanie 1870); jednorazowo używa pisarz pojęcia "raptularz": Raptularz pana Mateusza Jasienieckiego, Z oryginału przepisany mutatis mutandis (1881).

I jeszcze pozostałe exempla ("dziennik", "papiery", "notaty"): W pocie czoła, Z dziennika dorobkiewicza (1881); Papiery po Glince (1875) i wymieniony już Żywot i sprawy Jegomości Pana Medarda z Gołczwi Pełki z notat familijnych spisane (1876).

A więc imć pana Adamowe "notatki" sytuują się najbliżej chyba Raptularza pana Mateusza Jasienieckiego ("staropolskiego dziennika wydarzeń i wiadomości", "brulionu", "notatnika").

Jak widać, w twórczości znakomitego pisarza jest wielu opowiadaczy (a raczej "zapisywaczy") dziejów własnego życia, przedstawianych w formie osobistych wyznań, subiektywnej relacji, przekazywanych bądź to z pamiętnikarskiego dystansu (Pamiętnik Mroczka), bądź ujmowanych po kronikarsku albo utrwalanych na gorąco, w postaci brulionowej, notatek, raptularza, diariusza, dziennika.

Adama Polanowskiego...notatki otwiera bardzo ciekawy prolog, napisany w formie jakby listu, przesłania, skierowanego zapewne do przyjaciela, Jordana.

Kim jest ów tajemniczy Jordan - nie wiadomo.

Nie w tym rzecz.

Ważny jest sam list - wykład, wyznanie, zwierzenie.

Mądra, głęboka, dojrzała intelektualnie refleksja.

O czymże pisze autor tego interesującego listu?

Przede wszystkim, czy warto odbywać taką publiczną spowiedź ,z całego własnego życia i poddawać się "torturom" wspomnień "kwoli - jak mówi - waszej pocieszę i mojej konfuzji".

Czy "łatwo jest albo miło życie własne, pełne omyłek, za które się pokutowało, drugi raz przeżyć na papierze"?

Czy można dociekać prawdy o sobie, demaskować po latach pozory własnego życia, dawniej noszone maski i pozy człowieka "prawie zawsze wesołego", udającego "jakoby najszczęśliwszego", to znowu lekceważącego wszystko i "drwiącego z przeciwności losu"?

A wreszcie, czy rzeczywiście można powiedzieć o sobie ("jak na spowiedzi") prawdę i tylko prawdę?

Na to ostatnie pytanie ma on jednoznaczną odpowiedź.

"Choćbym chciał, nie potrafię.

Jest w ludzkiej naturze, iż mówiąc o sobie człowiek zawsze kłamie, nawet gdy prawdę mówi" - stwierdza Polanowski - bo poznać samego siebie, "niemożliwa rzecz"!

Te słowa życiowo doświadczony racjonalista, zgorzkniały sceptyk, kieruje do siebie i do swojej relacji o przeszłości.

Nie wierzy, aby on sam, przez prawie ćwierćwiecze obcujący niemal stale (pomijając krótkie okresy nieobecności na dworze) ze swoim wielkim panem, mógł przekazać autentyczną wiedzę o nim, o zdarzeniach i o historii, której był uczestnikiem i świadkiem.

Ale ta ułomność poznawcza, ów agnostycyzm ma swoje źródło nie tylko w naturze umysłu ludzkiego.

Jest także związany z kondycją człowieka, jego sytuacją życiową, typem uprawianej profesji.

I jakie widzenie daje pozycja dworzanina?

Widzenie częstokroć nie samego człowieka, lecz tylko przedmiotów do niego należących, na przykład jego...butów.

W owym dyskursie z tajemniczym Jordanem na swoje własne pytanie, "czy człowiek, który widział buty czyjeś, może wizerunek jego malować"?

(a przecież on, Polanowski, często "na widzeniu historycznych butów poprzestawał") dworzanin króla Jegomości udziela kapitalnej odpowiedzi.

"Na to trzeba daru osobistego, odwagi wielkiej i bezczelności niepośledniej, aby ludzi odgadywać z małych próbek".

Jednakże autor ulegnie namowom przyjaciela i pokusie własnej próżności, decydując się na skreślenie swojej biografii.

Wszakże - jak twierdzi - inni nawet gorsi, też to robią.

Ale znowu serwuje zastrzeżenia.

Nie będzie to rzecz wykwintnie napisana, wzorowo skomponowana.

Nie będzie to "ani biografia, ani historia, ani żadna taka rzecz, co by się na kopyt zwykły wbić dała, ale coś swobodnego - nie roszczącego sobie prawa ani do tytułu, ani do znaczenia...

Luźne karty"...

I nic więcej.

Tak określa skromnie (inaczej niż Jan Mroczek znaczenie swojego pamiętnika) imć pan Adam poetykę własnego utworu "luźne karty" - "a co pamięć przyniesie, to się na kartach zapisze".

Pamiętnik z luźnych kart złożony, taka niefrasobliwa paplanina?

Coś jakby forma...

bez formy?

Ejże, trochę nas kokietuje ten przezacny dworzanin króla Jegomości!

Musimy mu więc zaprzeczyć.

Jego "notatki" mają swoją formę, dobrze przemyślaną.

Mają swój wyraźny rygor kompozycyjny.

I mają swoją estetykę.

Nic dziwnego.

Odbył wszakże pan Adam "edukacyją niezgorszą" w Łuckiej infimie i lubelskim cołlegium.

Zobaczmy zatem, jak pisze, jak komponuje notacje nasz dworzanin.

Mógłby on o ukochanym królu i o przeszłości pisać w różnych tonacjach uczuciowych.

o nim zwłaszcza i o osobach mu sympatycznych mógłby pisać patetycznie lub ze łzą w oku, z melancholijną tęsknotą, z żalem; o nieprzyjaciołach zaś - z ironicznym sarkazmem, gniewnym zmarszczeniem brwi czy przekleństwem na ustach.

Takie mogłyby być notatki.

Mógłby też relację swoją wieść tokiem meandrycznych inwersji, wikłać ją w nurcie splątanych, raz po raz gubionych i odnajdywanych wątków, dygresyjnych przeskoków.

Mógłby biec fugami wielokrotnych nawrotów i ucieczek, wprowadzić (za sprawą mistrza Kraszewskiego, doskonale znającego literaturę światową) wymyślne techniki narracyjne, wypracowane i stosowane już w dawnych wiekach.

Tymczasem dla notatek Polanowskiego została wybrana forma pozbawiona fakturalnych zawikłań, oparta na zasadzie relacji następczej, kronikarskiej, z rzadka tylko naruszającej naturalną chronologię antycypującymi zapowiedziami.

Ograniczeniu poddano efekty emocjonalne, uczuciowe gesty i akcenty uniesienia, jakie przynieść może ekspresja osobowości jawnego narratora, prowadzącego przez cały czas opowiadanie własne, indywidualne (pierwszoosobowe).

Sfera personalnej uczuciowości narratora-bohatera została wyraźnie stonowana, wyciszona.

Pana Adamowa relacja ma charakter spokojny, rzeczowy, zobiektywizowany; unika on emfatycznych komentarzy, nieustannie podkreśla dystans skończonego czasu, zamkniętej historii; stale wpisuje przesłanki własnej wiarygodności,- znawcy przedmiotu - świadka i uczestnika zdarzeń, ujawnia zawsze źródła swojej wiedzy, granice kompetencji, ale również przyczyny niewiedzy.

Chociaż nie ukrywa swych sympatii czy niechęci, antypatii, a nawet wrogości (bo i to się zdarza, tak, w stosunku do jednej osoby).

Panuje jednak nad formą swojego pisania.

Cały czas wie, że pisze pamiętnik, w którym odbija się jego moralny, duchowy i intelektualny obraz, jego osobowość.

Dobry, uczciwy, wierny, mądry dworzanin króla Jegomości chce wystawić uwielbianemu panu wzruszający pomnik miłości.

Wie także, że musi to być kunsztowna robota, świadome swej pisarskiej sztuki dzieło.

Nietrudno zauważyć, iż Adama Polanowskiego...notatki splatające w harmonijną całość nurt spraw indywidualnych bohatera z nurtem spraw pozaosobistych, ogólnych, wydarzeń dziejowych, rozpoczyna i kończy wyraźne skupienie elementów biograficznych.

To swoista rama biograficzna - zabieg charakterystyczny dla struktury gatunkowej pamiętnika.

Autor otwiera relację opowiadaniem o sobie, które ma go zidentyfikować i uwiarygodnić w oczach czytelnika, umotywować dzieje własnego życia i odnieść je do historii ogólnej.

Musi także w pewnym momencie opowiadanie zakończyć, a więc ostatecznie umiejscowić w konkretnym wymiarze czasu historycznego.

Ta rama konstrukcyjna jest bardzo wyrazista w pana Adamowych notacjach, zainicjowanych krótkim opisaniem dzieciństwa i wczesnej młodości, a następnie promocją dworską dzięki protekcji możnego krewniaka, "słynącego z męstwa, ulubieńca rycerstwa całego", pułkownika Aleksandra Polanowskiego, i zakończonych rezygnacją z tejże służby po zgonie Jana III i wyborze jego następcy (1697) oraz powrotem na wieś, do rodzinnej Polanki.

Nasz bohater (urodzony zapewne tuż przed potopem szwedzkim) podejmuje dworskie posługiwanie jako młodzieniec dwudziestoletni, przystępuje zaś do pracy nad swym dziełkiem, przekroczywszy już piąty krzyżyk.

Dworzanin króla Jegomości utrwala jednak nie tylko wielką historię, wplatając w nią raz po raz własne wątki, lecz wypowiada się także bardzo często o swoim pisaniu, czuwa stale nad jego przebiegiem, tłumaczy i komentuje swoją pracę.

Wprowadza więc do swego utworu uwagi "warsztatowe", kreśli coś w rodzaju wątku (jak by to nazwała współczesna teoria literatury) "automatycznego".

Wyraźna zatem świadomość tworzenia, ujawniająca także swoisty dramat i samego wyboru, selekcji, i dramat zmagania się autora z własną niedoskonałością i opornym, tak trudno uchwytnym fantomem przeszłości, towarzyszy procesowi komponowania pana Adamowych notacji.

Cechy te, nieobecne w Pamiętniku Mroczka (i dotąd nie dostrzeżone) stanowią interesującą właściwość artystyczną omawianego utworu.

Warto poświęcić im nieco uwagi.

Do najczęściej powracających motywów wypowiedzi "warsztatowych" należą różnego typu refleksje o ułomności własnej pamięci i wynikających stąd konsekwencji dla pracy pamiętnikarza, zwłaszcza o nieuchronnej fałszującej deformacji przypominanego świata, o niemożliwości pełnej rekonstrukcji szczegółów czy o zmianie sposobu widzenia przeszłości, która po wielu latach wydaje się inna, niekiedy całkowicie odmienna.

Naturalny proces zapominania i przypominania jest zjawiskiem dialektycznym, żywym, pobudzającym wyobraźnię i przeżycia.

Odtwarzana we wspomnieniach historia należy więc do sfery uczuć, nastrojów, marzeń, mitu, legendy.

O tym wydaje się pamiętać dworzanin króla Jegomości jako pamiętnikarz i racjonalista, zatroskany stale o logikę swojej rekonstrukcji.

Czy Adama Polanowskiego...

notatki mają jakieś własne prymarne źródło pisane, jakiś tekst genetyczny?

Może brulion?

Tylko jeden epizod - wyprawa wiedeńska - posiada swoją wcześniejszą podstawę dokumentową w postaci szczegółowej kroniki, "starych konotatek", sporządzonych ad hoc przez uczestniczącego w niej dworzanina.

Wyznaje on: "Z mojego pisania widzicie, iż stare konotatki wciągam tu, bom w Krakowie umyślnie sobie papier oprawić kazał dla regestrów i rachunków, przy czym się to i owo notowało".

Doniosłość tych wydarzeń wymagała nadzwyczajnych uzasadnień.

Wielokrotnie natomiast wspomina autor o niedoskonałości swojej pamięci, nie jest pewny, czy wiernie rekonstruuje przeszłość; relatywizuje więc przekazywaną informację, gdy na przykład rozważa kwestię, kto był inicjatorem wysunięcia kandydatury Sobieskiego do tronu.

"Być bardzo może" o ile ja sobie po latach tylko przypomnieć umiem i kombinuję dziś, post festum, że hetmanowa potajemnie elekcję mężowską na myśli miała, nikomu się z tego, oprócz wojewody ruskiego, nie zwierzając".

Naturalnym dla psychiki zapominaniem szczegółów, pozornie drobnych wydarzeń, tłumaczy pan Adam niemożność dokładnego przedstawienia przyczyn owej reorientacji politycznej dworu polskiego w roku 1681 z profrancuskiej na prohabsburską "dziś i pamięci nie starczy, bo w niej tylko niektóre się szczegóły zatrzymały i uwięzły [...] tak jak w sicie z mąki niektóre grudki pozostają".

Jak pisze dalej, "trudno mi wszystko opowiedzieć, i jak do tego przyszło, i jak maleńkie na pozór przyczyny sprowadziły wielkie i ważne następstwa".

"Pamięć - dowodzi w innym fragmencie notatek Polanowski - zatrzymuje i reaktualizuje przecież wspomnienia w ich wymiarze ogólnym.

[...] pamiętam tylko ogólną tę impresję, że rozum króla i przezorność jego a troskliwość o dobro Rzeczypospolitej wysławiano [...]" Wyjątkowo tylko przesłankę uwiarygadniającą pana Adamową relację o konflikcie Sobieskiego z małżonką stanowi powołanie się na autorytet najlepszego informatora z zachowaniem całkowitej dyskrecji (bez jakichkolwiek insynuacji plotkarskich, bo rzeczywiście nasz dworzanin nie należy do osób chętnie szepczących nowinki o innych).

"Nie pochwalę się, abym tam był, na to patrzył i słuchał, ale wiem z najlepszego źródła, że między małżeństwem wszczął się spór żwawy i niemal kłótnia".

Szczególny charakter mają jednak wyznania Polanowskiego na temat jego stosunku do wielkiej polityki.

Świadczą one o naiwnym traktowaniu jej zawiłości, o powierzchowności jego sądów i ocen w tej dziedzinie, co on sam usprawiedliwia młodością i brakiem doświadczenia.

"Jam naówczas ani głęboko, ani daleko młodymi i niewprawnymi oczyma nie sięgał.

Wielu też rzeczy sobie wytłumaczyć nie umiałem, które później zrozumiałem dopiero".

A dochodzi do tego jeszcze całkowity brak uzdolnień do zajmowania się sprawami polityki.

W rzeczy samej, poza misją śledzenia i zdobycia dowodów zdrady Morsztyna, król przecież nie powierza Polanowskiemu żadnych zleceń "politycznych".

I ta właśnie niedojrzałość, niemożność przyswojenia sobie arkanów politycznego działania: "Nie przyznaję sobie wcale prawa sądzenia o polityce, bom się jej nie nauczył, choć się o nią ocierałem co dzień [...]" staje się znamienną cechą osobowości naszego bohatera.

Toteż do końca dworskiego posługiwania nie splami się on nigdy żadnym niegodnym uczynkiem, pozostanie zawsze człowiekiem o najwyższych zasadach moralnych, absolutnie wiernym i lojalnym wobec ukochanego pana.

Świadczy o tym (osłaniająca osobę monarchy) dyskrecja dotycząca zleconej mu niegdyś akcji tajnej wobec korespondencji Morsztyna.

Pisze pan Adam: "Chociaż lat od tego czasu upłynęło wiele, nie sądzę, ażebym mógł tu zapisać, z czym mnie król posłał [...]" Ów wzruszający stosunek do umiłowanego pana, eksponowany w kilku kolejno po sobie następujących wyznaniach, wpływa dość wyraźnie na charakter trzeciej części notatek Polanowskiego.

Zrozpaczony nagłą odmianą losu Jana III od powrotu z wyprawy wiedeńskiej "cierpiącego męczennika", znieważanego, prześladowanego we własnym kraju, pan Adam nie może już spokojnie pisać dalej swojego pamiętnika.

Zacny dworzanin rzuca więc przepojone bólem dramatyczne wyznania: "Krok w krok iść za tym, co się owego roku 1684 aż do zgonu króla działo, nad siłę moją [...] Do tego terminu te moje notatki doprowadziwszy, gdy mi je dalej przychodzi ciągnąć, serce się ściska [...] Spisać wszystko to, co na nieszczęśliwym panu przez te lata aż do zgonu brzemieniem ciążyło, siły niemal i rezygnacji braknie".

A bezecną akcję zwalczania "nieszczęsnego pana" wyśmiewającymi go niegodnie "paszkwilami" i karykaturami, rozrzucanymi w jego własnym zamku, kwituje Polanowski z bólem i oburzeniem: "Serce boli pisać o tym, a pióro się wzdraga".

Uwagi te z całą mocą podkreślają rozwijaną w tej właśnie części notatek koncepcję króla jako męczennika na tronie.

Podobnie jak Jan Kazimierz (Boży gniew), jak Michał Korybut (Król Piast) jest nim także Jan III.

Sobieski i Marysieńka.

To oni są przecież bohaterami historycznymi Adama Polanowskiego...notatek.

Cóż za uderzający kontrast.

Wspaniały w swej męskiej urodzie dzielny rycerz i hetman, znakomity, niepokonany, szczęśliwy wódz (jeden z największych w naszej historii i najwybitniejszy z wybitnych w całym stuleciu), twórca najświetniejszego tryumfu zbrojnego od czasów wiekopomnego Grunwaldu.

Victor i Salvator.

Zbawca chrześcijańskiego świata, wielbiony i czczony w całej Europie.

Bystry, dalekowzroczny polityk, dobry, szlachetny, mądry król.

A przy tym wiecznie i romantycznie zakochany, przez całe lata uwielbiający wprost swoją przepiękną żonę, Marysieńkę.

Jak pisał niegdyś Boy z właściwym sobie poczuciem humoru, "najlepiej ożeniony król polski, bo trzykrotnie z tą samą kobietą".

Zakochany wiernie i pisujący do uwielbianej wspaniałe, pełne miłosnego żaru listy bezpośrednio ze zdobytych szturmem namiotów tureckich wezyrów, ciągle stęskniony i spieszący do wdzięków pani swego serca.

Wygrywający jak tylko można najszybciej te swoje batalie, te swoje "procedery z Tatary i Turki" i biegnący "co koń wyskoczy" najspieszniej, namiętny kochanek, Celadon, w ramiona prześlicznej Astrei, czułej, oddanej.

I ona, Marysieńka, "Róża" kochająca, stęskniona, oczekująca, wierna, "przymilna", wabiąca Jachniczka wszystkimi powabami swoich odkrytych i ukrytych "śliczności".

Sobieski i Marysieńka.

Celadon i Astrea, Róża.

Postaci jak z baśni, legendy, marzenia, mitu.

Któż nie zna tej pięknej, wzruszającej i jakże sympatycznej legendy o bohaterskim władcy i jego prześlicznym ukochaniu?

A jednak Kraszewski jako jeden z pierwszych polskich powieściopisarzy mit ten podważa i zwalcza.

Zwalcza jednak tylko jego część drugą.

Mit Marysieńki - Astrei -Róży.

W licznych romansach historycznych tego twórcy - dobremu, szlachetnemu władcy, dbającemu o potęgę państwa i szczęście poddanych, przeciwstawia się rywalizujący z nim zły, bezwzględny, przewrotny, podły magnat, realizujący swe niecne i egoistyczne plany kosztem ojczyzny.

Schemat ten funkcjonuje również w Adama Polanowskiego...notatkach.

Znajdujemy tu mnóstwo krytycznych sądów i pełnych oburzenia uwag na temat opozycyjnej, a nawet wrogiej postawy hetmana litewskiego, Paca, który swoim działaniem unicestwia właściwie efekty wspaniałych zwycięstw Sobieskiego pod Chocimiem i na Ukrainie, na temat zdrady Morsztyna, antykrólewskich akcji, spisków i knowań innych wielmożów i dostojników Korony i Litwy.

Ale najbardziej negatywną rolę odgrywa jednak sama królowa.

Już pierwsze (pośrednio ukazane w pamiętniku pana Adama) spotkanie z postacią pani hetmanowej - w przeciwieństwie do (taką samą techniką zaprezentowanego, ujmującego portretu Sobieskiego - robi prawdziwie niesympatyczne wrażenie.

Wkrótce też potwierdzają to wrażenie kolejne osobiste kontakty Polanowskiego z kapryśną, zarozumiałą i nieznośną panią.

Tak odbiera je czytelnik.

Ciemne, ponure tony zabarwiają coraz mocniej kreowany w pamiętniku portret Marysieńki.

Prześliczna, ale zimna, wyrachowana, patologiczna egoistka, bezwzględna, chytra, skąpa, pyszna, dumna, próżna, odpychająca.

Przewrotna intrygantka, tyranizująca całe otoczenie i męża, przebiegła despotka kupcząca urzędami, zachłannie zgarniająca miliony do swej prywatnej szkatuły, spiskująca przeciwko własnemu mężowi, amoralna, zdradzająca go z jego przyjacielem, hetmanem Jabłonowskim (i nie tylko), skłócona z własnymi dziećmi, jątrząca przeciwko swoim synom, nie dopuszczająca najstarszego do sukcesji królewskiej.

Po śmierci małżonka usiłująca za wszelką cenę zatrzymać koronę przez jak najszybsze... poślubienie kolejnego elekta (nawet żonatego)!

Dworzanin króla Jegomości notuje: "Dzieci własne oszukawszy [...] przeciwko nim występowała mówiąc: niech Bóg uchowa, abyście któregoś z synów moich za króla wybrać mieli.

Do wszystkich poczwarności i sromot, które sprawą były tej kobiety z piekła rodem, tego tylko brakło, ażeby dzieci własne dla siebie sakryfikowała".

"Kobieta z piekła rodem"!

Trudno o bardziej odrażający konterfekt prześlicznej Marysieńki.

Zupełnie nie pasuje on do idyllicznego mitu.

I cóż za drastyczny, rażący kontrast z portretem Sobieskiego.

Królowa Marysieńka należy do jakże licznej u Kraszewskiego rodziny kobiet demonicznych i fatalnych.

Takich, które łamią życie najbliższym, nikomu nie przynoszą szczęścia, są źródłem chaosu, destrukcji, klęski.

Taką właśnie fatalną kobietą w życiu Sobieskiego stała się Maria Kazimiera.

To ona właśnie złowieszczym wyrokiem historii niszczy dzieło Jana III.

Komentuje to Polanowski z oburzeniem i bólem: "Gdziekolwiek ta kobieta dotknęła czego, splugawiła i zniszczyła [...] Dzieła i myśl bohatera zniszczyła".

Fatalna kobieta w historii Polski, kobieta... siła nieczysta, przyczyniła się do dalszego upadku ojczyzny.

Jest w tej opinii Kraszewskiego zapewne wiele przesady, ale pozostajemy pod wrażeniem jego mocnych słów.

Dobiegające końca bolesne i jakże smutne wspomnienia dworzanina króla Jegomości uderzają przejmującym i symbolicznym obrazem marniejącego po śmierci pana ukochanego i pielęgnowanego przezeń ogrodu, obrazem zagłady Janowego dziedzictwa: "Ruina biiska patrzała zewsząd".

"W ostatnim zdaniu autor notatek, zaszyty w swej cichej Polance, rozpamiętuje praeterita, przeszłość.

Jest to smutna i pesymistyczna lekcja, bolesna lekcja historii.

Częste jest takie nauczanie ojczystych dziejów przez wielkiego pisarza i moralistę.

Lech Ludorowski.

TOM PIERWSZY.

- Vade retro Satanas!

Precz, kusicielu, ode mnie!

Nie dosyć ci, żem się długim życiem umęczył, chcesz, abym się sam na tortury brał, spowiadając się z niego, kwoli waszej pocieszę i mojej konfuzji!

Widziałeś mnie zawsze prawie wesołym, choć bieda to noc, jakbym albo najszczęśliwszym był, albo sobie nieszczęścia nie miał za nic - więc ci się zdaje, że mi żywot płynął jak po maśle i uciechą będzie czytać, gdy wam o nim nakłamię.

Ale - wieszże ty, czym ja, śmiejąc się, owego lisa spartańskiego ukrytego nie miał na piersi, który mi ją gryzł i szarpał, gdym się uśmiechał?

(Lis był czy wilk proszę sprawdzić - o to idzie, że kąsał).

Myślisz, że życie własne, pełne omyłek, za które się pokutowało, drugi raz przeżyć na papierze łatwo jest albo miło?

Na ostatek, sądzisz, że ja ci jak na spowiedzi - prawdę powiem?

Choćbym chciał, nie potrafię.

Jest w ludzkiej naturze, iż mówiąc o sobie, człowiek zawsze kłamie, nawet gdy prawdę mówi, bo gnothi seauton - niemożliwa rzecz!

Więc po cóż się zdało biografię pisać?

Z bajek ludzie tyle się uczą co dzieci - o stworzeniach, jakich na świecie nie ma, i cudach, których nigdy nie bywało.

Wiem, co mi na to odpowiesz, że nie mojej mizernej biografii żądasz, bo ta ci do niczego, ale chcesz, bym ci opowiedział, na com patrzał, et quorum pars parva fui.

To znowu sprawa inna.

Odpowiedz mi naprzód na to pytanie - czy człowiek, który widział buty czyjeś, może wizerunek jego malować?

Ja zaś w moim życiu często na widzeniu historycznych butów musiałem poprzestać.

Na to trzeba daru osobistego, odwagi wielkiej i bezczelności niepośledniej, aby ludzi odgadywać z małych próbek.

Z tym wszystkim, mój Jordanie, wystawiłeś mnie na pokusę, bo mi się teraz coś o oczach moich pisać zachciewa i mówię sobie, prezumpcją byłoby chcieć być lepszym od drugich i kiedy drudzy głupstwa po sobie ad aeternam memoriam" zostawili, dlaczego ja mam od nich być lepszy?

Przy czym miłości własnej, zawsze trochę świerzbiącej, dogodziłoby się.

Zatem nie będzie to ani biografia, ani historia, ani żadna taka rzecz, co by się na kopyt zwykły wbić dała, ale coś swobodnego - nie roszczącego sobie prawa ani do tytułu, ani do znaczenia...

Luźne karty...

Nie żądaj ode mnie, abym pięknie pisał i przedmiot mój umiejętnie ci rozpłatał jak kucharz rybę.

Pióro puszczę, tak jak to się język puszczało przy kominie i ciepłym piwku - a co pamięć przyniesie, to się na kartach zapisze.

Niech ci Pan Bóg przebaczy, żeś mnie do tego namówił.

Vale et me amaP 1698 r.

Adam Polanowski.

Z młodszych moich lat - nie ma co pisać, bo ludzie są jako trawa, gdy się z ziemi wytyka, wszyscy jednakowi; trudno poznać, czy to z tego będzie łopuch, czy sałata.

Pamiętam tylko, że mi dla zbytniej swawoli matka i ojciec prorokowali, iż się szubienicy dorobię, lecz dzięki Bogu, nie sprawdziło się, choć prawda, żem dokazywał srodze i kipiało we mnie, a spokojnie na miejscu wysiedzieć nie było sposobu.

Rodzeństwa nas było troje: starszy brat Michał, powolny i nad wiek stateczny, młodsza siostra Julusia, a ja w pośrodku.

Matka nasza najukochańsza, świeć Panie jej duszy, nie bardzo była dla mnie surowa i mawiała (choć nie w mojej obecności), że młodość ma prawa swoje i - najlepsze piwo, gdy zrazu szumi, więc przez palce patrzyła na wybryki i folgowała, gdy ojciec dyscypliną i rózgami groził.

Swawola też owa ograniczała się na znęcaniu nad ptactwem, do którego z łuku się strzelało, na rybołówstwie, na dojeżdżaniu koni, od których niejednegom guza i sińców napytał.

Do obiecadła, nad którym Michał rad siadywał, ani mnie było napędzić, ale przecież, gdy na srom przywiązywano mnie sznurkiem do ławki i kazano się uczyć - nie przychodziło mi to z trudnością.

Baka...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • slaveofficial.keep.pl
  • Szablon by Sliffka (© - W Boga - wierze. Natomiast nie bardzo wierzę w to, co ludzie mówią o Bogu.)